Led Zeppelin

Celebration Day

Gatunek: Rock i punk

Pozostałe recenzje wykonawcy Led Zeppelin
Recenzje
2012-11-27
Led Zeppelin - Celebration Day Led Zeppelin - Celebration Day
Nasza ocena:
10 /10

Rozmach kampanii promocyjnej, związanej najpierw z zapowiedzią, później zaś premierą "Celebration Day" jest imponujący. Taki, na jaki wiele współczesnych muzycznych gwiazd, nie ma nawet co liczyć. Ale w końcu, kto nie chciałby na własne oczy ujrzeć, jak pamiętnego wieczoru 10 grudnia 2007 r. Giganci powrócili na Ziemię?

Powrócili w glorii i chwale tylko na dwie godziny, a i tak ponownie rozpętali burzę spekulacji na temat szans na nowy materiał czy światową trasę, które zresztą w pełni nie ucichły do dzisiaj. Wiadomo, że Plant konsekwentnie mówi 'nie', natomiast pięć lat temu zarówno John Paul Jones, jak i - zwłaszcza - Jimmy Page, dla którego Led Zeppelin jest wszystkim, i który poza tym zespołem artystycznie właściwie nie istnieje, liczyli na zdecydowanie więcej. Nic dziwnego, że dla gitarzysty koncert ten, zaplanowany pierwotnie na 26 listopada 2007, ku pamięci założyciela Atlantic Records Ahmeta Ertegüna, był wyjątkowo ważny. Page zapewne wciąż nie zapomniał o trzech nieudanych, wcześniejszych setach, zagranych jako Led Zeppelin od dnia rozpadu zespołu w roku 1980, i nie chciał dopuścić do kolejnego rozczarowania. Zapowiedź gigu w londyńskim O2 spotkała się z ogromnym zainteresowaniem mediów, na czym zresztą skorzystał przy okazji Robert Plant, zajęty w tamtym czasie promocją wydanego w październiku 2007 r. - wspólnie z Alison Krauss - albumu pt. "Raising Sand". Zajęty do tego stopnia, że pojawiły się pogłoski, iż złamany palec Page'a, to jest formalna przyczyna przesunięcia daty powrotnego show na 10 grudnia, był tak naprawdę tylko wymówką, prawdziwym zaś powodem zmiany terminu koncertu był brak czasu niezbędnego do odbycia wspólnych prób.

W końcu jednak wszystko udało się dograć. Efekt ponownego spotkania Gigantów, który najpierw była okazja podziwiać podczas projekcji kinowych, od tygodnia natomiast można cieszyć się nim również w domowym zaciszu, okazał się iście spektakularny i olśniewający. Pokaz kinowy oszałamiał, nie dawał jednak wystarczająco dużo czasu na głębsze zaangażowanie w wydarzenia tego grudniowego wieczoru. Tę szansę każdy fan Zeppelinów dostaje dopiero wraz z "Celebration Day" w wersji DVD (albo Blu-ray). Dlaczego realizacja recenzowanego filmu zajęła aż pięć lat, najlepiej wiedzą główni bohaterowie wydarzeń. Ważniejsze jest, że w Londynie wystąpiła czwórka świetnie zgranych muzyków, będących w zaskakująco doskonałej formie.


Dynamiczny Jason Bonham, który zasiadł tego dnia za zestawem, nawiązującym formą do perkusji ojca, grał tak, jakby wiedział, że John patrzy na niego z zaświatów. Skupiony John Paul Jones nigdy nie zawodził, zatem i tym razem po prostu robił swoje, tak jak przed laty, zarówno na basie, jak i na klawiszach. Natchniony Jimmy Page grał i wyglądał tak, jakby każdy kolejny wykonany na żywo klasyk zespołu, który jest dla niego jak ukochane dziecko, przybliżał go do nieba. I wreszcie Robert Plant, charyzmatyczny mistrz ceremonii, doskonale wykorzystywał swe, ograniczone już przecież wiekiem, możliwości wokalne, śpiewając utwory Led Zeppelin najlepiej od wielu lat. Ciekawe, że cała czwórka, mając do dyspozycji ogromną scenę, niemal przez cały set skupiała się na niewielkim jej wycinku przed podestem perkusyjnym, utrzymując częsty kontakt wzrokowy i - tak, tak - raz po raz uśmiechając się do siebie. Nie wiem, jaka w tym rola montażu, ale Zeppelini sprawiają wrażenie autentycznie szczęśliwych z faktu, że mają okazję raz jeszcze razem wystąpić na scenie.

Skoro forma weteranów, a więc najistotniejszy element show, nie budzi żadnych zastrzeżeń, odegrana tego wieczoru setlista ma już właściwie znaczenie drugorzędne. Zespół zaserwował publiczności składankę największych hitów (tym razem Plant zgodził się nawet na "Stairway To Heaven") oraz mniej oczywistych kawałków, stanowiących przekrój przez niemal całą dyskografię zespołu. Plant przyznał w pewnym momencie, że wybór setlisty na taki koncert nie był rzeczą łatwą, tym bardziej, że pewnie każdy fan ma własnych, osobistych faworytów, których chciałby usłyszeć i zobaczyć na "Celebration Day". Sam, zamiast na przykład aż dwóch reprezentantów "Presence" (w tym zagranego po raz pierwszy na żywo "For Your Life"), albo "Ramble On", wolałbym usłyszeć "Immigrant Song", coś z akustycznej części "III", nie wspominając o "Babe, I'm Gonna Leave You". Trudno jednak czynić Zeppelinom z tego powodu wyrzuty, tym bardziej, że muzycy musieli również wziąć pod uwagę wokalne możliwości Planta, dobiegającego wówczas sześćdziesiątki, który mógłby mieć problemy z odśpiewaniem choćby całkiem wymagającego "Communication Breakdown". Słychać to zresztą dobrze w "Whole Lotta Love", żelaznym punkcie programu, w którym wyraźnie przearanżowano partie śpiewu.

Nie zabrakło na "Celebration Day" rewelacyjnych momentów, wśród których wymieniłbym przede wszystkim "In My Time of Dying", wspaniałe "No Quarter", doskonale zagrany "Kashmir" czy kończący wieczór "Rock And Roll". Zespół dość wiernie trzymał się znanych wersji swych kompozycji, niemal w każdym momencie koncertu wprost nawiązując do przeszłości. Począwszy od wspomnianego ustawienia zestawu perkusyjnego, z charakterystycznym kotłem i ogromnym gongiem, wykorzystanym, podobnie jak kiedyś, na zakończenie "Kashmir", po znaczek ZoSo na wzmacniaczu Page’a, zabawy smyczkiem w "Dazed and Confused" (przy okazji warto zauważyć, że kapela wreszcie przyznała się do rzeczywistego pochodzenia tego kawałka, dodając w booklecie dopisek "inspired by Jake Holmes"),  theremin w "Whole Lotta Love", czy wreszcie ikonicznego, dwugryfowego Gibsona EDS-1275 w "Stairway To Heaven".


Na zakończenie, trzeba podkreślić świetną realizację koncertu, jak również sprawny montaż, który idealnie dopasowano do tego, co w danym momencie działo się na scenie. Mamy tu zarówno dłuższe ujęcia, spokojne najazdy kamery w wolniejszych kawałkach, jak i szybsze i częstsze zmiany kadrów (ale nie w irytującej, teledyskowej manierze, co stanowi zmorę wielu współczesnych DVD) w bardziej dynamicznych momentach setu."Celebration Day" to wydawnictwo obowiązkowe, ukazujące wielki zespół w świetnej formie; doskonale spełnia postawione przed nim zadanie udokumentowania ostatniego rozdziału w koncertowej historii Led Zeppelin.      

Szymon Kubicki