Wardruna - 13.11.2016 - Łódź

Relacje
Wardruna - 13.11.2016 - Łódź

Jeśli wśród publiczności występuje wyjątkowo wysokie stężenie wystylizowanych na okoliczność współczesnych Wikingów, z których część przywdziewa nawet stroje z epoki, wiedz, że coś się dzieje. To pewny znak, że do miasta przybyła Wardruna.

Tempo sprzedaży biletów na łódzki koncert dobitnie świadczy o tym, że Wardruna dorobiła się kultowego statusu, podbitego dodatkowo współtworzeniem ścieżki dźwiękowej do popularnego serialu Wikingowie, w którym rólkę zagrał zresztą Spiritus Movens całego przedsięwzięcia, sam Einar Selvik. Wytwórnia wypełniona do ostatniego miejsca oraz ciągnąca się w nieskończoność kolejka do stoiska z nietanim merchem najlepiej obrazują obecną pozycję Norwegów.

Kiedy w 2011 roku na holenderskim Roadburn po raz pierwszy widziałem ten zespół na żywo, wówczas jeszcze z Gaahlem w składzie, Wardruna nie była aż tak rozpoznawalna, miała na koncie jedynie debiutancki album i prezentowała się znacznie skromniej, a i tak już wówczas skutecznie hipnotyzowała wyjątkowym klimatem nordyckiego rytuału. Wciąż pamiętam ciarki i niezwykłe emocje, jakie wywołało wtedy choćby wykonanie "Algir - Stien Klarnar". Ponad pięć lat później Wardruna nie straciła nic z klimatu i pierwotnej pogańskiej mocy, a utwór ów niezmiennie stanowi - przynajmniej dla mnie - niezwykle efektowny i wywołujący gigantyczne wrażenie punkt kulminacyjny występu.

Tych było zresztą niemało, a tu warto wspomnieć np. o zamykającym koncert podniosłym "Helvegen" zapowiedzianym przez Selvika jako 'pieśń o śmierci'. "Nie jesteśmy rockowym zespołem" - powiedział lider Wardruny odpowiadając publiczności, która domagała się dłuższego występu - "Ostatni utwór naprawdę oznacza ostatni." Większość setu wypełniły kompozycje z "Runaljod - Ragnarok", czyli niedawno wydanej trzeciej części poświęconej runom muzycznej trylogii. Wszystkie utwory zostały odegrane i zaśpiewane absolutnie doskonale, a dzięki znakomitemu nagłośnieniu słyszalny był każdy z wielu tradycyjnych instrumentów obecny w arsenale muzyków. Nie mniej istotnym elementem show okazało się oświetlenie, świetnie podkreślające mistyczną aurę i odpowiednio zintegrowane z muzyką.

"Wrócimy tak szybko, jak to tylko możliwe, to obietnica!" - powiedział na koniec Einar Selvik. Oby jak najszybciej, ponieważ tak magicznych koncertów nie doświadcza się często.

Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki