Sypnęło piachem w twarz! Po czterech latach studyjnej przerwy Corruption powraca w świetnej formie!
Od czasów "Bourbon River Bank" w składzie zespołu doszło do małej rewolucji. Ostał się w nim bowiem wyłącznie basista Piotr "Anioł" Wącisz, a świeżą krew w pozostałe instrumenty i wokale wpompowali Bartek "Vincent" Gamracy (perkusja), Daniel "Dani" Lechmański (gitara, wokale) oraz Piotr "Rutkoś" Rutkowski (gitara, wokale). Transfuzja okazała się pomyślna, bowiem "Devil's Share" to konkretne uderzenie. Metal, który określają cztery przymiotniki: wściekły, brudny, improwizowany i… piaszczysty.
To, co wydaje się nieodzownym elementem twórczości Corruption na nowym dziele zachowano w odpowiednich proporcjach. Gitarzyści wcale nie oszczędzają strun, perkusista co rusz sprawdza wytrzymałość bębnów, a wokaliści uczciwie zdzierają gardła na kolejnych trochę prowokacyjnych, trochę z życia wziętych wersetach. Na krążku znalazło się kilka świetnych solówek gitarowych, choć moim głównym kandydatem do najlepszej będzie porozciągana improwizacja w znakomitym utworze "Inspire". W sumie, o "Devil's Share" bez ryzyka można powiedzieć, że to album o solidnym metalowym brzmieniu, niekiedy rozpędzonym, czasem niespodziewanie ciężkim, na ogół utrzymanym po prostu w przekonującej kokieterii metalu z piachem i pustynią. Nie sądzę, aby przypadkowi pozostawiono sound krążka, który dobrze wpisuje się w konwencję stonerową. Puryści współczesnego studyjnego brzmienia mogą mieć problem z odnalezieniem się klimacie zaproponowanym przez Corruption, ale fani pustyni będą w krainie zachwytu, gdzie czekają na nich diaboliczne fatamorgany z okładki.
Ponad sprawdzonymi patentami i "mięsistą" zawartością, na "Devil's Share" znalazło się wiele muzycznych smaczków, które sprawiają, że to wyróżniający się materiał na polskiej scenie metalowej. Chodzi mi zarówno o pomysły mniej konwencjonalne w metalu, jak harmonijka w "Traveller Blues" albo akustyczny "Trespasstellers", ale też o sporadyczne wygłupy muzyków, którzy udowadniają tym samym, że mają odpowiedni dystans do siebie i tworzonej muzyki. Warto też wspomnieć o wymyślnym coverze, właściwie igraszce pomiędzy "Born To Be Wild" Marsa Bonfire i "Holy Diver" Ronniego Jamesa Dio, gdzie tchnięto nowe życie, nad którym patronat objął zdaje się bliski muzykom Corruption Zakk Wylde. Sporo w tym humoru, sporo inwencji zdradzającej niebanalność zespołu.
Pomijając naprawdę niezłą zawartość całego krążka, utworem, który sprawia, że o "Devil's Share" będziemy długo pamiętać jest zamknięcie pod postacią prawie dziewięciominutowego numeru "Moment Of Truth". Rzecz to poprowadzona w nieregularnym tempie, okraszona świetnymi zagrywkami gitarowymi, melodyjnością, a nawet fragmentami psychodelii. Utwór absolutnie klimatyczny i znakomicie wpisujący się w specyfikę pustynnego metalu, którego może pozazdrościć wielu twórców tego gatunku. To wizytówka "Devil's Share" i kierunek, w którym zespół powinien podążać w przyszłości.
Jestem więc zdania, że studyjny powrót Corruption to ważne wydarzenie na polskiej scenie metalu. Niewiele polskich zespołów próbuje chwytać się klimatu, który został zaprezentowany na "Devil's Share", a to przecież wciąż gatunek mający wielu wyznawców na całym świecie. Idźcie za ciosem panowie, za ciosem!
Konrad Sebastian Morawski