Carcass, Hazael - 13.09.2014 - Warszawa
Kilka długich lat musiało upłynąć od dnia reaktywacji Carcass, nim wreszcie zespół zawitał z koncertem do Polski.
Jeszcze więcej czasu, bo lat aż 21 - co przytomnie zauważył ze sceny Jeff Walker, upłynęło od ostatniego gigu Brytyjczyków w naszym pięknym kraju. Metalmanię AD 1993, której gwiazdą był Death, pamiętam dziś jak przez mgłę, może prócz absolutnie perfekcyjnego, nieludzkiego wręcz headbangingu Cannibal Corpse oraz niemal dorównującego im machania łbami uskutecznianego przez młodzieńców z Carcass, będących wówczas w przededniu premiery albumu "Heartwork". Kto wie, czy Walker wyposażony wówczas w długaśne dready nie był jeszcze bardziej niż Amerykanie widowiskowy. Od reaktywacji Carcass w 2007 roku zespół grał tu i tam, na różnych festiwalach, minąłem się z nimi nawet na Hellfest w 2010 roku, kiedy to wybrałem jednak gig grających w tym samym czasie Jello Biafra And The Guantanamo School of Medicine.
Tym razem nic nie mogło mnie powstrzymać i podejrzewam, że podobnie podeszli do tematu wyróżniający się wśród młodszej części publiczności metalowi weterani, z których niektórzy nie mogli nie pamiętać czasów wspomnianego festu w zabrzańskiej hali MOSiRu. Podkreślając ten wspominkowy nastrój, organizatorzy - Progresja Music Zone - w roli supportu obsadzili Hazael, który 20 lat temu namieszał na krajowym podwórku, wydając inspirowany szwedzkim brzmieniem świetny debiutancki album "Thor". Później jednak coś poszło nie tak, zespół dość szybko się rozpadł, a po latach dorobił się całkiem kultowego statusu, biorąc pod uwagę choćby ceny, jakie na internetowych aukcjach osiągało pierwsze bicie "Thora" na kompakcie. W tym roku formacja dość niespodziewanie zmartwychwstała z basistą i wokalistą Tomaszem Dobrzenieckim jako jedynym łącznikiem z pierwotnym składem kapeli.
Czy powrót Hazael na scenę ma sens i co z niego wyniknie, dopiero się okaże, na razie powiedzieć można tyle, że ich koncert (wcześniej wystąpił też Thunderwar) okazał się całkiem przyzwoity, a takie galopady jak "Clairvoyance" wciąż mają sporo uroku. Wyglądało jednak na to, że dźwięki Hazael rozpoznawalne są przede wszystkim dla starszych widzów, a frontman próbując nakłonić publikę na przykład do dokończenia zapowiadanego tytułu utworu, przeliczył się niestety z rozmiarem popularności swojego zespołu. Ale to nieważne, bo choć reszta chłopaków była dość statyczna, sam Dobrzeniecki bawił się świetnie, przybijał piątki, a na sam koniec zszedł do fosy, by zbratać się z fanami. Setlista: Seven Winds, Clairvoyance, Legate of Goat Tyrant, Ancient Mags, Thor, Frozen Majesty, Elimination i Wyrd
"Welcome to a world of hate!". Kiedy po dźwiękach intro "1985" Carcass potężnie rozpoczął - w jedyny słuszny sposób - od "Buried Dreams", po którym zaprezentował "Incarnated Solvent Abuse" z "Necroticism - Descanting the Insalubrious" wiadomo było, że będzie co najmniej dobrze. W praktyce okazało się jeszcze lepiej, bowiem będący w świetnej formie zespół bezlitośnie, ale i przebojowo, czyli tak jak tylko Carcass to potrafi, sypał ze sceny mieszanką starego oraz najnowszego materiału z ubiegłorocznego krążka "Surgical Steel". Nie zabrakło nawet reprezentanta epki "Tools of Trade" ("Pyosified (Still Rotten to the Gore)") a nawet "Swansong", w postaci najbardziej lekkiego kawałka tego wieczoru: "Keep on Rotting in the Free World".
Choć nowy album jest świetny i doskonale wręcz nawiązuje stylem do klasycznego okresu kapeli, wolałbym usłyszeć nieco więcej starszego materiału (zabrakło nawet hitów w rodzaju "No Love Lost") zwłaszcza z "Necroticism", ale w końcu Brytyjczycy promują teraz swe nowe, powrotne dzieło. Momentami szwankowało też brzmienie gitary Bena Asha, zwłaszcza przy solówkach, ale to w gruncie rzeczy tylko detale. Najważniejsze, że muzycy nie sprawiali wrażenia, jak gdyby grali za karę, nie dawali też odczuć, że ów koncert to tylko część ich muzycznej pracy. W tej kwestii publiczność lubi być oszukiwana, a podobnym do Carcass scenicznym entuzjazmem może pochwalić się dziś naprawdę niewielu weteranów. Nie można nie wspomnieć także o konferansjerce wciąż zagadującego publikę Jeffa Walkera ("Jesteście zmęczeni? To teraz zagramy ten wolny kawałek, podczas którego panowie mogą objąć panie i potańczyć"), który z niesłabnącym zapałem wyrzucał w publiczność kolejne butelki z wodą mineralną i puszczał w ruch butelki z piwem. Doskonałym akcentem była również jego bardzo dobra dyspozycja wokalna.
Co tu kryć, stęskniłem się za Carcass, a warszawski gig w bardzo dużym stopniu mi to wynagrodził. Dwadzieścia lat temu na takim koncercie Progresja dosłownie pękałaby w szwach i, choć czasy się zmieniły, to przecież oczywiste, że YT nie jest w stanie wynagrodzić leniwym internetowym wojownikom prawdziwego koncertu. Kto nie dojechał, ten ma czego żałować.
Setlista:
Buried Dreams
Incarnated Solvent Abuse
Cadaver Pouch Conveyor System
This Mortal Coil
Reek of Putrefaction
The Granulating Dark Satanic Mills
Unfit for Human Consumption
Genital Grinder
Pyosisified (Still Rotten to the Gore)
Exhume to Consume
Keep On Rotting in the Free World
Captive Bolt Pistol
Corporal Jigsore Quandary
Heartwork
Zdjęcia: Małgorzata Napiórkowska-Kubicka
Tekst: Szymon Kubicki