Wywiady
Biffy Clyro

Simon Neil opowiada o eksperymentach i zupełnie nowym procesie twórczym, który towarzyszył muzykom w studio w trakcie pracy nad płytą "Ellipsis".

2016-10-14

To dość zabawne, że najbardziej odkrywczy album Biffy Clyro zrodził się w okresie wielkiej twórczej posuchy. W 2015 roku Simon Neil był kompletnie zablokowany. Od 18 miesięcy nie napisał żadnego, nowego utworu. Przez osiem tygodni nie wychodził z domu. "Czułem, że nie mam już nic do powiedzenia", wspomina frontman zespołu. "Kompletnie się wypaliłem. 40 piosenek napisanych na Opposites [2013] to było zdecydowanie za dużo. Miałem wrażenie, że wykorzystałem już wszystkie swoje pomysły".

Artystyczne wypalenie było dla Simona czymś zupełnie nowym. Odkąd zespół wyrwał się z rodzinnego Kilmarnock 36-letni muzyk wpadł w wir kreatywności, którego efektem były znakomite, rockowe utwory takie jak: Saturday Superhouse, Many Of Horror czy The Captain. "Zawsze potrafiłem znaleźć inspirację", opowiada Simons. "Tym razem, w mojej głowie pojawiła się blokada. Zacząłem panikować bo bałem się że nigdy nie napiszę już dobrej piosenki. Dopiero podróż do Kalifornii sprawiła, że pomysły na nową płytę powoli zaczęły się kształtować."

W takich okolicznościach zrodziły się pierwsze pomysły na Ellipsis, siódmy album zespołu. Jak twierdzi Simon, pójście w stronę elektronicznych brzmień było na początku bardzo niepokojące. "Dopiero kiedy zakończyliśmy prace nad płytą, mogę śmiało powiedzieć, że był to bardzo udany eksperyment". Nowe doświadczenia to dobra okazja, żeby podzielić się kilkoma dobrymi radami związanymi z komponowaniem, nagrywaniem i sprzętem muzycznym.

WYJDŹ ZE STREFY KOMFORTU

Wakacje pomogą oczyścić umysł.

Musiałem wyjechać ze Szkocji. Wszystkie piosenki jakie napisałem wcześniej, powstały właśnie tam. To zabawne, że tym razem musiałem opuścić mój dom, żeby zacząć tworzyć. Myśl o nowej płycie cały czas mnie prześladowała .Musiałem na nowo pokochać komponowanie. Kalifornia wydawała się być dobrym pomysłem. Napisałem kilka kawałków z przyjaciółmi. Odwiedziłem przy tym różne studia. Chodziło o dobrą zabawę bez jakiejkolwiek presji. I wtedy do mnie dotarło, że niektóre z moich nowych kompozycji mają w sobie coś wyjątkowego. Później poszło już z górki.

NIE STÓJ W MIEJSCU

Przywiązanie do dotychczasowej twórczości zabija kreatywność.

Nagranie innej wersji Opposites na pewno poszłoby nam łatwiej. Chcieliśmy jednak, żeby nowy album zabrzmiał inaczej niż nasze dotychczasowe wydawnictwa. Nie ma nic gorszego niż powtarzalność. Kocham AC/DC, jednak Biffy Clyro nie jest zespołem, który z płyty na płytę będzie ciągle grał to samo. Presja, którą wtedy czułem była czymś w rodzaju: "lepiej, żeby piosenki były tak zajebiste, żeby nikt nie zorientował się, że w tle gra automat perkusyjny".

PRAKTYKA NIE CZYNI MISTRZA

Nagrywaj świeże pomysły i wszystkie riffy, które mają "to coś".

Cieszę, się, że na sali prób nie przerabialiśmy tych kawałków w nieskończoność. Połowy tego materiału nie zagraliśmy nawet raz przed tym jak weszliśmy do studia. Stwierdziliśmy, że jakoś to będzie. Przez pierwszy tydzień nagrań myśleliśmy, że był to najgorszy pomysł na świecie. Wizja nowej płyty wymagała od nas wielkiej wiary w ten projekt. To, że wielu rzeczy nie mogliśmy przewidzieć pozytywnie wpłynęło na oryginalność tego albumu.

WYBIERZ NARZĘDZIA, KTÓRE INSPIRUJĄ

Góra sprzętów nie jest kluczem do sukcesu.

Dotychczas eksperymentowaliśmy z dziesiątkami gitar. Tym razem było inaczej. Wybraliśmy tylko kilka instrumentów. Później skupiliśmy się na kilku wzmacniaczach i efektach, kreując brzmienia jakich wcześniej nigdy nie udało nam się "ukręcić". Pierwszy raz sięgnąłem po gitary Mosrite. Model z późnych lat 90 ma świetny atak i własny charakter brzmienia. To głównie ten instrument słychać w Wolves Of Winter. Oczywiście nagrywałem też na moich Stratach. W końcu zainwestowałem też w Les Paula. Wybrałem specjalną edycję Randy Rhoads z 1977 roku. Moja gitara to oczywiście Strat i to ona charakteryzuje nasze brzmienie. Les Paul nieco je odświeżył. W niektórych piosenkach, zamiast gęstych dźwięków potrzebowałem czegoś bardziej żywego.

EKSPERYMENTUJ Z EFEKTAMI

Nie czytaj instrukcji, zaufaj swojej intuicji.

Podczas pracy z Garthem Richardsonem (producent poprzedniej płyty Biffy Clyro dop. red.) po prostu przepuszczaliśmy piękne stare gitary przez wspaniałe wzmacniacze. Na tej płycie, w końcu udało mi się poeksperymentować z dodatkowymi efektami. Od lat uwielbiam tradycyjne brzmienie przesterowanej gitary. Myślałem, że już zawsze będzie mi to wystarczać. Przy okazji pracy nad nową płytą pokochałem wszystkie te przeszkadzajki, delaye i flangery. Potrafiliśmy spędzić kilka dni kręcąc przy takich zabawkach jak Boss-DD-6 czy Magic Death Eye który sprawia, że wszystko może zabrzmieć jak bomba atomowa. Uwielbiam też sygnowaną kostkę Mike’a Vennarta o nazwie Infatuator, którą wykorzystaliśmy w kawałku Wolves Of Winter. Świetnym efektem jest też przester Burns. Przepuszczałem to wszystko przez sprzęt firmy Kemper i dalej eksperymentowałem. Mówiąc szczerze, nie wiem nawet jak działa połowa tych efektów, ale ta wiedza nie jest mi do niczego potrzebna. Po prostu kręcę do momentu aż uda mi się "wyrzeźbić" coś zajebistego. Przestery na tej płycie uzyskałem dzięki małym wzmacniaczom combo. Dwa Peavey’e z 1967 zrobiły robotę.

PRÓBUJ DZIWNYCH RZECZY…

…szczególnie jeśli twój producent ma ich dużo.

Rich Costey (producent nowej płyty Biffy Clyro dop. red.) to maniak jeśli chodzi o najróżniejsze technologie. Czasami podłączaliśmy gitarę do starego, ruskiego syntezatora. Sprzęt wyglądał jakby powstał w1981 roku i za cholerę nie wiem jak wymawia się jego nazwę. Ludzie pracujący dla Richa tworzyli nawet własne instrumenty, wykorzystując części walające się w studio. Black Volt to kolejne małe combo, które wykorzystaliśmy w studio. Mimo że wyglądało jakby ktoś zrobił je sam, miało świetne, bluesowe brzmienie. Korzystaliśmy ze starego samplera Fairlight. Na takim sprzęcie pracował Peter Gabriel w latach 80. Każdy dźwięk ładuje się około 90 sekund. Czekanie na kolejne "próbki" trwało w nieskończoność. Praca z takim sprzętem daje zupełnie nową perspektywę. Zakochałem się w tych dziwacznych brzmieniach.

ELEKTRONIKA TO DOBRY PRZYJACIEL

Syntezatory i automaty perkusyjne wcale nie zabijają rock’n’rolla.

Na poprzednich płytach chcieliśmy uchwycić wszystko co najlepsze w grze na żywo. Tym razem nie czuliśmy takiej potrzeby. Nie baliśmy się automatów perkusyjnych i zniekształcania niektórych brzmień na komputerze. Korzystaliśmy z Melotronów, pianin, starych sprzętów firmy Korg a także syntezatora Roland Juno. W każdą piosenkę wciskałem trapowy beat aż w końcu wszystkich zaczęło to strasznie wkurwiać. Często nie miałem kontroli nad tym co robiłem, jednak był to jedyny sposób na osiągnięcie pewnych efektów. Czasami klawisze potrafią zabrzmieć ciężej niż siedmiostrunowa gitara. Nie pozwalaliśmy sobie jednak na to, żeby elektronika zdominowała nasze kawałki. Biffy Clyro to jednak wciąż rockowy zespół. Na kolejnych płytach chcemy wciąż eksperymentować. Te zabawy z brzmieniem to dobry sposób na rozbuchane ego.

MNIEJ ZNACZY WIĘCEJ

Piosenka sama powie czego potrzebuje

Do tej pory, ja i Garth wzorowaliśmy się na takich kapelach jak AC/DC albo Led Zeppelin. Gitary miały grać w klasycznym, rockowym stylu. Tym razem to piosenki zdecydowały o brzmieniu. Nie upychaliśmy dźwięków na siłę, zastanawiając się czego tak naprawdę potrzebuje dany utwór. Jeśli coś brzmiało dobrze bez kolejnych pięciu partii gitary, po prostu ich nie dodawaliśmy. Nie chciałem też powielać schematów, które do tej pory kształtowały moje brzmienie. Rolę gitar ograniczyliśmy do minimum, starając się dodać pewien ciężar poprzez wykorzystanie różnych nowych rozwiązań. Zamiast powielania ścieżek gitary dodawaliśmy syntezatory. Zdarzyło mi się również śpiewać partię instrumentu poprzez przesteroway mikrofon. Niektóre z nowych kawałków mają tylko jedną ścieżkę gitary. Kiedyś bałbym się takich eksperymentów…

CIĘŻAR CIĘŻAROWI NIE RÓWNY

Dźwięk gitary wcale nie musi być oczywisty…

Na końcu kawałka Flammable pojawia się dość charakterystyczny riff. Aby uzyskać to niespotykane brzmienie nagraliśmy kilkanaście 12-strunowych gitar. Ten sam riff zagrałem też na dwóch gitarach Mosrite. Efekt końcowy był taki, że brzmienie w niczym nie przypomina instrumentów na których nagraliśmy te ścieżki. Bliżej mu raczej do syntezatora. Właśnie dlatego wybraliśmy Richa na producenta tej płyty. Swojego czasu współpracował on ze świetnym duńskim zespołem Mew. Niektóre ich kawałki są naprawdę ciężkie, mimo że gitara gra na niemal zupełnie czystym brzmieniu. W naszych utworach również chcieliśmy uzyskać ten efekt. Miało być ciężko ale bez przesteru. Ta płyta nauczyła mnie, że Big Muff nie jest jedynym rozwiązaniem, żeby piosenka zabrzmiała gniewnie.

POSZERZAJ HORYZONTY

Szukaj inspiracji w muzyce innych

Zawsze będziemy zespołem rockowym. Wychowaliśmy się na takich kapelach jak Nirvana, Guns’N’Roses, Fugazi czy Shudder To Think. To ich muzyka była trzonem Biffy Clyro. W ostatnich latach duży wpływ na naszą twórczość miał hip-hop a nawet kapele takie jak Tears For Fears. W młodości nigdy nie słuchaliśmy takich rzeczy. Te wszystkie nowe rzeczy wymieszały się z rockowymi inspiracjami. Trochę mi wstyd, że zawsze chciałem stworzyć dzieło na miarę Back In Black albo Appetite For Destruction. Byłem chyba odrobinę za bardzo zapatrzony w taką właśnie muzykę. Okazuje się, że gitarę można wykorzystać w bardzo różny sposób. Przykładem niech będzie Tom Morello, który robi z tym instrumentem niesamowite rzeczy.

GRAJ Z SERCA

Prosta solówka też może być dobra

Kiedy dorastałem, myślałem, że nigdy nie zagram żadnej solówki. Daleko mi do wirtuozów. Zawsze pewniej czułem się w komponowaniu piosenek i kombinowaniu z akordami. Solówki były tym czego zawsze się obawiałem. Być może właśnie dlatego tak bardzo cieszę się z tej, która zupełnie spontanicznie pojawiła się w Wolves Of Winter. Demo tego kawałka nagraliśmy u mnie w domu. Chłopaki wpadli w porze lunchu. Podczas próby grałem w szlafroku. Zupełnie nie myślałem o tym co mam zagrać. Dźwięki już za pierwszym razem same wyszły spod moich palców. Zabrzmiało to na tyle naturalnie, że nie próbowałem nic zmieniać. Gdybym zaczął kombinować, skończylibyśmy bez solówki w tym utworze. W tym wypadku wszystko wyszło w sposób naturalny. Solo było częścią muzycznej podróży, w którą zabrał nas komponowany kawałek.

GITARA TO NAJLEPSZY WYBÓR

Nic nie rozwinie lepiej twojej kreatywności.

Zawsze znajdzie się nowy sposób na wykorzystanie gitary w muzyce. Gitara, bas i bębny nie są już może tak ekscytujące jak kiedyś ale nie sądzę, żeby te instrumenty kiedykolwiek zniknęły. Nic nie sprawia mi takiej radości jak patrzenie na gitarzystę, który stoi na scenie i poprzez instrument wyraża swoje emocje. Możesz wziąć dziesięciu gitarzystów, dać im ten sam sprzęt, a i tak każdy zagra inaczej. W gitarze chodzi przede wszystkim o emocje. Naprawdę wierzę w to, że żadne pianino i skrzypce nie potrafią oddać tego co ten instrument. Nic nie może równać się z gitarą, a już na pewno nie komputer i automaty perkusyjne. To po prostu niezastąpiony instrument.

Zdjęcia: Materiały prasowe Warner Music / Austin Hargrave