The Stranglers

Rattus At The Roundhouse. Live in London

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy The Stranglers
Recenzje
2012-05-17
The Stranglers - Rattus At The Roundhouse. Live in London The Stranglers - Rattus At The Roundhouse. Live in London
Nasza ocena:
8 /10

Punk miał wielu ojców, ale matkę tylko jedną: radość z grania. Niezależnie od umiejętności technicznych muzyków, niezależnie od stopnia artyzmu.

The Stranglers zawsze jawili mi się jako goście, którzy znaleźli złoty środek pomiędzy prostotą, a chęcią zaprezentowania w swojej twórczości czegoś więcej, niż piosenek składających się z dwóch akordów.

Najlepszym dowodem na takie ambicje są dwie pierwsze płyty grupy, wydane w 1977 "Rattus Norvegicus" (kwiecień) i "No More Heroes" (wrzesień). Po 30 latach od promującej ich trasy "Heroes" Dusicielom zamarzyło się odtworzyć jej klimat. 4 listopada 2007 skrzyknęli swoich starych fanów (wnioskuję po tym, co zobaczyłem na widowni) w londyńskim The Roundhouse i zagrali set w większości złożony z piosenek pochodzących z tych legendarnych już albumów. Efekt przekroczył ich oczekiwania - zarejestrowany materiał postanowili wydać. I tak oto w nasze ręce, przy okazji premiery nowej płyty studyjnej, trafia "Rattus At The Roundhouse. Live In London".

Na scenie zameldowało się 3/4 składu znanego z "Rattus Norvegicus" i "No More Heroes": Jet Black (perkusja), Jean-Jacques Burnel (bas i śpiew) oraz Dave Greenfield (klawisze i śpiew). Nie wiem jak oni to robią, ale ich obecne wykonanie tych starych numerów jest równie energetyczne, co trzy dekady temu! Zwróćcie uwagę, z jaką łatwością basista kostkuje na otwarcie koncertu, albo jak swoje partie zapodaje Dave - tu jedną ręką gra melodię, tam drugą sięga po piwo. Sprawdza się w nich także "młody" (tja, w momencie grania koncertu miał 43 lata) gitarzysta i wokalista Baz Warne, już obyty z materiałem i atmosferą The Stranglers (członkiem bandu został w roku 2000), który zdecydowanie nadaje na tych samych falach, żyje tą samą energią.


My też ją czujemy dzięki świetnemu, ostremu obrazowi HD i bardzo dobrej jakości dźwięku. Bardzo cieszy mnie, że mocno uwypuklono tu bas  Burnela, a jedyne co wadzi, to momenty, w których klawiszowe solówki Greenfielda zupełnie zagłuszają gitarę Warne’a. Ale ten drobny mankament nie przeszkadza w odbiorze tych świetnych numerów. "No More Heroes" (solówka Baza!), "Dead Ringer" (basowy groove!), "Peaches" (funkowa lekkość!) czy wreszcie elektroniczne zagajki w "(Get A) Grip (On Yourself)" w ogóle się nie zestarzały!

Oprócz numerów z dwóch pierwszych longplayów, uświadczymy "Spectre of Love" z wydanego rok przed koncertem albumu "Suite XVI" oraz jeszcze jedną skamieniałość - "Duchess" z "The Raven" (1979).

Dodatkami do "Rattus (…)" są nagrania z próby oraz galeria zdjęć i plakatów. Ale w przypadku tego wydawnictwa są one zupełnie nieistotne. Kwintesencję stanowi odtworzenie aury koncertów z 1977, które wychodzi Stranglersom świetnie. Rzecz nie tylko dla fanów zespołu, ale punk rocka i w ogóle całych lat 70.

Jurek Gibadło