Wywiady
Mr.Trip (Ketha)

Rzeszowskiej Kethy nie ruszają bieżące trendy w ciężkiej muzyce. Poniekąd ominął ich djent, black metal pozostaje co najwyżej w orbicie zainteresowań poszczególnych członków grupy, a cyfrowe, mechaniczne brzmienie to najgorsze co mogło by ich spotkać. O najnowszej płycie, roszadach w składzie i początkach zespołu opowiadał nam lider zespołu – Mr. Trip.

Grzegorz Pindor
2017-12-28

Grzegorz Pindor: Dziesięć lat temu usłyszałem o Was po raz pierwszy. Zachwycałem się wówczas łamańcami, cytowaniem meszugi i wędrówką pod prąd. Obecnie, dekadę później nie zmieniliście kierunku, nadal lubicie połamany, często ciężkostrawny ale intrygujący hałas. Tylko jakby to ująć.... jest Wam łatwiej. Scena przekonała się, że dobry polski metal to nie tylko death czy black. Choć ten ostatni od kilku lat święci tryumfy. Jak oceniasz tamtą Kethę? Dobry łomot? (śmiech)

Mr. Trip: Scena staje się faktycznie bardzo bogata. Są uznane od lat marki, ale też sporo nowych bandów, z których każdy jest niepowtarzalny. Zresztą nie tylko w metalu czuć ożywienie - również w gatunkach bardziej przystępnych polscy wykonawcy zaczynają się liczyć za granicą. Ketha nigdy nie osiągnęła jakichś wyżyn zainteresowania. Byliśmy zbyt dziwni dla metalowców i zbyt metalowi dla wielbicieli alternatywy, ale nasze poprzednie albumy to żaden powód do wstydu. "2nd sight" wciąż brzmi świeżo, EPka "#!%16.7" ma rozwiązania, których próżno szukać u innych. Najmniej zadowolony jestem z debiutanckiej "III-ia", ale i z niej wyciągnęliśmy kilka utworów, które po lekkim szlifie się bronią.

Nie ukrywam, że cały czas myślę o Ketha jako o zespole, który najlepiej można opisać jako miks techniki i szaleństwa. Od pierwszej płyty atakujecie na tyle mocno, gęsto i intensywnie, że.. musiał Was spotkać los podobny do Niya. Dopiero po latach docenia się nieszablonowy metal.

Nie wiem co rozumiesz przez "case Nyia" - ja ich pamiętam jako band bardzo doceniony i zauważony za czasów swojej działalności. W moim otoczeniu wypatrywaliśmy ich nagrań, gdy jeszcze szukali wokalisty. "Head Held High" ukazało się w Candlelight, wówczas dużej, międzynarodowej wytwórni, a przede wszystkim sam zespół nie składał się z przypadkowych ludzi. Trasa z Blindead i Antigamą nie była wprawdzie sukcesem frekwencyjnym, za to muzycznie był to mega poziom. Po prostu wtedy był ogólny kryzys na tzw. rynku. Myślę, że gdyby nie śmierć Szyma, Nyia grałaby do dzisiaj i szła coraz wyżej.

Chodzi mi o to, że Was też docenia się trochę z opóźnionym zapłonem. Na całe szczęście wciąż działacie, ale kompletnie zmieniliście spektrum inspiracji. Z czego dziś Ketha czerpie najwięcej? Interesujesz się dzisiejszym metalem?

Uwielbiam Oranssi Pazuzu, czekałem na nowe Converge, jestem ciekaw jakie będzie Morbid Angel. Sprawdzam więc co w trawie piszczy, ale nie po to, żeby redefiniować to co gra Ketha. My nadal szukamy "u siebie", chcemy tego złotego środka między tzw. groove, a pogmatwaniem - tym razem przechyliliśmy szalę w stronę tego pierwszego. Uprościliśmy strukturę utworów, mamy zwrotki, mamy refreny, wokal przestał wyłącznie krzyczeć. Nadal gramy jednak bardzo dziwnie, choć porównując to do naszych poprzednich wydawnictw staliśmy się z pewnością łatwiejsi w odbiorze. Ten skręt w czytelne schematy nie wynikał z jakichś kalkulacji - byłem po prostu zmęczony trudnymi utworami. Chciałem czytelnych riffów, ładnych melodii i produkcji na najwyższym poziomie. Chciałem, żeby to był nasz najlepszy materiał i żebyśmy mogli otworzyć nim jakieś drzwi.

A nie czujesz się zmęczony tym całym hałasem? Wasz nowy album ma wiele łatwych do zapamiętania momentów, a czysto kompozycyjnie, nowe numery płyną. I nie muszą walić po pysku. Cel osiągnięty?

To jest na pewno bardzo przemyślany i dopracowany materiał. Bębny i gitary nagraliśmy co prawda bardzo szybko - zamknęliśmy się na weekend w studio i machnęliśmy wszystkie numery na tzw. setkę. Cała reszta zajęła natomiast kolejne 2 lata. Ugrzęźliśmy, dosłownie, przy wszelkiego rodzaju dogrywkach. Solówki - parę miesięcy wymyślania i próbowania różnych wersji, różnych brzmień. Bas - podobnie. Wokale to w ogóle temat na bardzo długi wywód, więc nie warto żebyśmy brnęli (śmiech). Pod sam koniec prac zdecydowałem o wyrzuceniu jednego z utworów, nagraniu w jego miejsce nowego, a przed masteringiem usunąłem z kolejnego dobrze ponad połowę. Ale dzięki tym wszystkim zabiegom uniknęliśmy jakiejkolwiek presji czasowej. Jedynym ciśnieniem była jakość.

 

Dajesz sobie piątkę za ten materiał?

Mogę ocenić swoje zaangażowanie na piątkę, ale wyniku muzycznego nie mogę oceniać, brak mi dystansu. Natomiast ze wszystkich albumów jakie nagraliśmy, o tym myślę najcieplej (śmiech).

Wynik mocno zawyża Maciek Dzik. Jego transfer do Ketha to jedna z najbardziej udanych roszad ostatnich lat. Zapytam wprost - czujecie, że mając takiego pałkera w składzie, Ketha może pozwolić sobie na znacznie więcej?

Maciek jest fantastycznym bębniarzem, nie ma rzeczy, której by nie zagrał. Zyskaliśmy bardzo dużo komfortu przy graniu koncertów. Myślę też, że najnowszy materiał nie wszedłby na taki poziom, gdyby nie jego gra, ale myślę też, że jako zespół, muzycznie, pozwalaliśmy sobie na dużo od samego początku. Wawrzyniec, poprzedni bębniarz, też miał świetne pomysły, też był wulkanem kreatywności. Nigdy nie czułem, że muszę wyhamowywać przy pisaniu materiału z powodu braku umiejętności poszczególnych członków zespołu. Po prostu teraz mogę pisać rzeczy prostsze, bo Maciek i tak w najprostszym podziale zabębni jak milion dolarów.

A nie kusi Cię by znowu napierdalać jak na debiucie? Spuścić ze smyczy całą wściekłość? Czy po tylu latach zwyczajnie nie przystoi? Dzisiejsza Ketha to dojrzała Ketha czy jeszcze lubi się buntować?

Ketha lubi się na pewno zmieniać. Nie chcę stać w miejscu, nie chcę żebyśmy musieli grać w jednym stylu, bo tak będzie wypadało. We mnie cały czas jest za dużo bardzo różnych emocji, żebym potrafił sprecyzować, że oto na "0 Hours Starlight" znaleźliśmy swojego Graala i będziemy go pielęgnować przez kolejne albumy. Zbuntujemy się jeszcze nie raz. Mam teraz bardzo trudny okres w życiu, a że niespecjalnie umiem odreagowywać inaczej niż dźwiękiem, można się spodziewać większej agresji na kolejnym albumie. Czas pokaże!

Co nas czeka w 2018? Jednorazowe wyskoki czy dłuższy szturm na polskie kluby?

Druga porcja koncertów z Merkabah i So Slow - mamy za sobą południe Polski, zabierzemy się za północ. Pracujemy nad festiwalami, pracujemy nad zagranicą inwestując w to nie tylko czas, ale i pieniądze. Czy to się powiedzie - nie wiadomo, ale będziemy bardzo mocno próbować. Tak, jak nigdy dotychczas.