Obrodziło nam ostatnio Stranglersami. Ale ja jakoś nie czuję się przejedzony.
W zeszłym roku legendarni punkowcy z Wielkiej Brytanii uraczyli nas DVD "Rattus at the Roundhouse", zarejestrowanym podczas wspomnieniowej trasy koncertowej, na której to panowie przypominali materiał z dwóch pierwszych płyt zespołu "Rattus Norvegicus" i "No More Heroes". Później mogliśmy posłuchać nowego studyjnego krążka The Stranglers, zatytułowanego "Giants". I właśnie to wydawnictwo było głównym bohaterem trasy koncertowej Brytyjczyków.
"Giants Tour of 2012" absorbowało kwartet właściwie przez całą pierwszą połowę zeszłego roku (kilka koncertów dali też latem i jesienią). Panowie koncertowali głównie w ojczyźnie, choć odwiedzili też wiele miast kontynentalnej Europy, a także Australię. Podczas każdego z koncertów The Stranglers towarzyszyły systemy nagrywające, które rejestrowały występy. Później wybrano z nich co smaczniejsze kąski i w efekcie słuchacz otrzymuje od zespołu obszerną koncertówkę składającą się z 21 kawałków.
W tym zestawie, jak już wspomniałem, królują utwory z ostatniej płyty zespołu. Usłyszymy moim zdaniem najlepsze na "Giants" "Time Was Once On My Side" i "Mercury Rising" - pierwszy kapitalnie rozpędzony, drugi mieszający psychodeliczną elektronikę z reggae. Nie brakło oczywiście najważniejszych kawałków The Stranglers w rodzaju "Peaches", "No More Heroes", "Burning Up Time" czy "Something Better Change", choć - co u tej formacji ostatnio stało się tradycją - zrezygnowano z najbardziej rozpoznawalnych, ale i kontrowersyjnego "Always The Sun" czy megaprzeboju "Golden Brown". Tu liczy się czysty punk!
Niemniej "Feel It Live!" nie jest aż tak punkowe, jak być mogło i powinno - brzmienie ma za sterylne, a panowie grają, jakkolwiek to zabrzmi, zbyt dokładnie. Nie ma tu szaleństw, udziwnień, podkręcenia czadu. W zamian natrafiamy na solidne odtworzenie płytowych wersji. Owszem, są energetyczne, ale zbyt zbliżone do oryginału, by posiadanie tej płyty w swojej kolekcji uznać za konieczne.
Niemniej najnowsze wydawnictwo The Stranglers to dowód niezwykłej witalności zarówno wykonawców, jak i ich piosenek. Panowie wciąż mają w sobie punkową siłę, a ich kompozycje nadal chwytają za serce.
Jurek Gibadło