Okrzyknięci młodą szwedzką sensacją Blues Pills chyba nie do końca spełniają pokładane w nich nadzieje.
Międzynarodowy kwartet niczym meteor ledwie trzy lata temu rozbłysł na firmamencie vintage'owego rocka. Media szybko zachwyciły się Blues Pills, a Nuclear Blast czym prędzej przyjął ekipę pod swe skrzydła, uprzedzając ewentualną konkurencję. Bez wątpienia zespół może pochwalić się jednym podstawowym atutem - świetną prezencją i niekwestionowaną sceniczną charyzmą. Spora w tym zasługa blondwłosej Elin Larsson, która nie tylko bardzo dobrze śpiewa, ale też świetnie wygląda oraz młodego francuskiego, niezwykle utalentowanego gitarzysty Doriana Sorriaux. Widząc formację na scenie, trudno się zdecydować, czy zawiesić oko na Elin czy raczej obserwować czary-mary Doriana (no dobra, i tak wygrywa frontwoman), a przecież sekcja rytmiczna, która grała kiedyś w Radio Moscow, również nie wypadła sroce spod ogona.
Niestety, wciąż brak tu ważnego elementu, który ostatecznie potwierdziłby klasę kapeli, a jednocześnie wykazał, czy nie mamy czasem do czynienia z kolejną "sensacją" z krótkim terminem przydatności do spożycia - debiutanckiego albumu. Owszem, Blues Pills dorobił się epki, drugą mini płytką "Devil Man" zadebiutował w ubiegłym roku w barwach niemieckiej wytwórni, ale zamiast kuć żelazo póki gorące, wciąż odwleka premierę pełnego albumu, tym razem przy pomocy... no jasne, kolejnej czteroutworowej epki, w dodatku koncertowej.
Wydaje się, że to dość zrozumiały ruch. W końcu zarówno zespół, jak i wytwórnia muszą zdawać sobie sprawę, że to właśnie w występach na żywo tkwi największa siła Blues Pills. Nie jestem jednak do końca pewien, czy wydawanie albumu live już na tym etapie kariery, to naprawdę dobry pomysł. Tym bardziej, że trwający niespełna dwadzieścia minut "Live at Rockpalast" w sumie niewiele oferuje. Owszem, otrzymujemy próbkę możliwości wokalnych Elin, bardzo dobrze pracującą perkusję i trochę gitarowych popisów, doskonale wkomponowanych w klasyczną rockową strukturę, ale niewiele więcej. Trzonem płytki są dobrze znane, świetne "Black Smoke" i "Little Sun", obudowane nowymi kompozycjami instrumentalnymi. Dwuminutowy "In the Beginning" płynnie przechodzi w "Black Smoke", a naturalnym zakończeniem "Little Sun" jest "Mind Exit", w którym Dorian Sorriaux może trochę poszaleć. Całość brzmi dość surowo i nie nosi śladów nadmiernych studyjnych poprawek. Płyta kończy się jednak zanim na dobre się zacznie i nim zdążymy wejść w kolorowy świat Blues Pills.
Trudno traktować "Live at Rockpalast" inaczej jak tylko próbkę, kolejną ciekawostkę, tudzież rzecz dla najbardziej zaangażowanych fanów zespołu oraz kolekcjonerów - ponieważ podstawowym nośnikiem tej epki jest płyta winylowa, w kilku wersjach kolorystycznych. Do recenzji otrzymałem czarną dziesięciocalówkę; gorąco popieram takie inicjatywy, dzięki niej moja przychylność względem tej płyty wyraźnie wzrosła. Mam jednak świadomość, że z "Live at Rockpalast" słuchacz nie dowie się niczego nowego na temat muzycznych możliwości Blues Pills, dlatego z oceną potencjału tej formacji lepiej wstrzymać się do pełnego albumu.
Szymon Kubicki