Paul Gilbert, znany przede wszystkim jako shredder, ostatnio dał się poznać z nieco innej strony, a wszystko za sprawą jego najnowszej płyty, pełnej różnych nastrojów i nowych technik gry.
Na krążku zatytułowanym
"Silence Followed By A Deafening Roar" muzyk prezentuje nie tylko perfekcyjną technikę, ale udowadnia również, że potrafi tworzyć wysmakowane, dojrzałe, a do tego bardzo różnorodne brzmieniowo kompozycje. Choć nie brakuje tu szybkiej gry, to płyta jest przede wszystkim do słuchania, a nie do technicznego analizowania. Gilbertowi udało się stworzyć wspaniały krążek, który na wskroś przesiąknięty jest jego niepowtarzalnym stylem. Chciałoby się powiedzieć, że
Paul Gilbert jest wielki (i bynajmniej nie chodzi tu o jego wzrost, choć to chyba jeden z najwyższych gitarzystów na świecie). A jak on sam reaguje na takie stwierdzenia? Jak zwykle - z uśmiechem. Artysta podchodzi bowiem do wszystkiego z odpowiednim dystansem. Kiedy go spotykamy, jest uśmiechnięty i sprawia wrażenie zadowolonego z siebie. Ten jego dobry nastrój i pozytywne wibracje słychać niemal w każdym utworze na płycie.
Choć na twojej nowej płycie nie brakuje popisów szybkości, to wyraźnie ograniczyłeś ilość użytych efektów...
To zabawne, bo jako gitarzysta dostrzegam w grze pewne niuanse, których słuchacz z pewnością nigdy nie będzie w stanie wychwycić. Im mniej używa się efektów, tym bardziej trzeba się wysilać, aby zrekompensować brak solidnej ściany dźwięku, którą gwarantuje na przykład przester. Przy nagrywaniu tej płyty używałem efektów w ograniczonym zakresie, dlatego też stanąłem przed nie lada wyzwaniem - musiałem naprawdę dać z siebie wszystko.
Jak na gitarzystę, który znany jest przede wszystkim ze swojej fenomenalnej gry technicznej, zaskakujący wydaje się fakt, że to dopiero twoja druga płyta z muzyką instrumentalną. Czy łatwo przyszło ci jej nagranie?
Muzyka instrumentalna to dla mnie coś zupełnie nowego. Cieszę się, że coś jeszcze stanowi dla mnie wyzwanie, zważywszy na to, że moja przygoda z gitarą trwa już trzydzieści lat... Odkrywanie nowych rzeczy i pokonywanie trudności to coś, co lubię. Przyznam się, że komponowanie utworów instrumentalnych wcale nie przychodzi mi tak łatwo, jak można by się spodziewać. Wcześniej oczywiście też je tworzyłem, ale było ich raptem jeden czy dwa na płycie. Powstawały zarówno spontanicznie, jak i wyłaniały się z konkretnych pomysłów. Nagranie krążka w pełni instrumentalnego to jednak zupełnie coś innego. Spontaniczność i inspiracja tu nie wystarczą - trzeba wprawy i odpowiedniej strategii pracy.
Znalazłeś w końcu jakieś metody pracy, wypracowałeś sobie nowe techniki?
Owszem, cały czas odkrywałem nowe techniki. Czasem komponowałem nawet... bez gitary. Po prostu sobie nuciłem, bo wtedy łatwiej jest znaleźć odpowiednią melodię. Komponując na gitarze popada się w rutynę, ponieważ na proces tworzenia ma wpływ wcześniej zdobyta wiedza. Często nawykowo powtarzamy te same chwyty czy ułożenie palców na gryfie. Odkładanie gitary na bok pomagało, choć oczywiście nie tak od razu. Czasem trudno jest mi wyzwolić się od sztampowych melodii, które wymyśliłbym, grając na gitarze. Zyskanie świeżego spojrzenia zajęło mi trochę czasu, ale uważam, że było warto. Co więcej, zauważyłem, że niektóre rzeczy przychodzą mi z łatwością, kiedy tylko śpiewam! Ale niestety nie jestem na tyle dobry, żebym umiał zaimprowizować te rzeczy na gitarze (śmiech). Dlatego teraz postanowiłem nad tym popracować.
Koncerty instrumentalne to też dla ciebie nowe doświadczenie. To zdaje się dobry sposób, żeby dać odpocząć strunom głosowym...
To rzeczywiście duży komfort, bo mogę dać odpocząć mojemu głosowi i płucom. Jak byłem młodszy, oglądałem film o Led Zeppelin, gdzie były też fragmenty koncertów. Zwróciłem uwagę na długie partie instrumentalne w utworach "Dazed & Confused" czy "Whole Lotta Love". Teraz wiem, że miały sens między innymi dlatego, że Robert Plant mógł sobie odpocząć od śpiewania. Sprytne!
Czy ci się to podoba, czy nie, to jednak jesteś przede wszystkim uważany za shreddera. Za sprawą nowej płyty fani mogą zmienić o tobie zdanie...
Dobrze, a jakie są charakterystyczne cechy shreddera?
No cóż, bardzo szybka, precyzyjna gra, dużo tappingu, string skipping i... długie włosy (śmiech)
No właśnie. A może to tylko stereotyp? Czasy się zmieniły, muzyka ewoluowała. Nie obchodzi mnie, co myślą o mnie inni. Moja droga muzyczna wyglądała następująco: Kiedy byłem nastolatkiem i uczyłem się grać, interesowała mnie wyłącznie skala molowa. Tylko w niej chciałem komponować. Wydawała mi się bardziej precyzyjna i matematycznie dokładna. Pozwalała osiągnąć w grze dokładność maszyny. Blues brzmiał bardzo swobodnie, luźno, a moja miłość do niego zaczęła się później. W każdym razie nie interesowało mnie wtedy nic poza zwykłym E-moll. Mogłem to grać bez przerwy. Iron Maiden przecież zrobili karierę właśnie dzięki tej skali. Dużo później zainteresowałem się muzyką The Beatles oraz The Beach Boys.
Więc skończył się dla ciebie czas patetycznego, poważnego grania?
Kiedy zacznie się eksperymentować ze skalą molową, nie ma od tego ucieczki. Trudno mi się od niej uwolnić. Ale skala durowa daje z kolei możliwość eksperymentowania z harmoniami. Pewnie, że molowa pozwala stworzyć nastrój, jednak zawsze trzeba sobie zostawić otwarte drzwi dla durowej. Uważam, że zbytnie skoncentrowanie się na skali molowej jest mocno ograniczające.
Co możesz powiedzieć o utworze "Suite Modale" - delikatnej, przepełnionej smutkiem kompozycji?
To klasyczna kompozycja autorstwa szwajcarskiego muzyka Ernesta Blocha. Natknąłem się na nią przez przypadek, kiedy słuchałem kaset z wykładami o historii muzyki Zachodu popartymi ilustracjami muzycznymi. Między innymi znalazła się tam kompozycja "Suite Modale", która zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Zachwyciła mnie w niej progresja akordów i melodia na flet. Od razu postanowiłem nagrać ten utwór. Użyłem do tego gitary Gilbert Les Paul z Sustainerem. Nie musiałem kostkować mocno, ponieważ Sustainer odpowiednio podtrzymywał dźwięk. Chciałem, żeby gitara oddychała jak flet.
Nie wszyscy lubią muzykę instrumentalną. Twoi fani w większości dorastali na muzyce Steve’a Vaia i Joego Satrianiego. Czy twoja publiczność się zmienia?
Jako gitarzysta jestem szczęśliwy, że w ogóle mam publiczność. Czuję się komfortowo, ponieważ wiem, że cokolwiek bym zagrał, zawsze będą ludzie, którzy będą chcieli słuchać mojej muzyki. Wysokie wymagania fanów są dla mnie mobilizujące.
Co przyniesie przyszłość - więcej instrumentalnych albumów?
Kto to może wiedzieć? Mam fanów z konkretnymi wymaganiami. Niektórzy chcą usłyszeć melodyjne wokale, inni spodziewają się, że będę grał metal. Ja wiem, że tych drugich jest naprawdę bardzo dużo!
Czy to cię nie denerwuje?
Nie, wciąż kocham metal. Często na YouTube oglądam sobie teledysk grupy Rainbow do "Long Live Rock N Roll". Są fenomenalni. Energia, jaką wyzwala metal, jest niesamowita. Kiedy wracam z trasy i przygotowuję się do następnego albumu, myślę sobie: Boże, czy muszę być jeszcze lepszy? To jest jak trenowanie do maratonu. I metal świetnie się do tego nadaje. Metal i... Bach. Nie zawsze jest lekko - nie jest to łatwa muzyka - ale warto!
Wpływ barokowego stylu Yngwiego Malmsteena słychać między innymi w utworze "Eudaimonia Overture". Rock lat 90. odszedł od tego stylu, ale ty wciąż odnajdujesz coś wartościowego w barokowej grze...
To taka piękna muzyka. Jeśli się doda do niej rockową perkusję, to brzmi to naprawdę świetnie. Przy nagrywaniu tego utworu inspirowałem się grą Billa Bruforda. Podoba mi się jego arytmiczna gra - uderza w bębny w najmniej spodziewanym momencie. Utwór przestaje być słodką melodyjką i nabiera zdecydowanego charakteru.
Jeśli trzeba by było wybrać jeden najważniejszy element, który charakteryzuje płytę, na pewno byłoby to czyste brzmienie. Podobno ostatnio zmieniłeś wzmacniacz?
Tak. Teraz używam wzmacniacza Marshall Vintage Modern, który ma niezwykłe lampy w stopniu mocy - KT66. Ten wzmacniacz sprawdza się na każdym poziomie głośności, ale kiedy przekręcę gałkę MASTER VOLUME powyżej "8", to z głośników płynie prawdziwa magia. Nie mogę robić tego w domu, dlatego używam THD Hotplate. Ten wzmacniacz nie wybacza błędów, przy nim muszę grać z większą precyzją. Brzmienie jest wyraźniejsze, słychać więcej harmonicznych, jak choćby w utworze "I Cannot Tell A Lie", gdzie wykonuję skalę, przechodząc w górę i w dół gryfu. Przy tym wzmacniaczu muszę naprawdę kostkować bardzo mocno.
Wcześniej mówiłeś o skali molowej i jej "matematycznym" brzmieniu. Jak to się ma do string skippingu, który jest twoją wizytówką?
W logice, matematyce, czystości i skupieniu zawarte jest prawdziwe piękno. Rzadko kto naprawdę hołduje tym zasadom. W dodatku nie jest łatwo grać czysto na przesterowanej gitarze. Istnieje oczywiście inna muzyka gitarowa, grana bardziej od niechcenia. Nie przeczę jednak, że dobrze wykonane przyłojenie w struny również może brzmieć wspaniale. Ale mnie interesuje muzyczna precyzja. Zawsze podziwiałem orkiestry, bo wiem, że tam wszyscy muszą być wirtuozami. Poza tym lubię być dobry w tym, co robię, tym bardziej że gra na gitarze to w końcu mój zawód. Mam całe życie na to, żeby grać, dlaczego więc nie miałbym tego robić najlepiej, jak umiem?
Tekst: Ciarán Tracey
Zdjęcia: Neil Zlozower