Queens Of The Stone Age

Villains

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Queens Of The Stone Age
Recenzje
2017-09-04
Queens Of The Stone Age - Villains Queens Of The Stone Age - Villains
Nasza ocena:
8 /10

Parafrazując reklamę popularnych chipsów można śmiało napisać: jest Queens Of The Stone Age, jest impreza.

Amerykańska kapela zarejestrowała swój siódmy duży album studyjny zatytułowany "Villains", który sprawnie wpisuje się w wypracowane dotąd przez nią standardy. Stylowi Queens Of The Stone Age nie grozi więc zapaść. Zespół ma się wręcz znakomicie. Najwyraźniej Josh Homme zawarł pakt z diabłem na tworzenie dobrej muzyki. Jego dusza pójdzie pewnie do piekła, gdzie twórczość Queens Of The Stone Age wydaje się idealnym soundtrackiem dla tych wszystkich potępieńców rocka, którzy już tam się znajdują. W każdym razie zło i jego nosiciele, wbrew tytułowi, nie mieli tworzyć głównego motywu "Villains". Album jest optymistyczny, na przekór czasom, w których żyjemy.    

Materiał zawiera dziewięć kompozycji, które mocno nawiązują do dotychczasowych nagrań Queens Of The Stone Age. Trudno więc powiedzieć, że muzyka Josha Homme i spółki skręciła w kierunku popu, czego obawiano się w związku z zaangażowaniem do produkcji dzieła Marka Ronsona, znanego przecież ze współpracy z Bruno Marsem czy Lady Gagą. Nic z tych rzeczy. "Villains" to typowy dla amerykańskiej formacji mezalians różnych gatunków: od rocka po elektronikę z silnymi akcentami stonera, ale też boogie czy dance. Całość okazuje się wszechstronnym materiałem, któremu zupełnie nie służą próby zaszufladkowania do konkretnego gatunku. To poetycka rozróba, seria gitarowych uniesień i tenor rockowych odlotów wokalnych.

W zawartości krążka znalazły się utwory żywe i dynamiczne, jak choćby singlowy "The Way You Used To Do", którego konstrukcja opiera się na przesterowanych gitarach. Zresztą gitary, zarówno te na przesterach, jak również organiczne, stanowią najważniejszą część w sekcji instrumentalnej albumu. To tak jakby wokal Josha Homme narodził się dla rozmaitych, uwolnionych z jakiejkolwiek presji zagrywek gitarowych, czy to wywodzących się spod jego osobistego wiosła, czy prezentowanych przez kolegów z kapeli. Nie ma w tym nic dziwnego biorąc pod uwagę genezę twórczości tego muzyka. Inna żywa kompozycja, "Head Like a Haunted House", tylko to potwierdza, choć tu także ze świetnej strony pokazał się perkusista Jon Theodore, zaś sam numer sprawia wrażenie współczesnego rock n'rollowego tańca na prochach Elvisa Presleya.    


Totalnym miszmaszem okazuje się "The Evil Has Landed", którego nieregularny klimat, momentami ociekający nawet narkotycznym otępieniem, przyprawia o taki zawrót głowy do jakiego zdolny jest tylko Queens Of The Stone Age. Trudno też nie zauważyć, że nowy materiał zespołu wypełniła duża liczba elektronicznych teł i wstawek, które w połączeniu z nośną i zarazem zadziorną sekcją instrumentalną osadzają się na klasycznych obszarach twórczości wyjadaczy z Palm Desert ("Feet Don't Fail Me", "Un-Reborn Again"). Warto dodać, że kapela w tej elektronice niekiedy szokuje. Niektóre wstawki, jak we wstępie do "Domesticated Animals" (…czy może raczej w przedłużonym finale "The Way You Used To Do"), brzmią nawet jak u Vangelisa, co tylko dowodzi szerokości horyzontów Queens Of The Stone Age. Formacji zdarzyło się też kilkukrotnie zwolnić, "Fortress" i "Hideaway" niemalże dryfują na rockowych oceanach (zdarzają tu się porywiste prądy!), ale już finał albumu pod postacią "Villains Of Circumstance" stanowi melancholijną, rockową podróż w czasie.

W sumie więc wszyscy, którzy do tej pory obdarzali namiętnością twórczość Queens Of The Stone Age na pewno nie zawiodą się na "Villains". Równocześnie nie sądzę, aby album był w stanie przyciągnąć do Josha Homme i jego bandy nowych słuchaczy. To kolejny porządny materiał tego jakże oryginalnego, inspirującego zespołu, ale trzeba go kochać od dawna, aby wciąż mu ufać. To przecież kolejna impreza zorganizowana przez Queens Of The Stone Age. Wstęp tylko dla palących.

Konrad Sebastian Morawski