AC/DC

Power Up

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy AC/DC
Recenzje
Konrad Sebastian Morawski
2020-11-24
AC/DC - Power Up AC/DC - Power Up
Nasza ocena:
8 /10

AC/DC, człowieku! Ta kapela żyje!

Przewody łączące moje głośniki z odtwarzaczem zaczynają się topić, sąsiedzi wysyłają kolejne pismo do administracji, aby mnie eksmitowano za zakłócanie ciszy nocnej, a mój czworonożny przyjaciel zaczyna poruszać się krokiem Angusa Younga. Co się dzieje? AC/DC wydali właśnie nowy album, siedemnasty licząc tylko nagrania studyjne. Któryś z kolei, który nadwyręża moje relacje społeczne do granic możliwości, bo jeśli świętować kolejny krążek tej kapeli, to w taki sposób, aby wszyscy dookoła wiedzieli, że giganci hard rocka mają się naprawdę dobrze.

Dla AC/DC album „Power Up” ma być krążkiem w rodzaju „Back in Black” – to hołd dla zmarłego muzyka. Przed laty był nim Bon Scott, dziś Australijczycy oddają hołd Malcolmowi Youngowi. Jego obecność na „Power Up” nie jest jednak wyłącznie symboliczna. Niezapominany gitarzysta jest współautorem kompozycji tworzących płytę, które zdążył napisać jeszcze przed śmiercią. W sumie więc siedemnasty album studyjny AC/DC to materiał skomponowany przez duet braci Young, a w miejsce Malcolma na gitarze rytmicznej zagrany przez bratanka gitarowych płuc Australii Stevie Younga.

Nagraniom albumu towarzyszyły dramatyczne okoliczności, związane ze śmiercią Malcolma Younga, ale też z problemami innych regularnych członków zespołu. „Power Up” wykuwał się więc w cieniach, ale jej blask powinien raz jeszcze rozświetlić rock n’ rollowy świat muzyki. To standard w stylu AC/DC. Dzieło ikoniczne, nagrane w najlepszym możliwym obecnie składzie, kapitalna porcja rozrywki dla wszystkich fanów hard rocka w australijskim wydaniu i wreszcie pieczęć na prawie pięćdziesięcioletnim dziedzictwie zespołu. AC/DC żyje, zapewniając sobie nieśmiertelność muzyką, która wyszła podpisana tą legendarną nazwą. „Power Up” jest więc już legendą za życia, bo przypomina o dzikim, niekończącym się australijskim uniesieniu.

Krążek zawiera dynamiczne i energetyczne hard rockowe hymny made in AC/DC („Realize”, „Rejection”, „Witch’s Spell”, „Demon Fire”, „Wild Reputation” czy „Money Shot”), które powinny rozruszać niejednego słuchacza przyzwyczajonego do żywiołowości zespołu. Reprezentatywne riffy Angusa Younga przywołują wszystkie wspomnienia na temat najlepszych czasów zespołu, do tego dochodzą typowe dla Australijczyków chórki, a będący w bardzo dobrej formie wokalnej Brian Johnson uzupełnia obraz jaki już znamy – to AC/DC. Nie jest to na pewno przełomowa warstwa twórczości kapeli, ale przecież nikt od zasłużonej grupy nie oczekuje dziś przełomów. Zresztą byłoby kompletnym nieporozumieniem, gdyby muzycy AC/DC zaczęli podążać za trendami. Za to można kapelę uwielbiać, że jest konsekwentna w swojej twórczości. Tak jak w przypadku albumu „Power Up”.

Jakkolwiek na krążku grupa zaproponowała kilka ubarwień, wchodząc na dość lekkie tony w „Through The Mists Of Time”, kokietując gitarami w „Kick You When You’re Down” i „Systems Down”, kombinując z sekcją wokalną na „Demon Fire”, nieco też zwalniając tempo i czarując basem w „No Man’s Land” albo sięgając po blues rocka w „Code Red”. Są to jednak wyłącznie zabiegi kosmetyczne. Ten australijski hard rockowy rdzeń pozostaje nienaruszony, co sprawia, że „Power Up” to dzieło od początku do końca napisane i zagrane przez twórców świadomych swej tożsamości, dzielących się nią garściami ze słuchaczami. Bez wątpienia album dostarczy też kilka stałych punktów w koncertowym repertuarze zespołu. Ponad wspominanymi wcześniej numerami energetykami, trzeba dołożyć przede wszystkim kompozycję „Shot In The Dark” mającą chyba najwięcej potencjału, aby przetrwać próbę czasu i stać się jednym z klasyków AC/DC. Opiera się na nośnych riffach, zapada w pamięć i w swej strukturze staje się wciągającą muzyczną historią.

Cóż można powiedzieć więcej? „Power Up” to piękny hołd dla Malcolma Younga, jest też krążkiem dowodzącym żywotności hard rocka, a nade wszystko po prostu kolejnym zajebistym materiałem w repertuarze AC/DC. Podłączam się do prądu, macham głową i tupię nogami… cieszę się tym życiem, które wybrzmiewa na tak bardzo dziś dla mnie wartościowym kompakcie. Cieszę się, że w strumieniach moich przewodów płynie AC/DC. Cieszmy się wszyscy, bo hard rock żyje.