Big Kiss Goodnight
Gatunek: Rock i punk
Jedni ich kochają, inni nienawidzą. Ale nie ma fana hardcora, który by nie kojarzył tej nazwy. Trapped Under Ice dwa lata temu narobili sporo zamieszania swym debiutanckim LP "Secrets Of The World".
Wzięli to, co najlepsze z wczesnego Biohazard, nadali temu uliczny sznyt i nagrali rewelacyjną płytę. Nie było na niej słabego numeru, a każdy kolejny był potencjalnym hardcorowym hitem. Sam wstęp do choćby "Gemini" powodował u mnie ciary. Nie dziwi zatem, że oczekiwania związane z ich drugim długograjem były duże.
Jak to się dzieje, że muzyka tak prosta, ma taką siłę nośną, potrafi tak angażować słuchacza? Kwintet z Baltimore jest szczególny w tym temacie. Wydaje się, że lekką ręką tworzy kawałki, których inni nie zrobią nigdy, choćby nie wiem, jak się starali. Twórczość TUI można porównać do łopaty, której trzon jakiś artysta ozdobił rzeźbą. Z pozoru prosta konstrukcja, ale im bliżej, im dłużej ktoś jej się przygląda, zaczyna odkrywać coraz więcej szczegółów.
"Big Kiss Goodnight" spełniło oczekiwania pod każdym względem. Album utrzymany jest w charakterystycznej dla zespołu stylistyce, a jednak różni się od debiutu. Począwszy od brzmienia, przez muzykę, po wokale. Trapped Under Ice nie drepczą w miejscu, nawet jeśli nie zrobili wielkiego kroku naprzód.
Dźwięki na dwójce brzmią surowiej. Zarówno gitary, jak i bębny, których sound jest bliski brzmieniu live. "Big Kiss Goodnight", jak już wspomniałem, jest wyraźnym nawiązaniem do nowojorskiego stylu. W pewnym sensie stanowi jego esencję. Większość materiału utrzymana jest w średnich tempach. Dominują proste, "kwadratowe" riffy, przy których nie sposób usiedzieć spokojnie. Ktoś postronny, obserwujący mnie podczas słuchania "BKG", mógłby pomyśleć, że zwariowałem. Jeśli jednak słyszysz te numery i nie reagujesz na nie, to znaczy, że wtedy dopiero dzieje się z tobą coś niedobrego. Kolejne utwory zaczynają się niepozornie, by po chwili uwolnić taką petardę, że łeb urywa. Ciężar, agresja i moc, a wszystko idealnie zbalansowane. Songi płynnie przechodzą jeden w drugi, krzyczę "Big Kiss Goodnight", który jest refrenem otwierającego "Born To Die", by po chwili robić to samo w następnych "Pleased To Meet You", "Jail" czy "Outcast", i tak właściwie do końca. Wszystkiemu towarzyszą znakomite hardcorowe riffy, pulsujący bas i precyzyjnie rozłożone partie perkusji. Szaleństwo! Nad całością góruje wokal Justice'a Trippa. Jeszcze bardziej histeryczny niż na debiucie, jeszcze bardziej wściekle wykrzykujący osobiste teksty.
14 kawałków, blisko 40 minut podróży, w którą wybrałem się z przyjemnością, od początku do końca. Wielu by chciało grać, tak jak oni, wielu próbuje, ale tylko im przychodzi to z takim luzem. Może Trapped Under Ice, nagrywając "Big Kiss Goodnight" prochu nie wymyślili, ale z pewnością zebrali go tyle, by rozsadzić wszystko wokół.
"This time is our time / One chance to live / We got to make it right / One day we'll die / Big kiss goodnight" - "Born To Die"
Sebastian Urbańczyk