Wywiady
Paweł Wróbel (The Lowest)

Po sukcesie wydanego w ubiegłym roku „Doomed”, stołeczni hardcore’owcy z The Lowest idą za ciosem, wypuszczając kolejne, dojrzalsze i nieco trudniejsze w odbiorze dzieło.

Grzegorz Pindor
2019-07-09

Wielbiciele brzmień z pogranicza sludge i hardcore’a od dawna mają zespół na swoim radarze, z kolei ci, którzy w krajowej scenie szukają powiewu świeżości powinni jak najszybciej sprawdzić „Cult”. Trzeci duży album w karierze The Lowest pokazuje, iż jedne z najciekawszych rzeczy w polskiej ekstremie wciąż tkwią w tak zwanym podziemiu, a hardcore nadal pozostaje doskonałą platformą do przekazywania kontrowersyjnych treści. O najnowszym materiale i ideologii stojącej za „Cult” rozmawialiśmy z Pawłem Wróblem – wokalistą zespołu.

Grzegorz Pindor: Muszę przyznać, że celowo długo zwlekałem z odsłuchem „Cult”. Zresztą, chyba słusznie bo album wkrótce zostanie wydany na winylu dzięki Hasiok Records i nadarzyła się dzięki temu dobra okazja. Ostatnie premiery w katalogu tej wytwórni to kasety, nie myśleliście aby wydać album właśnie na tym nośniku? Od jakiegoś czasu, to właśnie hardcore’owcy są odpowiedzialni za renesans tego, dziś chyba już archaicznego sposobu dystrybucji płyt.

Paweł Wróbel: Pierwsza płyta i „Doomed” wyszły na kasetach, więc "Cult" też pewnie wcześniej czy później wyjdzie. Wyszedł już CD, ale winyl jest w środowisku hc chyba najbardziej pożądanym towarem. Wiele osób ma zajawkę audiofilską i słucha winyli na fajnych gramofonach, ale znam sporo osób które kupują winyle, a nie mają nawet sprzętu do ich odtwarzania. Dzisiaj znakomita większość ludzi słucha muzyki w formie elektronicznej. Fizyczny nośnik to po prostu forma wsparcia dla zespołu czy wydawcy. Poza tym ładnie wydany winyl czy kaseta to zupełnie inny rodzaj obcowania z muzyką niż digital na dysku.

A jak to wygląda u Ciebie, lubisz vintage – kasety i winyle, czy idziesz z duchem czasu stawiając np. na streaming? Osobiście przyznam, że najczęściej słucham Was właśnie poprzez Spotify. Sugerując się statystykami, nie jestem w tym odosobniony.

Ja słucham muzyki tylko przez Spotify. Bardzo lubię tą aplikację, jest to niezwykle wygodne i rzadko zdarza mi się, abym czegoś tam nie znalazł. Kasety czy winyle są czymś namacalnym i niejako dopełnieniem albumu, jako jego fizyczna manifestacja - ale nie oszukujmy się, streaming to nie jest nawet przyszłość muzyki - to jest jej teraźniejszość. Jest to najwygodniejszy sposób słuchania. Plus niezwykła sytuacja - streaming praktycznie zabił piractwo. Ja sam nie pamiętam, kiedy próbowałem ściągnąć jakąś płytę - chyba jakieś dwa lata temu.

Zabił piractwo, ale w żaden sposób nie wzbogacił zespołów, a stał się kolejnym must have. Podobnie jak kiedyś Myspace. Jesteś z pokolenia, które doskonale pamięta czasy tego serwisu. Nie tęsknisz za tym?

Nie bardzo. W takich kwestiach nie jestem szczególnie sentymentalny. O Myspace myślę nostalgicznie raczej dlatego, że miałem wtedy 20 lat, wspominam więc moją młodość, a nie dlatego że sam Myspace był jakiś szczególnie świetny. Świat cały czas się zmienia, dzisiaj są streamingi, jutro może będzie coś innego. Na pewno jednak z perspektywy zespołu trzeba być dostępnym na tych platformach, bo inaczej twoja muzyka może po prostu przepaść w odmętach sieci.

Wróćmy zatem do początku rozmowy i faktu publikacji tego materiału przez label. Czy obecnie wytwórnia jest jeszcze komukolwiek potrzebna? Czy dla Was, jako The Lowest to istotne wydarzenie w życiu zespołu, czy po prostu dobra okazja aby dotrzeć do osób, które lubią wspomniany nośnik.

Widzę trend, że kapele same wydają własny materiał - my też CD wydaliśmy sami, Hasiok zajmuje się tylko winylem. Myślę, że nie ma prostej odpowiedzi na to pytanie. Na pewno czasy fizycznych nośników trwają, na pewno też ważne jest dla nas, aby wydać materiał zarówno na CD jak i na winylu. A wytwórnia oprócz wydania robi też inne rzeczy - promocję, recenzje itd. Na pewno nie ogłaszałbym końca wytwórni, to ciągle instytucja która może zespołowi bardzo pomóc. Zajmowanie się wszystkim od A do Z nie jest czymś, na co każdy ma czas, zwłaszcza że granie to dla nas rzecz którą robimy z doskoku, mamy normalną pracę, rodzinę i tak dalej. Poza tym bardzo lubimy się z Przemkiem, który stoi za Hasiok. Kiedyś przy okazji jakiegoś gigu padł pomysł wydania się u niego i było dla nas w jakiś sposób naturalne, że taki będzie los "Cult".

I bez tego dobrze sobie radzicie, w ciągu ostatnich dwóch lat regularnie o was słychać, ponadto cieszycie się w pełni zasłużoną estymą. "Cult" ma szansę trafić do kolejnego grona odbiorców. Już przy „Doomed” rozmawialiśmy o tym, że metalowcy mogą sięgnąć po ten album. Teraz chyba wręcz muszą.

Od początku jakoś tak wychodziło, że łączyliśmy w naszej muzyce różne style. Jak robiliśmy kolejne albumy, nie potrafiliśmy nigdy ukierunkować się na jeden rodzaj muzyki, więc kierowaliśmy się we wszystkie strony na raz. Był punk, hardcore, metal, sludge. I chyba po czwartej płycie mogę stwierdzić, że taka jest właśnie formuła naszego zespołu. Metalu tym razem też jest całkiem sporo - chcieliśmy żeby album był cięższy niż „Doomed”, w tym samym momencie szukaliśmy jednak czegoś nowego, czego jeszcze nie zrobiliśmy - stąd też trochę elektroniki. Jeżeli metalowcy sięgną po ten album - bardzo się ucieszymy.

Ambientowe smaczki, to coś, czego przeciętny hardcore’owy słuchacz z pewnością się nie spodziewał. Czyj to pomysł, a przede wszystkim, czyje wykonanie? Przyznam, że „klawisz”, dodał materiałowi po pierwsze: mroku, a po drugie: melancholijnego klimatu.

Pomysł wyszedł dość spontanicznie, na próbie. Kończyliśmy akurat „Alpha/Ceremony” i Jurek, który akurat zainstalował sobie na kompa dużo fajnych wtyczek, wrzucił kilka tekstur w intro kawałka. Gdy to usłyszeliśmy, pomyśleliśmy - o, to chyba będzie motyw spajający ten album i coś, czego jeszcze nie robiliśmy. Tak zresztą zwykle powstaje nasza muzyka - jakaś baza, kilka riffów, a potem kminimy na próbach, co z tym dalej można zrobić. Super jest to, że dobrze się muzycznie rozumiemy i uzupełniamy. Michał, Jurek, Kostek, Staszek – to bardzo zdolni goście i to wielkie szczęście, że wpadliśmy na siebie zakładając zespół – bo sporo było w tym przypadku.

 

Album zaczyna się od subtelnej miniatury, a kończy ponad siedmiominutowym kolosem, który spokojnie mógłby się znaleźć na płycie dowolnego post-metalowego zespołu. Tych kilka prostych, zapętlonych dźwięków to klamra spinająca "Cult". Utwór ma dość apokaliptyczny charakter.

Również tytuły piosenek o których mówisz w jakiś sposób spinają płytę - Alpha i Omega – początek i koniec. Ta płyta to koncept album. Każda piosenka traktuje o innym aspekcie religijności. Nie jest to absolutnie płyta "pro" religijna. Jest to pewna refleksja nad istnieniem religii i przyjrzenie się różnym jej aspektom. Ze swojej perspektywy, jako autora tekstów, chciałem przedstawić jakąś własną "duchową" czy też światopoglądową wędrówkę. Jako nastolatek otarłem się o różne wspólnoty religijne, jako dwudziestolatek doszedłem do wniosku, że religijność jest raczej jakąś funkcją ludzkiego umysłu - zaś świat metafizyczny prawdopodobnie nie istnieje. „Ceremony” - które następuje po „Alpha” - to przykład jednej z najstarszych, atawistycznych form religijności - modlitwa o deszcz. I tak przez cały album poruszamy różne aspekty tego zagadnienia, aż do Omegi - która jest jakąś formą rozpaczliwej próby pogodzenia się z trwaniem w świecie bez wyznaczonego odgórnie sensu, świecie który nie ma sam w sobie żadnego celu. Jest to konstatacja pesymistyczna, ale wydaje mi się że bliska prawdy. Jest to też trudny do zaakceptowania fakt - dużo ciężej żyje się w rzeczywistości, w której nie ma żadnego sacrum, a rzeczy dzieją się tak po prostu. Nie możesz do nikogo zwrócić się o pomoc, nikt nie słucha twoich modlitw.

„No Gods, No Masters – Only Man” - zgadzasz się?

Pewnie tak, aczkolwiek mój stosunek do religii nie jest jednoznacznie negatywny. Kościół Katolicki ma swoje za uszami, nie da się jednak jednoznacznie ocenić instytucji, która ma dwa tysiące lat i miewała bardzo różne okresy. Dziś na przykład w kościele może egzystować ktoś taki jak Michał Heller - ksiądz katolicki, a do tego fizyk i kosmolog. Albo środowisko Tygodnika Powszechnego, w którym jest wiele wartościowych osób. Oczywiście wiadomo, że w kościele jest mnóstwo zabobonu, ale jednak organizacja, w której jest przestrzeń dla ludzi wykształconych i naukowców, to zupełnie inny kaliber niż pewne odłamy protestantyzmu, dosłownie traktujące biblię, twierdzący że ziemia ma 6 tysięcy lat. Albo islam wahhabicki, który w praktycznie niezmienionej formie trwa od późnego średniowiecza. Ciekawy fakt - Bagdad jeszcze na przełomie pierwszego i drugiego tysiąclecia był w awangardzie naukowej ówczesnego świata - a świat zachodni zna dzieła Arystotelesa dzięki muzułmańskim myślicielom - persowi Awicennie i arabowi Awerroesowi. Dopiero potem wygrały prądy myślowe, które zakonserwowały islam na wieki.

A nie uważasz, że dzisiejszy kult, to nie ten religijny, a zwykłej pychy i hedonizmu?

Na to nie ma prostej odpowiedzi. Żyjemy w euroatlantyckim kręgu kulturowym, więc tak nam się może wydawać - ale Europa to nie jest nawet 10 procent światowej populacji. Kultura zbytku, konsumpcja - jasne, to jest coś realnego, ale dla wcale nie tak dużego wycinka ludzkości. Mnie interesuje kult w wymiarze duchowości i pragnienia nadania sensu światu. Nie interesuje mnie, przynajmniej na tym albumie, opisywanie bardziej doczesnych problemów. Tym razem pozwoliłem mojej fascynacji religijnością całkowicie zawładnąć treścią płyty.

Pracujesz w mediach, masz duży ogląd na to jak kształtują się opinie, jakich treści poszukują ludzie. Ma to wpływ na to, co przekazujesz w The Lowest ?

Przede wszystkim to uważam, że współczesne media i ogólnie wszystkie platformy, z których ludzie czerpią informację bardziej przypominają ściek niż cokolwiek innego. Jesteśmy bombardowani mnóstwem pierdół, a naprawdę ważne tematy gdzieś przepadają. Poza tym świat jest bardzo złożony, a wiele mediów bazuje na najniższych instynktach, podkręcając emocje. W ogóle żyjemy w czasach, kiedy właśnie emocje zawłaszczają wszystko - mało jest miejsca dla rozumu.

Informacje o małym Alfie Evansie, jakoby go ktoś próbował zamordować, ruchy anty-szczepionkowe, ludzie którzy skomplikowane geopolityczne procesy, w tym migracje, chcą tłumaczyć jednym zdaniem. Łatwo w dzisiejszym świecie się pogubić, a język emocji jest dużo prostszy. Możemy zredukować sobie dysonans, zamknąć się w swojej bańce w poczuciu, że rozumiemy cokolwiek z procesów które zachodzą wokół nas. W sumie to podobnie jest z religią - dostajesz pewien pakiet odpowiedzi, i nie musisz już konfrontować się z tym, że świat jest dużo bardziej chaotyczny.

To dlatego śpiewasz, aby ująć niektóre kwestie w ramy przystępne dla ludzi, którzy przynajmniej w teorii powinni mieć otwarty umysł?

Powiem ci szczerze, że nie wiem czy tak to właśnie jest. Ja tak naprawdę nie wiem czy inni odbierają teksty tak, jak ja je sobie wymyśliłem - chyba jednak każdy może w nich zobaczyć coś innego. Przez wszystkie lata, kiedy gramy, to bardziej egoistycznie myślałem po prostu o tym, żeby wyrzucić z głowy cały syf który w niej zalega. Trochę taka autoterapia.

W wielu wypowiedziach muzyków, czy osób związanych ze sceną często pada stwierdzenie, że ten ruch i ludzie za nim stojący, krzyczący o problemach w swoich tekstach wyciągnęli ich z niejednych poważnych tarapatów, i czują oparcie w tej muzyce i wszystkim co z nią związane. Zadam Ci teraz pytanie kluczowe być może dla całej rozmowy i postrzegania The Lowest – zwłaszcza, że stoisz za mikrofonem – czy dziś, hardcore jest Ci tak naprawdę potrzebny?

Na pewno tak, aczkolwiek jest czymś zupełnie innym, niż był dla mnie prawie dwadzieścia lat temu, kiedy zacząłem chodzić na koncerty. Na pewno nie jest już tak ważny, jak choćby dziesięć lat temu. Czas zmienia perspektywę, jestem już dorosłym gościem. Nawet nie młodym dorosłym - dwudziestoparolatkiem, tylko po prostu, dorosłym. Priorytety mam dzisiaj zupełnie inne. Na pierwszym miejscu jest rodzina. Ale cały czas gramy, a dopóki widzę, że ktoś chce nas słuchać, że jest sens jechania na dwutygodniową trasę - będę to robił. Tworzenie muzyki która trafia do ludzi, która nie jest im obojętna, bycie częścią tej sceny - to bardzo wyjątkowe doświadczenie. Z pewnością mam też dużo szczęścia, że udało mi się spotkać chłopaków z The Lowest. Granie z nimi, przyjaźń z nimi to świetne doświadczenie.

Rozmawiał: Grzegorz Pindor