Coma

Sen o siedmiu szklankach

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Coma
Recenzje
Grzegorz Pindor
2019-04-17
Coma - Sen o siedmiu szklankach Coma - Sen o siedmiu szklankach
Nasza ocena:
8 /10

Łódzkiej Comie należą się gromkie brawa za odwagę i pomysłowość.

Wzięcie na barki dziedzictwa polskiej piosenki dla dzieci (a jest z czego wybierać) to karkołomne zadanie, głównie z jednej, prozaicznej przyczyny. Łatwo w tym wypadku o infantylność, a tekstom Andrzeja Zauchy, Zdzisławy Sośnickiej czy Małgorzaty Ostrowskiej należało dodać odrobinę powagi, ubranej w rockowe brzmienia. Z tym ostatnim zespół Piotra Roguckiego poradził sobie co najmniej znakomicie.

Dwa ostatnie albumy Comy okazały się być ciężkim orzechem do zgryzienia, a wydany w 2016 roku „2005 YU55” wręcz niemożliwym do przejścia, dlatego najnowszy krążek zespołu traktuję jako restart i chęć zabawy konwencją. Panowie mocno wspierają się elektroniką (zwłaszcza na obecnej trasie koncertowej), delikatnie odchodząc od swojego rockowo/metalowego brzmienia. I właśnie dzięki tym wszystkim nieco psychodelicznym wtrętom („Marsz Robotów”, „Przybysze z Matplanety” z udziałem Darii Zawiałow) „Sen o siedmiu szklankach” nabiera zupełnie nowego charakteru, a o Comie będzie głośno nie tylko ze względu na bardzo plastyczne ujęcie dokonań tuzów polskiej piosenki, co z racji na fantastyczną i wybitnie koncertową formułę, której najjaśniejszym punktem jest (jak dawno tego nie pisałem!) sam Piotr Rogucki. Gdyby nie jego dość pokrętne wokalizy (utwór tytułowy, stonowane i mocne w wymowie „Wracam”, senne „Chodź ze mną” z udziałem Izy Lach) krążek nie byłby tak interesujący. Zresztą, uważam, że to co słyszymy to bodaj najlepsze linie Roguca od czasu wydanego w 2011 roku „Czerwonego Albumu”.

Jedyne do czego rzeczywiście mogę się przyczepić to siedem tytułowych snów o szklance. Te miniatury, a może bardziej interludia nieco gryzą się z warstwą muzyczną piosenek. Rozumiem koncept, ale przykładowo niemal breakbeatowy „Sen o czwartej szklance” nijak się ma do reszty spokojnych, melodyjnych, relaksujących części. Mimo to, jako całość, siódmy album w dorobku łódzkiej formacji to niezwykle udany eksperyment.

W „Marszu Robotów” słyszymy, iż wyobraźnia jest wrogiem precyzyjnego działania. Tej Comie nie brakuje i gorąco was zachęcam do sprawdzenia obecnej formy zespołu na żywo. Możliwości będzie wiele bo sezon juwenaliowo-festiwalowy za pasem, aczkolwiek jeśli nadarzy się okazja zobaczyć grupę w klubie, z pełną produkcją, nie wahajcie się.