Wywiady
Mark Knopfler

Jego ostatnia płyta ma ‘autobiograficzny’ charakter i wypełniają ją te niezwykłe, zawodzące tęsknotą frazy gitarowe, które uczyniły go sławnym. Spotykamy się z Markiem Knopflerem żeby porozmawiać o uroku tanich gitar, niechęci do purystów i dlaczego po czterdziestu latach kariery jednego z najbardziej poważanych gitarzystów na świecie, nadal myśli o lekcjach gry na tym instrumencie...

2019-03-14

„Jeśli naprawdę kochasz gitary to znaczy, że kochasz je nawet jeśli nie są drogie” – zamyśla się Mark Knopfler siadając wygodnie na fotelu w reżyserce swojego studio w zachodnim Londynie. „Znaczącą częścią mojego dzieciństwa było wpatrywanie się w nie jak w obrazek. Nie wiedziałem, czy jako pierwszą będę miał Futuramę, czy Hofnera czy Burnsa Sonic. Kochałem je wszystkie i kocham nadal. Od tego nie można uciec.”

Cztery dekady od debiutu Dire Straits – ‘Sultans of Swing’ – Mark nadal tworzy muzykę będącą, między innymi, wyrazem miłości do brzmienia gitary, w jej rozmaitych odmianach. Jego ostatnia płyta – ‘Down The Road Wherever’ – ma wyraźnie autobiograficzny charakter, a każda z 14 piosenek tworzy swoisty portret życia jakie prowadził jako koncertujący gitarzysta w Newcastle czy Deptford, zanim uderzyła weń wielka fala światowej sławy. Jak zwykle, nie brakuje na tym albumie tych nieśpiesznych, emocjonalnych linii gitary, które tak zapadają w pamięć, ale także kilku niespodzianek. Przykładowo, mniej więcej w połowie solówki slide utworu ‘Just A Boy Away From Home’ słyszymy znajomo brzmiącą melodię – po chwili zaczynamy kojarzyć: Knopfler pięknie parafrazował tam stary piłkarski hymn „You’ll Never Walk Alone”.

„Pomysł na to zawdzięczam mojemu ojcu.” – wyjaśnia Mark – „Kiedy leżał w szpitalu w Newcastle po swoim pierwszym zawale, borykając się z myślami, nagle usłyszał czyjś śpiew. To było przy parku St Jamesa, w środku nocy. A więc musiał to być jakiś młodzian z Liverpoolu, który nie zdążył na ostatni autobus albo pociąg. Był sam i szedł przez park śpiewając ‘You’ll Never Walk Alone’. Myślę, że tata odczytał to wtedy jako znak, który pomógł mu trzymać gardę wysoko pomimo kłopotów.” „I powiem ci coś więcej: ktoś z pewnością pomógł temu chłopakowi, zabrał go na stację, kupił mu herbatę, zapytał czy nie potrzebuje pieniędzy, wiesz… wsadził go do pociągu albo dowiedział się dla niego, o której odchodzi najbliższy do Liverpoolu itd. Tak traktuje cię Newcastle.” – mówi lider Dire Straits z dumą o swych rodzinnych stronach.

Wspomniana solówka to jeden z wielu wybitnych momentów na ostatniej płycie. Nie tylko za sprawą cytatu, ale także rasowej gry slide. Knopfler jest doceniany jako gitarzysta, ale tak naprawdę niewiele osób kojarzy go z grą slide i korzenie tej techniki sięgają u niego głębiej niż można by się spodziewać. „Już jako dzieciak umiałem grać w stylu a’la Elmore James.” – wyjaśnia Mark – Kiedy tylko usłyszałem tę muzykę, od razu stała się moja i jakoś potrafiłem ją wykonywać. Nie wiem, czy było to dobre i czy dziś chciałbym to usłyszeć, ale wówczas po prostu to robiłem.”

To otwiera dyskusję na temat jego rozpoznawalnego stylu, opartego w luźnych proporcjach na bluesie, country i folku, bez stawiania żadnego z tych stylów na piedestale. Jak w przypadku wielu innych gitarzystów, nasiąkanie od najmłodszych lat znakomitą kolekcją płyt – należącą do Steve’a Philipsa, jego przyjaciela i późniejszego partnera muzycznych sparringów – położyło fundament pod gitarową szkołę Knopflera. „Kiedy miałem około 20 lat, siedziałem już całkiem głęboko we wczesnym country.” – wspomina – „Słuchaliśmy tego mnóstwo, bo Steve miał bogatą kolekcję i spędzałem u niego całe noce na piciu kawy wśród dźwięków Blind Willie Johnsona i podobnych artystów. To były tego typu stare rzeczy, słuchaliśmy wszystkiego do tyłu, aż do lat dwudziestych lub nawet dalej.”

Ale jak doszedł do swego unikalnego brzmienia i grania palcami zamiast kostki? Mark wyjaśnia – „Dom Steve’a stał się dla mnie bluesowym uniwersytetem… Tam też narodziła się moja miłość do Nationali itp. Myślę, że to są korzenie moich akustycznych wycieczek i tam też narodziło się moje granie palcami. Nie miałem oporów, aby grać kciukiem na strunach wiolinowych i palcami na basowych. A kostkę tak czy inaczej zawsze gubiłem. Kiedy już mogłem sobie pozwolić na kupno wzmacniacza i zacząłem bawić się Gibsonami i Fenderami, odnajdywałem się w tym z łatwością.” „Bardzo dużo słuchałem muzyki.” – dodaje – „Myślę, że jeśli poświęcisz mnóstwo czasu na słuchanie i prześledzisz korzenie białej i czarnej muzyki, zarówno folka jak i bluesa, obu tych stylów, to masz szansę zyskać głębię w tworzonych przez siebie piosenkach.”

 

Wracając do teraźniejszości, Knopfler mówi nam, że frazy slide w ‘Just A Boy’ wykonał na singlach swojego Fendera. „W takich sytuacjach używam zwykle jednego z moich Stratów, sygnowanych lub zwykłych. Czasami gram też na tym Danelectro w kształcie butelki Coli. Przy okazji przypomniało mi się: miałem kiedyś 12-strunowego Dana i kiedy wstawałem z krzesła mój kciuk przebił się na wylot przez korpus. Pomyślałem wtedy: ‘Co za tandeta. Nie ma nic w środku.’ Pytamy czy to był korpus z masonitu używanego przez Danelectro. „Z pewnością nie.” – śmieje się Mark – „Tamtego czegoś nie chciałbyś użyć nawet na stolik piknikowy.”

Na płycie Sułtana Swingu jest więcej nawiązań do jego dawnego życia. W utworze ‘Matchstick Man’ – prawdopodobnie najlepszym na całym krążku – poznajemy historię muzyka podróżującego stopem na północ w Święta Bożego Narodzenia po zagraniu ‘sztuki’ w Kornwalii. Z tekstu dowiadujemy się jak kierowca ciężarówki wyrzuca go na środku skrzyżowania na kompletnym pustkowiu. Żadnych przejeżdżających samochodów a wokół nie widać nic oprócz śniegu. Ta piosenka jest jednak czymś więcej niż tylko prostą historyjką – porusza temat wyboru swojej własnej ścieżki życiowej bez żadnych wskazówek, map czy przewodnika. ‘I kim byś był, włóczęgo?”’– pyta tekst – ‘Nikt cię nie zapraszał, wiesz.’ Czy tak się wtedy czuł?

„Tak. Stałem tam sam myśląc o swoim życiu – wspomina Knopfler – „Byłem młody i nie sprawdziłem nawet jak daleko jest z Penzance do Newcastle. Nie wiedziałem, że to jakieś 800 kilometrów. Po prostu wspinałem się do kabin ciężarówek z gitarą na plecach. W tamtych czasach nieustannie widziałeś mnie podróżującego autostopem. Teraz to nie do pomyślenia i pewnie bym się na to nie odważył. Z gitarą? Żartujesz? Ale tak, właśnie taki wtedy byłem.” „Po jakimś czasie zrobiłem sobie przerwę od muzyki.” – wspomina – „Znalazłem pracę, która ocaliła mi życie i zarobiłem trochę kasy, która pozwoliła mi wymienić motocykl na samochód i kupić Fendera. To pozwoliło mi wrócić na właściwe tory i złożyć do kupy Dire Straits.”

 

Czy po latach grania po klubach, nagła zmiana wywołana sukcesem ‘Sultans of Swing’ nie była aby szokiem dla organizmu? „Wedle standardów innych ludzi była to zapewne zmiana ‘nagła’, aczkolwiek ja sam czułem, że to coś na co pracowałem przez całe swoje życie.” – mówi Knopfler – „Miałem 28 lat, kiedy ‘Sułtani’ stali się hitem a album sprzedał się na całym świecie w milionie egzemplarzy. Mieszkaliśmy wtedy jeszcze w Deptford, a zgodnie z ówczesnymi umowami, jako świeżo zakontraktowany artysta nie dostawałeś kasy przez pierwsze 18 miesięcy. Tak więc na całym świecie moja piosenka królowała na 1 miejscu list przebojów, ale ja nie zobaczyłem żadnych pieniędzy jeszcze przez dość długi czas. Dopiero po paru latach zdołałem się wspiąć wyżej. Wszystkie umowy zostały renegocjowane, ale w zamian musiałem dać im więcej płyt. Tak to działa. Powoli dochodzisz do miejsca, w którym jako artysta pobierasz już całkiem satysfakcjonujące wynagrodzenie.”

Niemniej nasz rozmówca jest wdzięczny losowi za lata koncertowania, w czasie których nie miał nikogo, kto by pomógł mu dźwigać gitarowe wzmacniacze. „Znam wielu muzyków, którzy nigdy nie musieli rozładować ani jednego busa. W pewnym sensie jest mi ich żal, bo jeśli nigdy tego nie doświadczyli, to nie rozumieją o co w tym tak naprawdę chodzi.” – mówi Mark.

Nowa płyta nie jest jednak w całości autobiograficzna. Nie brakuje tu także odświeżających momentów humorystycznych, jak w kawałku ‘My Bacon Roll’, który oddaje głos frustracjom średniego wieku szczura korporacyjnego. Z kolei ‘Drovers Road’ to ballada z tym charakterystycznym celtyckim sznytem, który z biegiem lat stał się trademarkiem Knopflera. „Mam tę nutę we krwi.” – mówi o swoich celtyckich wpływach, przyznając jednocześnie, że jest daleki od bycia dewotem folkowej tradycji. „Mam do tego takie podejście, że jeśli tu i teraz zagrałby obok nas zespół wykonujący tradycyjną muzykę celtycką, ja wyciągnąłbym Les Paula, by zagrać razem z nimi. Rozumiesz co mam na myśli? Jeśli komponuję coś co ma instrumentalną część pomiędzy zwrotkami, jak w ‘Laughs And Jokes And Drinks And Smokes’, z przyjemnością dodaję tam gitarę. Nie uważam aby taki mariaż w czymkolwiek ujmował folkowej muzyce.”

„Nie jestem purystą, wiesz? Nie sądzę aby trzeba się było trzymać jakichkolwiek klasycznych wzorców. Użyłbym fizycznego miksera na swojej płycie, jeśli bym naprawdę sądził, że to cokolwiek pomoże. Nie zamierzam być ortodoksem na siłę. Czasem można usłyszeć: ‘Oh, to jest angielski klub folkowy’, czy coś w tym stylu... Żartujesz, nie? Idź się walić! Nie interesują mnie tego typu rzeczy. Weźmy na przykład bluegrass. Są ludzie, którym wydaje się, że bluegrass może być grany wyłącznie na skrzypcach, banjo i akustyku z płaskim topem, ale granym wyłącznie kostką. Inaczej nie wolno. A kogo to obchodzi? Kocham bluegrass, ale sporo nowych rzeczy jest dla mnie zbyt szybka. Nazywam to ‘turbograss’. Właściwie, to jeśli posłuchasz dobrych muzyków jak Bill Monroe, od których to się zaczęło, tempa nigdy nie są tak szybkie. Oryginalne kawałki nie były grane w ten sposób.”

 

Na marginesie ilość czasu jaką w ostatnich latach Knopfler zainwestował w komponowanie piosenek odbiła się na jego technice i zastanawia się, czy powinien wziąć lekcje gry na gitarze. „Zawsze poświęcenie uwagi jednej rzeczy odbija się negatywnie na drugiej. Moje granie na gitarze z pewnością ucierpiało przez to, że skupiałem się wyłącznie na pisaniu piosenek. Nie żałuję tego, bo kocham to robić bardziej niż cokolwiek innego. Ale to jest odpowiedź na pytanie, dlaczego z gitarą jestem tu, gdzie jestem.” „Powiem szczerze. Chciałbym mieć takiego nauczyciela, który przychodziłby we wtorek rano, dzwonił do drzwi i nie zarzucał mnie toną teorii, ale po prostu pogadał ze mną, pokazał mi jakiś ciekawy pasaż i zostawił mi to, abym miał czas pomyśleć, a potem wrócił do tego za tydzień. Ekscytuje mnie to, bo nigdy nie miałem takiego nauczyciela. Nie chcę zacząć uczyć się czegoś, co mnie w ogóle nie interesuje. Ale jest jeszcze mnóstwo rzeczy, które chciałbym poznać.” To niezwykle motywujące, że Mark Knopfler na tym etapie kariery uważa wzięcie kilku lekcji za pożądane – to znaczy, że jest jeszcze nadzieja dla nas wszystkich.

Niemniej po wysłuchaniu kawałków takich jak ‘Drovers Road’ czy ‘Nobody’s Child’ staje się jasne, że umiejętnościom ich twórcy niczego zarzucić nie można. Jego brzmienie jest na całej płycie najwyższych lotów, podobnie jak jego liryczne frazowanie. Jednakże musimy zawieść wszystkich, którzy spodziewali się jakiejś precyzyjnej receptury, dzięki której mogliby uzyskać taką samą barwę. „Ludzie często mnie pytają: ‘Jak uzyskałeś to brzmienie?’ Hmm, po prostu włączyłem gitarę do wzmacniacza i pobawiłem się chwilkę gałkami, aż to co słyszałem z głośnika mnie satysfakcjonowało (śmiech). Tak właśnie uzyskałem ten sound.” Jeśli chodzi o gitary, to na nowej płycie słyszymy miks jego starych, zwykle używanych instrumentów z tymi mniej oczywistymi. Każdy z nich miał określone zadanie do wykonania.

„Na tym albumie jest mnóstwo Les Pauli. Gibson skopiował mojego Les Paula z roku 1958 i wyszło im to tak dobrze, że zacząłem używać kilku egzemplarzy. W ramach ciekawostki, zwykle próbuję dwóch egzemplarzy tego samego modelu i nagle jeden z nich zaczyna pasować w danym miejscu, a drugi nie. Nie wiem dlaczego tak się do cholery dzieje, ale jest to niesamowite. Mam także fajną 59-tkę LP, której użyłem w kilku miejscach. Uwielbiam przystawki P-90, więc zawsze muszę mieć jakiś instrument z nimi. Czuję, że jest w nich więcej brzmienia niż w innych typach przetworników. Lubię też 330 i czasem używam. Korzystam z Gretscha od czasu do czasu. Rickenbackera, kiedy potrzebuję czegoś bardziej ‘dzwoniącego.”

Gibson Les Paul z roku 1958 – na podstawie tego instrumentu Gibson stworzył serię replik tak dobrych, że trafiły one na listę często używanych narzędzi Knopflera.

Martin D-18 z 1935 roku z trzeciego roku produkcji tego modelu. Wcześniejszą mahoniową wersją był model D-1 wprowadzony w 1931 r.

D’Angelico Excel z roku 1937, z okresu przed wprowadzeniem bardziej dekoracyjnego osprzętu. Korpus ma długość ok. 432 mm.

Główka zwieńczona jest typowym dla marki ornamentem, a gryf jest naprawdę gruby.

Pensa Custom z roku 2011 z rzeźbionym topem uzbrojonym w przystawki P-90. Rudy Pensa buduje instrumenty dla Marka Knopflera od wielu lat.

 

„Jeśli chodzi o akustyki to moim pierwszym wyborem jest Martin D-18 z 1935 roku. Do grania prostych akordów najbardziej pasuje mi stary Gibson Southerner z roku 1953, o ile się nie mylę, jest bardzo wyrównany. Jeśli gram podkład, jak w kawałku ‘One Song At A Time’, gdzie atakuję struny kostką, to używam właśnie tego Gibsona. Kiedy chcę zagrać na archtopie to zazwyczaj jest to D’Angelico Excel z roku 1937. To był wspaniały okres dla tej firmy.” „Niesamowitą sprawą jest to, jeśli chodzi o stare jazzowe archtopy, że z upływem czasu możesz zrobić z nimi wszystko. Mógłbym zagrać coś zupełnie nie pasującego charakterem, a instrument by sobie z tym poradził. Proste kowbojskie akordy? Nie ma problemu. Te gitary są genialne.” Knopfler twierdzi, że niezwykła ‘muzykalność’ tych instrumentów wywodzi się z długiej tradycji budowania archtopów, przekazywanej z mistrza na ucznia. To jest właśnie trop łączący gitarę D’Angelico Excel z młodszym, ale równie wyśmienitym Monteleone, którego dzieło także znajduje się w arsenale Marka.

„Tu chodzi o terminowanie – wyjaśnia Knopfler – Tak jak D’Aquisto stał się uczniem D’Angelico, tak John Monteleone stał się uczniem D’Aquisto. Spytałem więc Johna kto jest jego uczniem, ale odpowiedział, że jak dotąd nikogo nie znalazł. Widocznie w tych czasach jest mniej ludzi, którzy potrafią poddać się takiemu rygorowi i dyscyplinie. Nie jest to łatwe, bo standardy takiego terminu są bardzo wysokie. Jestem pewien, że kiedy Monteleone będzie miał tyle lat co D’Angelico, będzie brzmiał tak samo. Niestety mnie już wtedy nie będzie.” – dodaje z uśmiechem.

NATIONAL STYLE 0 RESONATOR Z ROKU 1937

Gitara, która zdobiła okładkę płyty „Brothers In Arms” Dire Straits, nadal jest intensywnie wykorzystywana

Instrumentem kojarzonym z dorobkiem Marka Knopflera w zespole Dire Straits (jeszcze bardziej niż Fender Stratocaster) jest bez wątpienia gitara rezofoniczna widoczna na okładce płyty „Brothers In Arms” z roku 1985. Album zyskał światową popularność i sprzedał się w nakładzie milionów egzemplarzy. Nie był to zaledwie wybór estetyczny. Ta gitara z lat 30. XX wieku była i jest intensywnie używana po dziś dzień. Jeśli będziecie mieli szansę zobaczyć Marka na żywo i usłyszycie pierwsze nuty „Romeo And Juliet”, najpewniej w rękach artysty zobaczycie słynne „Dobro”. Jakkolwiek jest to model dość znany, jest tu kilka detali, które mogą ujść uwadze postronnego obserwatora.

Przykładem jest gniazdo jack ukryte w dziurce obok prawego otworu rezonansowego w kształcie litery „f”, dzięki czemu może być wykorzystany przetwornik ukryty w środku.

Rezonatory National Style 0 zadebiutowały w 1930 r., a ich produkcja była kontynuowana do roku 1942, kiedy to zapotrzebowanie na instrumenty spadło ze względu na wojnę. Style O pojawiał się w kilku różnych, różniących się kosmetycznie wariantach, ale stałą bazą był korpus z mosiądzu pokryty pierwotnie niklem. Z czasem pojawiały się różne warianty.

Gitara Marka Knopflera to „Variation #7”, z dwoma pasażerami łódki widocznej z tyłu korpusu, w przeciwieństwie do jednego, widocznego na wcześniejszej wersji #6. Drzewa palmowe na froncie korpusu mają widoczne orzechy kokosowe, co jest kolejną rozpoznawalną cechą wersji #7. Większość z tych modeli wyposażana była w maskownice typu „tortoiseshell”, które ich przyszli właściciele demontowali(tak jak tutaj).

Kolejną specyficzną cechą jest kształt litej główki z zagiętym logo.