Dan Auerbach (The Black Keys)

Wywiady
2013-01-09
Dan Auerbach (The Black Keys)

Obecność w głównych stacjach radiowych, hitowy album, występy na stadionach w USA, uznanie krytyków, status gwiazdy festiwalu Reading and Leeds... to ich chleb powszedni.

Spotkaliśmy się z Danem Auerbachem, wokalistą, gitarzystą i producentem, w jego studio Easy Eye Sound w Nashville, Tennessee, by porozmawiać o gitarze, albumie El Camino i nieprzerwanym rozwoju The Black Keys.

Otoczony ezoterycznym, vintageowym sprzętem i gitarami z drugiej ręki, w przypominającym Jaskinię Alladyna studio w Nashville, frontman The Black Keys, Dan Auerbach prezentuje stylowy i jednocześnie buntowniczy wizerunek. Ostatni, odnoszący największe sukcesy album El Camino, spowodował pojawianie się duetu na wielu zapowiedziach koncertowych w USA oraz zapewnił występy na największych scenach festiwalowych po tej stronie oceanu. Auerbach zdecydowanie określa El Camino terminem "nowoczesny" i wzbrania się przed próbami zaszufladkowania The Black Keys do grupy blues-rockowych retro maniaków. "Nie wskrzeszamy żadnej dawnej muzyki", potwierdza. "Nie próbujemy być retro - nienawidzę retro."

Kiedy weźmiemy pod uwagę zamiłowanie Dana Auerbacha do starego sprzętu, jego namiętne odżegnywanie się od "retro" może wydawać się nieco przekorne. Szczególnie że/jednak jako wokalista/ gitarzysta/producent, przechodząc do muzyki, mówi o poszukiwaniu przestrzeni pomiędzy starymi i nowymi rzeczami, którą The Black Keys stara się zagospodarować. "Lubię oczywiście niektóre nowe nagrania" - wyjaśnia - "Posiadam rodzaj wrażliwości vintage, lubię rzeczy mające w sobie klasyczny vibe. Mam na myśli muzykę lat 50. i 60., która zawiera tę czystość brzmieniową. Myślę, że to jest jakość, która porusza dużo mocniej, niż całe to nowoczesne gówno. Nie wydaje mi się, że starsze rzeczy brzmią staro. Takie jest moje zdanie w każdym razie." "


Podoba mi się mieszanie nowych brzmień ze starymi"
- kontynuuje - "Zaczęliśmy realizować to przy pomocy bardzo oszczędnego mikrofonowania, oddając sprawy miksu komuś takiemu jak Tchad Blake (niezwykle twórczy, niekonwencjonalny inżynier dźwięku z USA). To rodzaj połączenia starego stylu nagrywania z nowym podejściem do miksu, co mi osobiście bardzo odpowiada. Całość zrobiona była jednak przy pomocy Pro Toolsa, więc z tej strony jest to nagranie nowoczesne."

Wydany w grudniu ubiegłego roku, El Camino w bezpośredni sposób oddaje naturę The Black Keys, a wytrawne, popowe patenty są wkomponowane w muzykę i wyeksponowane dużo lepiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Jak zwykle, ciągle ewoluujący duet z Akron w stanie Ohio (Auerbach i perkusista Patrick Carney) wszedł do studia bez określonego planu - naturą El Camino jest raczej spontaniczne granie oparte na muzyce, której artyści w danym czasie słuchają. "Kiedy robiliśmy Brothers (2010) słuchałem bardzo dużo muzyki soulowej i hip-hopu. Napisałem wtedy sporo instrumentalnych numerów hip-hopowych. Częściowo można je odnaleźć na tym nagraniu, i kiedy nagrywaliśmy El Camino obaj słuchaliśmy dużo rock ’n’ rolla. Wiesz, z każdego okresu. Lata 50., 60., 70., 80. - prosta, klasyczna muzyka z podstawowym instrumentarium i bez żadnych fanaberii, czy udziwnień."

Zapytany o ulubionych artystów rock ’n’ rollowych, Auerbach wymienia zespoły The Johnny Burnette Rock And Roll Trio, Raspberries, Jonathan Richman And The Modern Lovers, The Cramps i The Cars. Bardzo różnorodne propozycje, biorąc pod uwagę bagienny, inspirowany Juniorem Kimbrough, garażowy blues, charakteryzujący brzmienie The Black Keys z wcześniejszych albumów (jak chociażby Thickfreakness z 2003 roku). Istotnie, jeśli ktokolwiek spodziewałby się w najbliższej przyszłości po Auerbachu i Carneyu klasycznego, bluesowego grania, szybko może się rozczarować. "Odkurzanie starych rzeczy jest dla mnie zbyt nudne" - wyjaśnia frontman - "Pomysł, by grać tylko bluesową muzykę wydaje mi się co najmniej dziwaczny. Jak możesz grać bluesa, kiedy wychowałeś się na lecącym w radio klasycznym rocku i hip-hopie? Nie ma chyba w Ameryce miejsca, gdzie ciągle nie leciałaby tego rodzaju muzyka. Nie możesz grać bluesa jeśli chodzisz jeść do McDonalda. Nie wiem, stary. To wszystko jest jakieś pokręcone."


To powiedziawszy, wspominając mocno-bluesowe, gitarowe granie z początków swojej kariery, nie ma niczego, co ten 33 latek chciałby zmienić w swojej przeszłości. "Patrzę wstecz i widzę te wszystkie niedoskonałości, dzięki którym muzyka jest tak wspaniała. Właśnie to całe naiwne myślenie kiedy jesteś młody powoduje, że jest to wyjątkowe. Więc nigdy nie zmieniłbym niczego w tym, co zrobiliśmy. Po prostu byliśmy wtedy tam, gdzie byliśmy i kocham to, rozumiesz? Uwielbiam te niedociągnięcia i kocham prawdę w muzyce. Martwię się czasem, kiedy próbujemy być zbyt mądrzy, dla naszego własnego dobra. Myślę, że muzycy często tak właśnie robią i w rezultacie nagranie płyty zabiera im 3 lata. Przejmują się niepotrzebnymi szczegółami, które nie mają znaczenia." Z dwoma studyjnymi albumami Black Keys, współpracą z hip-hopowym LP Blakroc, i wspaniałą płytą solową Keep It Hid z 2009 roku i długą listą produkcji studyjnych, ciężko jest wyobrazić sobie obdarzonego wieloma talentami Auerbacha, który spędziłby tak wiele czasu pracując nad jakimkolwiek projektem.

Rozmowa skręca w stronę sentymentu Auerbacha do gitarowych marek jak Harmony i Supro - wyjątkowych, oryginalnych instrumentów, które pomagają gitarzyście w poszukiwaniu rozpoznawalnego, własnego brzmienia. "Wszystkie moje gitary brzmią bardzo podobnie" - przyznaje - "Mają charakterystyczny, przesterowany sound singli DeArmond ze zwiększoną ilością zwojów. Bardzo mi to pasuje. Mam mnóstwo gitar i wszystkie brzmią niemal identycznie. Po prostu zawsze je lubiłem. Mam też na myśli muzyków, którzy grali na tych instrumentach, jak Hound Dog Taylor grający na Tescious czy JB Hutto na Supro. Oglądałem na video ich koncerty i mieli właśnie takie przesterowane brzmienie, o które mi chodziło. Kiedy zaczynałem grać, byłem pod ich wielkim wpływem. W dalszym ciągu, i nawet coraz bardziej, uwielbiam te rzeczy, ponieważ są unikalne i brzmią zupełnie inaczej niż cała reszta."

Zażartowaliśmy, że ciężko jest wyobrazić sobie Dana wchodzącego dziś do sklepu z gitarami i wybierającego nowego, lśniącego PRS’a lub jakiś podobny, nowoczesny instrument. "Stary, nie obejmuję tego wszystkiego" - mówi - "Ale z drugiej strony coś w stylu Strata... Straty mogą zagrać naprawdę czadowo. Bardzo je lubię. Ktoś jak Jimmie Vaughan zabrzmiałby niesamowicie nawet na najtańszym, meksykańskim modelu. Wspaniałe jest to, że można po prostu kupić budżetową gitarę i wydobyć z niej zawodowy sound. Wiem, że takie podejście może być ciężkie do przełknięcia dla was, jako gitarowego magazynu. Ale nie chodzi tu o te pieprzone gitary, tylko o muzykę i samych muzyków."


Jeśli chodzi o muzyków uczestniczących w powstawaniu El Camino, Auerbach i Carney sami zajmowali się komponowaniem i produkcją materiału, z niewielką pomocą partii klawiszowych Briana ‘Danger Mouse’ Burtona, który po raz trzeci wspomagał zespół (muzycy po raz pierwszy współpracowali przy piątym albumie Attack & Release z 2008 roku). Członkowie The Black Keys przyzwyczajeni są do realizowania płyt bez udziału innych muzyków, ciekawi więc jesteśmy, co Burton wniósł do nagrań i jak zmieniło to dynamikę utworów. "Myślę, że obaj ufamy mu tak samo jak sobie. Po prostu pasuje do nas. Nie ma tu żadnych, określonych reguł, kierujemy się zwykłą intuicją. Naprawdę możemy na nim polegać, wnosi bardzo istotne elementy. Brian ma wspaniałe wyczucie i wrażliwość muzyczną, niezależnie czy to jest to pop, pieprzony, klasyczny rock, południowo-amerykańskie psycho czy hip-hop, lubię jego smak muzyczny i ufam mu. Tak samo jest z Patem. Nie ma chyba innych dwóch osób, z którymi zgadzałbym się w takim stopniu, jeśli chodzi o muzyczną opinię."

Nic więc dziwnego, że dla jednego z najbardziej płodnych zespołów na rynku tworzenie muzyki, która tak rozpala emocje, jest czystą przyjemnością. "Chcemy być popularni" - przyznaje Auerbach - "Ale nie produkujemy hitów z myślą o stacjach radiowych lub coś w tym stylu. Kupa zespołów tak robi i jest to bardzo widoczne. Nagrywamy, ponieważ to kochamy. Zawsze tak było. Nie założyliśmy zespołu, żeby występować na scenie. Na początku nagrywaliśmy muzykę na 4 śladach i to właśnie nas kręciło. Pomysł zebrania do kupy kilku piosenek i nagrania ich na taśmie. To nas pociągało i nagle dzięki jednej z tych taśm dostaliśmy propozycję nagrania płyty. Później musieliśmy zagrać kilka koncertów i znajdujemy się teraz tu, gdzie jesteśmy."

A tak, występy na żywo... To prowadzi nas do The Black Keys grających pod koniec sierpnia bezpośrednio przed Foo Fighters, na głównej scenie festiwalu Reading and Leeds. Czy Dan i Pat zaplanowali coś specjalnego na występ przed największą chyba publicznością w ich karierze? Nie stawiałbym na to... "To po prostu rock’n’roll" - mówi Auerbach - "Doceniam zespoły, które stosują fajerwerki i różne tego typu rzeczy na scenie, i nawet to lubię, ale my się do nich nie zaliczamy. Myślę, że nasi fani cenią nas za to, że jesteśmy normalnymi ludźmi, którzy po prostu kochają muzykę. Jeśli publika szaleje na naszych koncertach mamy z tego radochę, ponieważ odbieramy tę energię. To takie dawanie i branie, dzięki któremu możemy się bawić na scenie. To nie jest jakaś nasza sztuczna postawa czy poza. Nie zachowujemy się jak gwiazdy rocka. Idę do sklepu spożywczego i robię zakupy jak wszyscy - rozumiesz co chcę powiedzieć?"


Mimo wszystko, nie ma jednak ucieczki od światowej popularności. W jaki sposób zachowują tę normalność w codziennym życiu, w świetle rosnących sukcesów komercyjnych? "Wydaje mi się, że jeśli odnieślibyśmy taki sukces po nagraniu pierwszej płyty, prawdopodobnie nie wytrzymalibyśmy próby czasu. Ale lata ciężkiej pracy, wiedza o tym, jak to jest, kiedy musisz zagrać koncert, sprzedawanie własnych T-shirtów i ładowanie sprzętu do vana - myślę, że nauczyliśmy się doceniać pewne rzeczy i nie przewróciło nam się w głowach..."

Jeśli Auerbach sam robi codzienne zakupy, jesteśmy ciekawi, czy ciągle poluje na rzadki, vintageowy sprzęt, który otacza go w jego studio Easy Eye Sound. "Każdy wie, że lubię te wszystkie dziwne zabawki, jak stare klawisze, basy, gitary" - mówi - "Jeśli ktoś sprzedaje coś nietypowego i unikalnego, zwykle dostaję telefon. Lubię wchodzić do sklepów z używanym sprzętem, mimo że mamy teraz eBay, a ceny są tu czasem absurdalne. Szukanie w komisach fajnego i taniego sprzętu dawno się skończyło. Któregoś dnia byłem w komisie w Oklahomie i mieli tam piękny, stary sprzęt Harmony i Supro. Ceny były astronomiczne, wyższe niż w Nowym Jorku. Myślałem wtedy: ‚Co tu jest grane?’ Nie kapuję tego, wiesz? Po pierwsze, to jesteśmy w Oklahomie - dlaczego wydaje się wam, że możecie dawać wyższe ceny, niż kiedykolwiek pojawiły się na eBayu?!" Johnny Ramone używał gitar Mosrite ponieważ były takie tanie, i po zdobyciu popularności przez jego zespół instrumenty te zaczęły osiągać dużo wyższe ceny. Nie mielibyśmy nic przeciwko zakładom, że niemały przecież sukces Auerbacha spowoduje podobny efekt we wszystkich komisach i vintageowych sklepach... nawet w samej Oklahomie.

Chris Vinnicombe

Powiązane artykuły