Czy w kwestii połączenia rocka z rapem można jeszcze coś nowego powiedzieć? Mama Selita próbuje.
Odkąd Beastie Boys wydali krążek "Licensed to Ill" i wykrzyczeli swoje prawa do walki o dobrą zabawę, świat zrozumiał, że można łączyć gitarowe grzmienia z rapowanym tekstem. Ruszyła lawina, która pociągnęła za sobą współpracę Anthrax z Public Enemy, Jimmy'ego Page z Puffem Daddy, powstanie Rage Against The Machine, wyklucie się nu-metalu… Mam wymieniać dalej?
Nie ma co ukrywać - przez blisko 30 lat, które minęły od czasu premiery wspomnianej płyty Beastie Boys, spenetrowano już w zasadzie każdy zakątek rockowo-rapowej sceny. Co więc nowego może nam powiedzieć nasza rodzima załoga Mama Seilta? Otóż jej siłą, którą prezentuje na płycie "Materialiści", jest aranżacyjny rozstrzał.
Chłopaki nie trzymają się jednej ścieżki, którą maltretują na wszystkie możliwe sposoby. Posłuchajcie: "Just Do ID" to numer nawiązujący do płyty "Battle of Los Angeles" RATM. Agresywny riff otwierający całość, wykrzyczany refren - dobrze to znamy. "Maratończykowi" z kolei bliżej do dokonań Red Hot Chili Peppers z okresu "Blood Sugar Sex Magic" - funkująca gitara, kroczący podkład i przebojowy refren "robią robotę".
"Godzilove" zaskakuje garażowym uderzeniem. Bezczelnym, celnym, zapraszającym do zabawy. Stawiam ten kawałek w jednym rzędzie z dokonaniami Kim Nowak albo The Black Tapes. Ale już takie "Na pół" spokojnie mogłoby się znaleźć na którejś z płyt O.S.T.R. - syntetyczny podkład, zaangażowany tekst i typowo hip-hopowa aranżacja to wyznaczniki tego kawałka. Polecam również wsłuchać się w teksty opowiadające zarówno o polskiej codzienności, przykrej dorosłości, ale i nabuzowaniu energią, którą pokolenie Y w sobie nosi i chce uwolnić, choć nie zawsze wie, jak to zrobić. Przynajmniej ja tak mam…
"Materialiści" to dobry i zróżnicowany album, który - mam nadzieję - sprawi, że o Mama Selita zrobi się głośniej nie tylko w undergroundzie.
Jurek Gibadło