Wywiady
David Ellefson & Frank Bello

Co robią David Ellefson z Megadeth i Frank Bello z Anthrax kiedy akurat nie nagrywają i nie są w trasie ze swoimi zespołami? Łączą siły i tworzą najlepszą rockową płytę roku!

2019-08-29

Jakich rozrywek szukają muzycy po 30 latach spędzonych w trasie, zagraniu koncertów na największych stadionach świata i wypełnieniu wszystkich ścian w sypialni złotymi płytami? W większości przypadków, najprawdopodobniej planują emeryturę i okazjonalnie występują gdzieś od czasu do czasu w ramach odskoczni od pielenia grządek i oglądania seriali. Tak pewnie zrobiliby zwykli ludzie, ale nie legendy thrash metalu.

Frank Bello z Anthrax i David Ellefson z Megadeath, zamiast zasłużonych wakacji wybrali debiut pod nowym szyldem. Nazywają się Altitudes & Attitude a ich pierwsza długogrająca płyta ukazała się w styczniu tego roku. Grupa debiutowała wydaną w 2014 roku EP-ką na której pojawiły się tylko 3 utwory. Po kilku latach, Frank i David postanowili na dobre zaangażować się w ten projekt. Zespół, do którego na koncertach dołączył bębniarz A Perfect Circle, Jeff Friedl, wyruszył niedawno w trasę koncertową razem ze Slashem i jego kapelą.

Altitudes & Attitude wrócili z nowym materiałem do Jaya Rustona, producenta znanego ze współpracy ze Stone Sour i Anthrax, który był zaangażowany w powstawanie wspomnianej wcześniej EP-ki z 2014 roku. Na nowej płycie nie zabrakło światowej sławy gitarzystów i gitarzystek. Wśród gwiazd zaproszonych do współpracy pojawili się Ace Frehley, Gus G, Nita Strauss, Christian Martucci i Satchel. Jeśli chodzi o podział obowiązków w zespole, Bello zajął się wokalem i większością partii gitarowych. Ellefson pozostał przy basie. Już po pierwszym przesłuchaniu płyty „Get It Out” opadły nam szczęki. Wygląda na to, że thrashmetalowcy z Phoenix i Nowego Jorku ukrywali przed światem inne, znacznie bardziej melodyjne oblicze!

Zespół, który stworzyli Bello i Ellefson to coś więcej niż projekt dwóch basistów chcących popisać się swoją wirtuozerią. Altitudes & Attitude to zespół z krwi i kości, który poprzez teksty, które napisał Frank, naprawdę ma coś do przekazania! Kiedy spotkaliśmy się z tym duetem, byliśmy bardzo ciekawi w jaki sposób panowie znaleźli czas na poboczny projekt. Megadeth pracuje nad nowym materiałem i powoli przygotowuje się do jesiennego Megacruise. Z kolei z obozu grupy Anthrax cały czas słychać plotki o tym, że grupa nagrywa właśnie najcięższą płytę w swojej karierze. Jesteście ciekawi jak w natłoku muzycznych obowiązków znaleźć czas na jeszcze jeden zespół? Jest tylko jeden sposób, żeby się przekonać. Zapraszamy do lektury.

Gitarzysta: Na wstępie chcielibyśmy pogratulować wam debiutanckiego albumu wydanego pod szyldem Altitudes & Attitude. To coś zupełnie innego od muzyki Megadeth i Anthrax…

Ellefson: Frank i ja od dawna nosiliśmy w sobie te piosenki. Potrzebowaliśmy po prostu odpowiedniego bodźca, żeby je uwolnić. Obaj gramy w zespołach, które stały się ikoną pewnego stylu. Jako artyści mamy w sobie ogromne pokłady kreatywności, ale nie na wszystko możemy sobie pozwolić w obrębie konwencji ograniczających nas w macierzystych kapelach. W końcu nadszedł jednak odpowiedni moment, aby zaprezentować światu Altitudes & Attitude i pokazać drugie oblicze.

Bello: Te piosenki idealnie reprezentują muzykę, którą robię po godzinach w domu. Po prostu biorę do ręki gitarę, gram, śpiewam i dobrze się bawię. Ostatnio zacząłem nawet organizować sesje „open mike” (rodzaj występu na żywo, w którym każdy może wziąć udział - dop. red.), które okazały się być prawdziwym wyzwaniem. W ramach rozwoju coraz częściej siadam również do pianina. Nie wiem czy kiedykolwiek się w tym odnajdę, ale jest to dla mnie jeszcze jedno narzędzie pozwalające mi wyrażać siebie, a przecież właśnie o to w tym wszystkim chodzi.

Ellefson: Można powiedzieć, że Altitudes & Attitude daje nam możliwość robienia tego co kochamy, ale bez całej tej otoczki „alter ego”, która towarzyszy naszym thrashmetalowym kapelom. Chodzi mi o to, że granie tych piosenek nie wymaga od nas wcielania się w postaci, którymi nie jesteśmy. Dla heavymetalowych basistów to naprawdę miła odmiana.




DAVID ELLEFSON

Sławę przyniosła mu jego niesamowita technika gry na basie, oparta na kostkowaniu. Nie licząc 8-letniej przerwy na pracę dla firmy Peavey, gra w zespole Megadeth bez przerwy od 1983 roku. David jest również członkiem supergrupy Metal Allegiance, założycielem wytwórni i agencji koncertowej EMP a także twórcą warsztatów Basstory z którymi jeździ po całym świecie. Posiada własną markę ekskluzywnej kawy i jest autorem dwóch książek (trzecia właśnie powstaje). W jego rodzinnym Jackson w Minnesocie 9 października uznawany jest za dzień Davida Ellefsona. W ramach wdzięczności za to wyróżnienie muzyk stworzył Ellefson Youth Music Foundation – fundację zbierającą środki na edukację muzyczną dzieci i młodzieży. David jest również twarzą takich gitarowych marek jak Jackson, Hartke i SIT Strings.

 

Obaj pisaliście piosenki na tę płytę?

Ellefson: Tak. Wszystko zaczęło się na warsztatach basowych organizowanych przez Hartke. Spotkaliśmy się z Frankiem w Londynie i stwierdziliśmy, że musimy stworzyć coś razem - choćby po to, żeby mieć trochę podkładów, które przydadzą nam się podczas lekcji. Zainspirowali mnie do tego Victor Wooten i Steve Bailey, którzy zrobili coś takiego na swoich wspólnych lekcjach basowych wydanych na kasetach wideo w latach 90.

Bello: Szybko okazało się, że jest nad czym pracować. Obaj przynieśliśmy na warsztat po kilka numerów i tak zaczęło się składanie materiału na płytę. Od początku chodziło po prostu o napisanie dobrych piosenek i mam wrażenie, że nie mieliśmy z tym większych problemów.

Ellefson: Od początku bardzo podobało mi się to, że zespół tworzy dwóch basistów z których jeden gra na co dzień palcami, a drugi kostką. W naszych macierzystych kapelach mamy zupełnie inne podejście do basu i w pewnym sensie, chyba właśnie to było iskrą zapalną tego projektu.

Jak przebiegał proces nagrywania materiału?

Ellefson: Frank odwiedził mnie w Phoenix podczas jubileuszowej trasy „Amog The Living”, którą grał z Anthrax. Zgarnąłem go z lotniska i pojechaliśmy do mnie do domu, gdzie zaczęliśmy przerzucać się pomysłami związanymi z piosenkami dla Altitudes & Attitude. Kiedy mieliśmy już nagrania demo „Booze & Cigarettes” i „Tell The World” Frank zaproponował, żebyśmy zaangażowali do współpracy Jaya Rustona. Oprócz tego, że jest producentem, gra również na basie dlatego wyszliśmy z założenia, że szybko znajdziemy z nim nić porozumienia.

Bello: To właśnie Jay sprawił, że wszystko nabrało kształtów. Dzięki niemu moje partie gitar zyskały odpowiedni charakter. Jay to gość, który dokładnie wie, jakich części brakuje danej piosence. A kiedy już je ma, po prostu układa je warstwami w najlepszy możliwy sposób. Uwielbiam z nim pracować!

Ellefson: Gdy Jay usłyszał nasze pierwsze piosenki, od razu zrozumiał wizję, jaka za nimi stoi. Frank i ja nie byliśmy chyba do końca świadomi tego, że drzemie w nas muzyka, którą musimy przekuć w piosenki i jak najszybciej wypuścić w świat. Jay podszedł do tego z ogromnym zrozumieniem i szybko stał się dla nas „piątym Beatlesem”.

Bello: Chcieliśmy wydać ten materiał jeszcze w 2017 roku. Kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, bardzo się cieszę, że zabrakło nam wtedy czasu. Dzięki opóźnieniom mogliśmy wszystko dopracować, gdy tylko pojawiło się trochę wolnego czasu w napiętych kalendarzach naszych macierzystych zespołów.

Ellefson: Uwielbiam głos Franka, który głęboko osadza się w centrum napisanych przez niego piosenek. Jego utwory bardzo często składają się z mrocznego intro i zwrotek utrzymanych w molowej tonacji, które później wybuchają ekscytującym refrenem bazującym na skalach durowych. Ten moment to jak objawienie jakieś wielkiej prawdy. Trzeba poczekać do refrenu i to właśnie tam czeka na słuchacza cała radość.




FRANK BELLO

Znany z niesamowitej artykulacji i wspaniałej techniki gry palcami. Oprócz tego, utalentowany gitarzysta, wokalista, songwriter i… aktor. Jego macierzysty zespół, Anthrax, który największą popularność zdobył w latach 80 i 90 do dziś nagrywa płyty i koncertuje. Odkąd Frank dołączył do kapeli w 1984 roku, opuścił ją tylko raz, na 12 miesięcy, żeby wesprzeć swoją wirtuozerską techniką gry pionierów alternatywnego metalu – zespół Helmet. Muzyk od lat współpracuje z markami ESP oraz Hartke. Bardzo często działa również na rzecz organizacji charytatywnych, np. Little Kids Rock. Jeśli nie miałeś/aś okazji zapoznać się z jego charakterystycznym stylem gry, koniecznie sprawdź takie utwory jak „Caught In A Mosh”, czy „Got The Time”. Podobnie jak „Peace Sells” Ellefsona, są to kamienie milowe w świecie metalowych partii basu.

 

Czy na nowej płycie oboje gracie partie gitary i basu?

Bello: Ja grałem zdecydowanie więcej partii gitar niż basu. Były to głównie riffy rytmiczne, bo solówki oddaliśmy w ręce naszych przyjaciół. Z kolei David położył jedne z najlepszych linii basu, jakie kiedykolwiek słyszałem. Byłem naprawdę pod wrażeniem. To tylko potwierdza jak świetnym jest basistą. Co więcej – niektóre partie gitarowe to również jego robota.

Ellefson: Tak, linie basu na tej płycie to moja sprawka. Kiedy Frank nagrał już swoje partie gitary, pozwoliłem sobie również dodać kilka melodyjnych smaczków i ozdobnych harmonii. Muszę przyznać, że granie na basie do piosenek, które skomponował Frank to dla mnie ogromna frajda. Te kompozycje potrafią wydobyć ze mnie całkowicie nowe kontrapunkty. Frankowi bardzo spodobało się to co grałem i w ten sposób szybko podzieliliśmy się rolami w zespole.

Czy komponując linie basu inspirowałeś się czymś szczególnym?

Ellefson: Po głowie chodził mi Joe Jackson i cała fala New Wave z lat 80. Te brzmienia na pewno ukształtowały mnie jako muzyka grającego rocka i metal. Za czasów mojej młodości wieczorne programy muzyczne w telewizji i radiu serwowały naprawdę zróżnicowany repertuar. Chłonąłem wszystko - od The Cars, przez The Clash po wczesne U2. Uwielbiałem to jak brzmiał bas w tamtych piosenkach.

 

David, jesteś znany ze swojego szybkiego i niezwykle precyzyjnego stylu gry kostką. To co grasz w Megadeth bardzo często pokrywa się z partiami gitar. Jakie było twoje podejście do basu tym razem?

Ellefson: Megadeth to bez wątpienia jeden z najbardziej progresywnych zespołów na świecie, a już na pewno, jeśli mówimy o kapelach grających thrash metal. Przez lata przecieraliśmy szlaki na polu wokali, gitar, basów i perkusji w muzyce rockowej więc nie czuję już potrzeby udowadniania nikomu czegokolwiek. Piosenki Franka są bardzo otwarte i „akordowe”. Mam więc mnóstwo miejsca, żeby grać własne melodie i niejako tworzyć coś na kształt osobnych utworów basowych zagnieżdżonych w jego kompozycjach.

Jak nietrudno było przewidzieć, na waszej płycie można usłyszeć wiele ciekawych brzmień gitary basowej…

Ellefson: Brzmienie Altitudes & Attitude definiuje przede wszystkim 8-strunowy bas. Kiedy pierwszy raz spotkaliśmy się, aby porozmawiać o wspólnym projekcie, od razu zaproponowałem, żebyśmy wykorzystali jak najwięcej dziwnych gitar basowych. Frank poprosił ESP, żeby dostarczyli nam do studia bas z 8 strunami. Chwilę później dzwoniłem do nich, żeby wykupić go na własność. To właśnie za sprawą tego instrumentu poprosiłem, aby Jackson stworzył dla mnie bas 10-strunowy, który był dla nich całkowicie nowym wynalazkiem. To nie pierwszy pionierski instrument, który razem stworzyliśmy. Oprócz unikalnego w skali całego świata 10-strunowca pracowaliśmy razem nad ich oryginalną „piątką” i wiosłem „Kelly Bird”.

Opowiedzcie w jaki sposób nagrywaliście gitary basowe w studiu.

Bello: Jay to mistrz kręcenia świetnych brzmień na sprzęcie Kempera. Nagrałem kilka ścieżek w domu za pomocą programu Garageband. Okazały się być całkiem niezłe, więc Jay bez problemu zmiksował je z materiałem zarejestrowanym w studiu i wszystko razem zabrzmiało naprawdę rewelacyjnie.

Ellefson: Kiedy Jeff Friedl nagrał już perkusję, zabraliśmy ścieżki do domowego studia Jaya, które znajduje się w Sherman Oaks. To tam nagrywaliśmy gitary i basy. Można powiedzieć, że Altitudes & Attitude narodziło się w momencie, w którym podpięliśmy 8-strunowy bas ESP do Kempera. Bez problemu mogłem na nim zagrać partie gitary prowadzącej. Brzmienie tego instrumentu jest niesamowite. Łączy w sobie wszystko co najlepsze w agresywnym basie i gitarze prowadzącej. Jest jeszcze jeden plus – nie musieliśmy dzwonić po żadnych gitarzystów, żeby samemu nagrać na tym instrumencie partie, do których zazwyczaj byliby potrzebni.

Granie solówek na 8-strunowej gitarze basowej musiało być nie lada wyzwaniem…

Ellefson: Jedną z rzeczy, które wziąłem sobie do serca podczas gry w licealnym zespole muzycznym była nauka solówek przy zmieniających się akordach. W metalu riffy są zasadniczo odpowiednikami jazzowych progresji. W przypadku tych pierwszych zadanie jest o tyle trudniejsze, że podkład może się nieustannie zmieniać, z durowego na molowy, a potem zmniejszony, a wszystko to na przestrzeni paru taktów. Tak naprawdę musiałem się więc nauczyć grać solówki na nowym instrumencie, ale przynajmniej w stylu, któremu poświęciłem całe życie. Frank i ja nigdy nie eksponowaliśmy solówek, jeśli chodzi o dokonania Anthrax i Megadeth. W Altitudes & Attitude mamy okazję rozwinąć się nieco na tym polu. Mieliśmy okazję sprawdzić się w czymś zupełnie nowym i bardzo się z tego cieszę.

Nie można zapominać o świetnych muzykach, których zaprosiliście do współpracy przy płycie „Get It Out”.

Ellefson: Zatrudniliśmy samych zawodowców. Gitary prowadzące nagrywali Nita Strauss i Gus G a w utworze „Late” pojawił się nasz idol z dzieciństwa – Ace Frehley, który zagrał solówkę. Zarówno dla mnie, jak i dla Franka była to prawdziwa wisienka na torcie!

W piosenkach pojawia się wiele bardzo osobistych przemyśleń…

Bello: Mówiąc szczerze, nie byłem do końca przekonany, czy powinienem sięgać aż tak głęboko. Te piosenki były dla mnie naprawdę oczyszczające. Cały ten proces twórczy porównałbym do terapii. Stąd zresztą tytuł całej płyty. Na pewno jest tu dużo emocji podszytych autentycznymi przeżyciami.

Ellefson: W pełni się zgadzam. Weźmy na przykład utwór „Here Again”, który powstał pierwotnie jako podkład do naszych basowych warsztatów. Kiedy zaczęliśmy pisać tekst piosenki okazało się, że mamy podobne przemyślenia na temat zmagań z różnymi przeciwnościami losu, walki i „przechodzenia na drugą stronę”. Bardzo często kończy się to tym, że wracamy do punktu wyjścia. Obaj przerabialiśmy to wiele razy i nie raz zastanawialiśmy się jak to możliwe, że znowu mierzymy się z tymi samymi problemami. Buddyści ze Wschodu wyznają filozofię, która mówi, że coś, czego nie nauczysz się za pierwszym razem, będzie do ciebie wracać aż do skutku…

Frank, nie da się ukryć, że twoje teksty są bardzo osobiste. Jesteśmy przekonani, że słuchacze docenią twoją szczerość i odwagę.

Ellefson: Wszyscy znają Franka jako wesołego, jowialnego gościa. Ta płyta odkrywa mroczne zakamarki jego duszy, o których nawet ja nie miałem pojęcia. Myślę, że ten projekt był świetnym sposobem na przepracowanie niektórych tematów. Z drugiej strony, nie dziwię się, że odkrywanie przed światem mrocznych stron duszy, może być dla niego przerażające.

Bello: Porzucenie, emocje związane ze śmiercią mojego brata, dorastanie w domu moich dziadków po śmierci taty… te wszystkie rzeczy bez wątpienia mogły odcisnąć piętno na moim wnętrzu. Teraz jednak wiem, że dobrze jest wyrzucić to z siebie i podzielić się tym z innymi osobami, które mogą mierzyć się z podobnymi problemami. Być może kontakt z tą muzyką będzie dla kogoś takim samym oczyszczeniem jak dla mnie.

Zdjęcia: Jason Shaltz