Ghost

Prequelle

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Ghost
Recenzje
Grzegorz Pindor
2018-06-05
Ghost - Prequelle Ghost - Prequelle
Nasza ocena:
8 /10

Miałem napisać o jednym z największych, jeśli nie największym rozczarowaniu tego roku, ale najpierw przypomniałem sobie o Machine Head, a potem… po raz kolejny zwariowałem na punkcie Ghost.

Mniej więcej na tydzień przed premierą nowego krążka Szwedów, nie byłem tak optymistycznie nastawiony. Pierwsze odsłuchy zwiastowały płytę poniżej oczekiwań, a przede wszystkim sprzeczną z zapowiedziami Tobiasa Forge. Mieliśmy dostać prawdziwie heavymetalowy album, a tymczasem czwarty studyjny krążek Ducha to coś pomiędzy wczesnym hard’n’heavy z całą masą klawiszowych przeszkadzajek a kiczowatą rock operą i wycieczkami w stronę m.in. Hawkwind. Innymi słowy, mamy tutaj mieszankę wielu, niekoniecznie pasujących do siebie inspiracji, ale pod czujnym okiem lidera oraz producenta Toma Dalgety, znanego choćby z płyt Royal Blood, wyszło z tego coś, o czym jeszcze długo będzie się mówiło. Może nawet w kategoriach zgrabnego żartu albo dzieła wielkiego, nie tylko wśród wielbicieli dad rocka…

W każdym razie, już nie Papa Emeritus, a Cardinal Copia zapragnął wyjść daleko poza oblicze heavy metalowej sensacji i zespołu aspirującego do mainstreamu (nagroda Grammy mówi co innego), nagrywając najbardziej komercyjny, a z drugiej strony, paradoksalnie najmniej nośny i równie mało żywiołowy materiał w karierze grupy. Same niespodzianki, ale wierzcie mi lub nie, dobrze to świadczy nie tyle o „Prequelle”, co o samym zespole, który najciekawsze rzeczy i tak wyczynia w coverach (tym razem Leonard Cohen i Pet Shop Boys), a w daniu głównym trochę się z nami drażni. Właśnie z tego powodu początkowo odrzuciła mnie zabawa w 'zgadnij z kogo zrzynam', a potem test wytrzymałości męskości w starciu z balladami (m.in. „See The Light”).

Najważniejsze, że kiedy przebrnąłem przez gąszcz brzmień sprzed kilku dekad i ostatecznie wsiąkłem w atmosferę tego kosmicznego dzieła, dotarło do mnie, że Forge od początku chciał, aby jego zespół stał się czymś więcej niż rockowym teatrzykiem z melodiami rodem z płyt Abby („Rats”). Gros tej płyty, z naciskiem na dwie absolutnie genialne kompozycje, „Pro Memoria” i „Miasma” prezentuje lżejsze, miejscami lekko pompatyczne i przepełnione emocjami oblicze Ghost, a wszystko po to, aby między wierszami kierowanymi wprost do rogatego, chwytać za serce odwagą.

Nie dziwi mnie, że obecny koncertowy skład Forge bandu to aż dziewięć osób, w tym trójka wspierających wokalistów i dwoje klawiszowców. Wbrew pozorom na „Prequelle” dzieje się naprawdę na tyle dużo, aby z tej muzycznej papki wycisnąć potężne brzmienie na koncertach. Lucyfer tylko czekał aż Cardinal Copia zadedykuje mu kolejne pieśni. Poza gitarowym hałasem w średnich tempach dostaliśmy tu również kilka zaskakujących gitarowych solówek („Faith”), mnóstwo partii gitar akustycznych (gościnnie lider Opeth) czy krótkie, ale za to jakie popisy na wciąż niedocenianym w metalu saksofonie (w tej roli stary „papa” czyli Forge w wersji Nihil). Zaznaczam jednak, że nowy Ghost wymaga przede wszystkim otwartej głowy i dużej tolerancji na cukier.