L.R.S., czyli kolejno wokalista Tommy La Verdi (znany z 21 Guns), gitarzysta Josh Ramos (The Storm, Hardline) i perkusista Michael Shotton (Von Groove, Airtime) postanowili wspólnie nagrać płytę. Tyle im się udało…
Założenie było takie - nagrać album z melodyjnym rockiem. I faktycznie, "Our Love to Stay" przykuwa uwagę melodyjnym refrenem, "I Can Take You There" melodycznym podkładem, "Almost Over You" nastrojowymi klawiszami, zaś "To Be Your Man" delikatną gitarą i stonowanymi organami - ale to wszystko jest jakieś nieautentyczne. Może to kwestia wokalu, którego nie czuję na tle całej reszty, może chodzi o wizerunek muzyków, którzy też niezupełnie pasują mi do grania takiego gatunku, a może po prostu kompozycje są zbyt przesłodzone, spłaszczone i przez to mało (lub zupełnie) niezapadające w pamięć.
Nie da się zaprzeczyć, że utwory zgromadzone na "Down To The Core" to ładne i przyjemne dla ucha numery. Niezdrowo byłoby pastwić się nad tymi utworami tylko dlatego, że nie mają pazura czy innej iskry demona. Niestety, L.R.S. stworzyli jedynie pioseneczki, takie baju baju z przyjaznymi gitarkami i urokliwymi organami.
Wyróżnić in plus można zamykający krążek "Not One Way To Give" - jest tu więcej prawdy, szczerości dźwięków, nawet kompozycja potrafi zainteresować - słucha się tego całkiem przyjemnie. Szkoda, że płyta skrojona została pod masową publiczność, brakuje w niej naturalności i muzycznego wigoru. Jest za to bardzo amerykańsko, w wielu miejscach popowo i bezpłciowo. Dla miłośników pop-rockowych melodii powinna to być rzecz satysfakcjonująca, jednak osoby, które oczekują konkretnych dźwięków wirujących w umyśle miesiącami bądź latami mogą sobie "Down To The Core" odpuścić.
Jakub Kosek