Calm Down. You Weren't Set On Fire
Gatunek: Rock i punk
Tempo pracy koleżki S., czyli człowieka-orkiestry, który steruje Hypomanie, jest godne podziwu. Chłopak regularnie wypuszcza płyty i EPki, a teraz, po zeszłorocznym "A City In Mono", przyszła kolej na "Calm Down. You Weren't Set On Fire".
W przypadku poprzedniczki gromko narzekałem na monotonię, bo choć Hypomanie prezentowało się ładnie, zgrabnie i donośnie, to jednak niczym nie zaskakiwało post rockowego fanatyka, jakim nieśmiało się tytułuję. Tym razem Holender sięgnął gdzieniegdzie po nieco inne środki wyrazu.
Z otwierającego płytę "19 Stars And The Sweet Smell Of Cinnamon" pobrzmiewają echa post - black metalu. To gatunek, który dopiero kwitnie i który klasyków jako takich się jeszcze nie doczekał, ale już jakieś standardy posiada - kanonady bębnów (najlepiej z automatu), które błąkają się w drugim rzędzie, nieco przysłonięte przez gitarowe i klawiszowe potoki melodii. Podobnie jest w "Pale Blue" - tu dominuje charcząca elektronika i niebotycznie podrasowane tremola gitar. Takie granie wyraźnie służy S., który nagle i niespodziewanie dmie w swoje nuty odrobinę oryginalności.
Niestety, to tyle dobrych wieści. W pozostałych utworach oryginalność i postblackowy sznyt zostaje wykopany przez męczącą nudę. Nie dzieje się tu absolutnie nic godnego uwagi! Hypomanie ciągnie bez opamiętania swe długaśne motywy, które nawet element "ładności" zdołały stracić, szczególnie w tych intensywniejszych miejscach. Niby takie "Alissa Loves Perfume" ma ładną melodyjkę, ale jej uparte zapętlenie przez okrągłe pięć minut czyni z niej rzecz denerwującą, a nie łagodzącą obyczaje. Podobnie rzecz ma się z "If Only The Seas Were Merciful", tyle że tu do nieznośnej pętelki dochodzi tandetne brzmienie.
Hypomanie, choć poobściskiwał się ze słabo spenetrowanym post - back metalem, to nadal tkwi w swym statycznym i monotonnym ciągnięciu nudnych (choć momentami ładnych) melodii. Tak więc mimo delikatnych zmian "Calm Down. You Weren't Set On Fire" - sorry koleżko - zmuszony jestem ocenić niżej od poprzedniczki.
Jurek Gibadło