Ze sporym dystansem należy podchodzić do zespołów takich jak Twenty One Pilots. Z tego głównie względu, że to projekty raczej krótkodystansowe - wydadzą dwie, może trzy płyty i znikają gdzieś w natłoku podobnych, ale na dany moment bardziej popularnych produktów.
Niemniej należy dwójce muzyków wchodzących w skład Twenty One Pilots uścisnąć ręce i szczerze przyznać, że stworzyli album dość interesujący. Bo twórcy "Vessel" to w rzeczywistości duet, w którego skład wchodzą: odpowiedzialny za perkusję Josh Dun i pogrywający na różnych klawiszach Tyler Joseph - gościnnie wystąpił tu również producent Greg Wells (czytelnikom "Gitarzysty" może być bliżej znany ze współpracy z chociażby Aerosmith, Ozzym Osbournem czy Eltonem Johnem). Panowie na "Vessel" prezentują materiał niezwykle eklektyczny, lawirujący gdzieś między indie popem i rapem, ale nie stroniący też od flirtów z rockiem alternatywnym czy reggae ("Guns For Hands"). Wszystko to zagrane na wesołą nutkę, przebojowo, bezpretensjonalnie i niezwykle przyjemnie.
Moc "Vessel" drzemie głównie we wpadających w ucho wokalach i intensywnych melodiach. Wystarczy przesłuchać rozpoczynające album "Ode to Sleep", by zaraz wczuć się w klimat: rapowy początek (te partie do złudzenia przypominają Eminema) z domieszką elektroniki, w późniejszej części ożywa i nadaje tempa numerowi perkusja - znajdujemy się już w indie rockowych klimatach wymieszanych z popową stylistyką. Jest tu zresztą dużo porządnych utworów: płaczliwy "Holding On To You"; "House of Gold" z ukulele, fortepianem i bardzo przyjemnym śpiewem; trochę trip-hopowe "Car Radio"; podniosłe "Trees"; mocno melancholijne "Truce" na pianino i wokal - kilka innych zaś to na prawdę interesujące popy, z przytupem i dobrą melodią. Charakterów więc ten krążek ma co nie miara. Zdarzają się wprawdzie utwory miałkie i pachnące lekko szopką, ale to raczej odstępstwa od reguły i zasadnicza część "Vessel" robi wrażenie jak najbardziej pozytywne.
Twenty One Pilots sami swoją muzykę określają mianem "schizoid pop" i nawet by się to z zawartością "Vessel" zgadzało. Nie zmienia to faktu, że mimo dość dalekiej od preferowanej przez "Gitarzystę" stylistyki, o albumie Duna i Josepha złego słowa powiedzieć nie można. Nie jest to wprawdzie arcydzieło, ale kawał porządnej, rozrywkowej muzyki, przy której nie potupać sobie w rytm perkusji to grzech. Wcześniej czy później album i tak zniknie w natłoku innych, ale na swoje pięć minut bezsprzecznie zasłużył. Polecam na każdą imprezę!
Grzegorz Bryk