Ketha

#!%16.7

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Ketha
Recenzje
2015-01-29
Ketha - #!%16.7 Ketha - #!%16.7
Nasza ocena:
8 /10

Rzeszowska Ketha pozostaje w kręgu najbardziej niedocenionych polskich zespołów. Gdzieś obok Samo a Cruentus dumnie reprezentuje wszystko, co eksperymentalne i podane w ekstremalnej formie.

Kolejne dość enigmatycznie zatytułowane wydawnictwo tylko potwierdza klasę byłego zespołu obecnego wokalisty Decapitated i wzmaga apetyt na solidną dawkę połamanego, inteligentnego metalu.

Najnowsza propozycja kwartetu ze stolicy Podkarpacia przynosi dawkę raptem dwunastu powodów do szalonej jazdy, której mózgiem jest jedyny członek Kethy sprzed lat, obecne szarpiący struny i drący paszczę Mr.Trip. Głowa owego jegomościa pełna jest pomysłów i wierzcie mi lub nie - a najlepiej posłuchajcie - żaden z "utworów" składających się na "#!%16.7" nie jest przypadkowym zlepkiem riffów i kakofonicznych zagrywek, a pieczołowicie przemyślaną krótką formą i potężnym strzałem między oczy.

Parę lat temu zarzucano kapeli, że gra muzykę dla muzyków. Cóż, nie dziwne, że prawdziwy fanbase Ketha to nie mniej sprawni instrumentaliści z innych zespołów lub po prostu ludzie, którzy są obeznani równie dobrze z death metalem co mniej lub bardziej wymagającym instrumentem muzycznym. Ten stan rzeczy sukcesywnie się zmienia, czego dowodem był pierwszy materiał wydany pod szyldem Instant Classic, gęsty jak smoła "2nd Sight". Obecnie rzecz - choć pozornie się komplikuje - nabiera nośnego charakteru, i choć ciężko połapać się o co tu tak naprawdę chodzi (do głosu dochodzi psychodelia przez duże P), Ketha wciąga słuchacza i przez niecały kwadrans nie wypuszcza ze swych ramion.

Słowa klucze opisujące drugie w karierze dziecko dla Instant Classic to niepokojący, wymagający, dziwny, skomplikowany, a z innej beczki - dziwnie pociągający. Takie określenia łechcą ego Mr. Tripa, lecz biada mu jeśli następny strzał Kethy będzie mniej interesujący. Jeśli pojawiać się będą takie "hity" jak "Mobius" czy "K-Boom", o przyszłość perły Podkarpacia jestem spokojny.

Grzegorz "Chain" Pindor

Zdaniem Adama Piętaka:


13 lat na karku, turbulencje i ciągłe reformacje Kethy to zjawiska, do których zdążyliśmy się już przyzwyczaić. A jaka jest prognoza na 2015 rok? Wbrew przeciwnościom losu, Ketha, choć skromnie to jednak śmiało wychodzi z cienia.

Poszukiwania - bo tylko tak można określić dotychczasowy status grupy, nareszcie - choć nie wiadomo na jak długo - się zakończyły. Epka rozpoczynająca 2015 rok sprawia wrażenie najbardziej wyrazistej, najlepiej oddającej charakter tego nieprzewidywalnego zespołu. Może wiele się nie zmieniło, ale jednak świeżość bijąca z tego materiału potrafi nieźle potrząsnąć słuchaczem. No i w końcu, z ręką na sercu mogę przyznać, że nie jest to już dziesiąta woda po kisielu spuścizny Kobong, tym razem Ketha prezentuje własny charakter.

Krótki, 17 minutowy materiał pęka w szwach od nadmiaru pomysłów. Utwory tworzą zwartą całość, jakbyśmy byli świadkami przedstawienia pozbawionego podziału na sceny i akty. Choć nigdy wcześniej nie ubolewałem nad długością kompozycyjnych struktur muzycznych poprzednich albumów, tak teraz, błyskawiczna ekspresja w zupełności nasyca - nie nudzi, ani też nie prowadzi do przesytu. Ponadto lepiej nie dało się rozpowszechnić informacji o zbliżającym się albumie, jak pod postacią numeru "The Sounderiad". Niespodziewany dźwięk saksofonu wywołuje ciarki i zapowiada rewolucyjny przełom w muzyce Ketha. Mimo że w rzeczywistości przełom nie następuje, to jednak droga ewolucji sprawia wrażenie przemyślanej i biegnącej we właściwym kierunku.

Oby skład zespołu utrzymał się bez zmian dłużej niż do następnego albumu, bo fuzja twórczych elementów zdradza bardzo ciekawą i oryginalną materię - i to nie tylko na krajowym podwórku. Ketha wyszła z cienia, oby tylko na jak najdłużej.

9/10

Adam Piętak


Powiązane artykuły