Szanowny zespół rodem z krainy czekolady, po zmianie na stanowisku wyjca, zaszczycił nas kolejnym, ósmym już wydawnictwem. Ale czy tych 12 nowych utworów nie będzie pretendować do miana parszywej dwunastki?
Mam dość mieszane uczucia odnośnie tego albumu. Na pewno jest to zestaw bardzo rock'n'rollowy. Wpadający w ucho, ale i trącający myszką w postaci lat osiemdziesiątych poprzedniego milenium. A skoro są lata osiemdziesiąte to musi być i trwała, i refrenik i radosne chórki. I tu to wszystko mamy (no, może poza rzeczoną trwałą).
"Back On Track" zaczyna się od mocnego "B True B You". Energetyczny, sympatyczny, ze sporą ilością gitar i efektów kawałek nikogo nie powinien przerazić, a nawet całkiem skutecznie zaprasza do dalszej konsumpcji krążka.
"Crazy", czyli najbardziej roztańczony utwór na płycie może nie jest majstersztykiem, ale za to nie da rady go nie nucić, przytupywać i wystukiwać rytmu jeszcze kilka godzin po zaprzestaniu słuchania. Ciężko co prawda nie przyrównywać go do innych, starszych nagrań bardziej znanych zespołów, ale to nie ma być referat o fizyce kwantowej. Dobrze się go słucha, przyjemnie nuci i nawet przy kilkukrotnym przesłuchaniu nie daje on rady znudzić słuchacza.
Generalnie większość kompozycji zamieszczonych na "Back On Track" można nazwać lekką, łatwą i przyjemną. Słychać inspiracje chociażby Bon Jovi, ale w tym stężeniu jest to do przełknięcia. Co prawda teksty zamieszczone na tej płycie są proste jak drut, ale też do tej muzyki nie pasowałyby jakieś wywody rodem z Szekspira, więc całość pozostaje w miarę spójna.
Muzycy z Shakry zaserwowali nam pozytywny album, z łatwo przyswajalną muzyką, która nie powoduje bólu uszu i znudzenia po 10 minutach. Nie jest to zbyt skomplikowany krążek, nie ma co się spodziewać wybitnych, zapamiętanych przez 5 następnych pokoleń kompozycji. Tu takich nie ma. Ale tak czy siak całości słucha się bardzo przyjemnie. Tyle i aż tyle.
Julia Kata