Death Angel - 1.04.2011 - Warszawa

Relacje

Thrashowi weterani konsekwentnie najeżdżają Polskę. Jeszcze do końca nie ochłonąłem po masakrycznym koncercie Overkill, a tu w Progresji melduje się Death Angel. Tak się jakoś złożyło, że nigdy wcześniej nie miałem okazji widzieć Amerykanów na żywo, czas więc był najwyższy na nadrobienie karygodnych braków.

Pierwszego z supportów, włoskiego Adimiron, nie było dane mi zobaczyć. Gdy zjawiliśmy się w klubie, trwał już występ Resistance, którzy kilka miesięcy temu, w listopadzie ubiegłego roku, grali w tym samym miejscu, wówczas supportując Pro-Pain. Nie wiem,  czemu akurat ten zespół trafił do składu Sonic Retribution Tour 2011, muzycznie nie miał bowiem zbyt wielu punktów wspólnych ze stylistyką, reprezentowaną przez gwiazdy wieczoru. Z deathcore mi raczej nie po drodze, ale przyznam, że podobnie jak za pierwszym razem przetrwałem ten set bez szwanku. Ponownie, najlepiej wychodziły Belgom sporadyczne ciężkie zwolnienia, ale było ich niestety zbyt mało, by bardziej urozmaicić generalnie podobne do siebie kompozycje zespołu. Chłopaki starali się bardzo, frontman kilkakrotnie namawiał publikę do ruszenia tyłków z miejsca, ale ta przyjmowała ich wysiłki z niewzruszoną obojętnością, wyćwiczoną z pewnością na innych gigach. Nie mają panowie szczęścia do Warszawy, bo z podobną reakcją spotkali się też przy okazji jesiennej wizyty. W rezultacie, podjętą przez organizatora trasy próbę zróżnicowania thrashowego klimatu tour, należy chyba uznać za nieudaną.


Suicidal Angels widziałem na zeszłorocznym Brutal Assault, tym razem jednak zagrali chyba jeszcze lepiej. O ile ich studyjne materiały nie wykraczają poza solidne stany średnie, tak jest coś zdecydowanie ujmującego w ich pędzących, bezkompromisowych koncertowych setach. Szybko, brutalnie i bez finezyjnych ozdobników czy zwolnień. Ta recepta sprawdza się idealnie. Nieważne, że ilość riffów inspirowanych twórczością Slayer przekracza tu standardowo przyjęte normy, do tego te 'kingowskie' solówki z wykorzystaniem wajhy. Może to złudzenie, ale nawet poza przyjmowana przed mikrofonem przez Nicka Melissourgosa przypomina mi Toma Araya. Ale nic to, młodzieńczy entuzjazm i zaangażowanie Greków są bezdyskusyjne. Wprawdzie publika w tany nie ruszyła, ale gig okazał się bardzo udany. Setlista oparta została na nowym materiale z "Dead Again", a całość zakończył klasyk (można już chyba tak powiedzieć) z repertuaru kapeli w postaci "Apokathilosis".


Death Angel będzie w przyszłym roku obchodzić 30-lecie powstania. Nic więc dziwnego, że setlista zaprezentowana tego piątkowego wieczoru sprawiała wrażenie klamry spinającej początki działalności zespołu z jego najnowszym materiałem. To właśnie do debiutu i ubiegłorocznego "Relentless Retibution" kapela sięgała najczęściej. O ile ostatnia płyta wywołała we mnie dość mieszane odczucia, tak koncert nie pozostawił wątpliwości, że Death Angel to po prostu thrashowy huragan. Co ciekawe, nie zabrakło w setliście ewidentnie kiepskich "Opponents At Sides" czy "Claws In So Deep", ale w wydaniu koncertowym wszelkie słabości tych kompozycji i tak schodzą na dalszy plan. Pojawiły się także perełki z "Relentless Retibution", takie jak "This Hate", "River of Rapture" czy "Truce". Doskonale wypadły kawałki z debiutu z  "Thrashers" i "Kill as One" na czele. Przed rozpoczęciem tego drugiego, Amerykanie zaprosili na scenę techników i muzyków Suicidal Angels, zrobił się więc nieco chaotyczny tłum. Szkoda, że po macoszemu (jak zwykle zresztą) potraktowano "Frolic Through the Park", z którego można było usłyszeć jedynie "Bored", z wplecionym weń "Heaven and Hell". Bardzo udany zabieg, choć utwór ten zawsze będzie mi się kojarzyć z niepowtarzalnym wokalem Dio. Szum oceanu z taśmy poprzedził żelazny klasyk "Seemingly Endless Time" z "Act III"; balladka "Veil of Deception" z tego krążka była miłym zaskoczeniem. Dobrze spisali się nowi na pokładzie: perkusista i basista, choć pląsy tego drugiego bywały chwilami nieco nieporadne. W przeciwieństwie do urodzonego frontmana Marka Oseguedy, który niezmordowanie wymachiwał długimi na siedem metrów dreadami i nieustannie skakał z perkusyjnego podestu. O pracy gitarzystów nie ma większego sensu wspominać, bo to przecież klasa sama w sobie. Świetny, bardzo dynamiczny, mocny koncert.

 

Setlista Death Angel

I Chose the Sky
Evil Priest   
Buried Alive   
Mistress of Pain  
Claws In So Deep   
Seemingly Endless Time    
This Hate    
Relentless Revolution   
Truce    
Purgatory (fragment)
Veil of Deception
Opponents at Sides
Bored / Heaven And Hell
Thrashers  
Kill as One
Lord of Hate  
River of Rapture
The Ultra-Violence / Thrown to the Wolves


Tekst: Szymon Kubicki
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka