Rock umarł. Jakubik żyje.
Wielu słuchaczy nie musi już dziś nakładać na nos okularów, aby patrzeć na świat w podobny sposób do Arka Jakubika, przynajmniej jeśli chodzi o jego muzyczne interpretacje rzeczywistości. Wiele jego definicji biało-czerwonej egzystencji w utworach Dr Misio stało się trafną narracją do różnych aspektów życia w kraju nad Wisłą, często związanych z przemijaniem i odnajdywaniem siebie w czasach oznaczanych strumieniami cyfrowej świadomości. Na pierwszym solowym albumie artysty pt. „Szatan na Kabatach” nie brakuje podobnych definicji. Tyle że w przeciwieństwie do twórczości Dr Misio, na solowym krążku Jakubika rocka znalazło się jak na lekarstwo, a jego album w sensie muzycznym porusza się po różnych nowofalowych odłamach elektroniki.
Płyta zawiera dobre, dynamiczne kompozycje nawiązujące do klimatów new wave, w tym przede wszystkim ze wskazaniem na synth, elektropop i post punk, gdzie w otoczeniu niepoprawnych politycznie wersetów wylewają się liczne efekty, zestawy dźwiękowe i elektroniczne wytwory wyobraźni twórców dzieła. Jakubik w niektórych utworach przechodzi do ofensywny w słowach i otaczającej go muzyce („Dziś w Internecie”, „Psy”, „Atomowy skuter”, „Cudowne pogaństwo”, „Historia z Banalnego Miasta”), aby też w innych poruszać się w minimalistycznym, nieznacznie podszytym nowofalowymi drobiazgami klimacie, tak jakby próbował wcielić się w muzycznego ulicznika dysponującego jednym instrumentem i nieco zachwianą wiarą w społeczeństwo („Plaża”, „Świat po końcu świata”). Artysta nigdzie się nie spieszy, nie otacza się presją, ani niczego nie próbuje udowodnić. Okazuje się narratorem niezwykle aktualnym. Czasem chowa się za mgłą (smogiem?) współczesnego miasta, aby w otoczeniu magnetycznych instrumentów i takich też pejzaży dźwiękowych wystawić surową cenzurkę otaczającej nas typowości dnia codziennego.
Oczywiście trudno byłoby zupełnie odciąć się od tożsamości rockowej. W otoczeniu fajnej post-rockowej gitary Kuby Galińskiego Arek Jakubik zatapia się w melancholijnym utworze „Niemost”, a charakterystyczne gitarowe brzmienie zostało również nadane kompozycji zamykającej album, czyli „Twoje Zniknięcie”, będącej swoistą uwerturą do gorzkich, nieco posępnych przemyśleń artysty. Urokliwie brzmiące tu partie trąbki Tomasza Ziętka tylko te przemyślenia pogłębiają, tak jakby Jakubik śpiewał nocą na pustym placu przemijania. Tu i ówdzie album zagrzewa się do stanu post-punkowej, nieco też figlarnej i euforycznej ekspresji. Jakubik osiąga to w numerze „Wyliczanka”. Warto dodać, że na dystansie albumu „Szatan na Kabatach” czasem łączy się wyraziste synthowe brzmienie z rockowymi tonami, co dobrze prezentuje „Plan Antypaństwowy”, aczkolwiek sądzę, że próba definitywnego szufladkowania tego dzieła nie jest dobrym pomysłem. To Arek Jakubik refleksyjnie, gorzko, nostalgicznie, samotnie i… kusząco w swej napisanej przez życie roli.
„Szatan na Kabatach” to krążek przeznaczony przede wszystkim dla słuchaczy lubiących nowocześnie brzmiącą, dobrze wyprodukowaną muzykę, taką, która w „procesie produkcji” nie traci autentyczności. Trzeba pamiętać, że krążek swoją spójność w brzmieniu, harmonijność poszczególnych wątków muzycznych i tekstowych, a także generalny koncept jaki się nad nim roztacza, zawdzięcza także trwającej już jakiś czas współpracy Arka Jakubika z Krzysztofem Vargą (autorem lub współautorem tekstów) oraz Kubą Galińskim (instrumentalistą, współautorem muzyki). Zapadający w pamięć przekaz album zawdzięcza jednak Jakubikowi, być może pierwszemu i ostatniemu bardowi polskiego wysypiska mentalnych śmierci… a wszystkie drzewa wyciąć trzeba, bo przesłaniają sanktuarium!