Stołeczny Lostbone stawia coraz śmielsze kroki, a koncerty u boku m.in. Frontside pozwalają wyrobić własną markę. I rzeczywiście, na swoim nowym wydawnictwie - "Ominous", wydanym pod banderą Metalmundus Records, Lostbone pokazuje, że rodzima scena wkrótce może dla nich nie wystarczyć.
Niezależnie, czy to bezkompromisowe granie mocno inspirowane szwedzkimi melodiami, chimairowym groove czy meshuggahowym łamaniem rytmu, czy nieco wolniejsze, walcowate miażdżenie kręgosłupa, Lostbone robi to z niebywałą wręcz precyzją godną najlepszego kardiochirurga. Metalowy atak momentami przeplata się z bardziej piosenkowym obliczem, a to za sprawą jednego z zaproszonych gości - Roberta z dość popularnego stołecznego Carnal. Odnośnie wokali, Barton (śpiewający również w Chain Reaction) sam nieźle kombinuje, ale w parze z Shiro z niemal legendarnego już L’Esprit Du Clan, czy znanego z telewizji - Phila - frontmana The Sixpounder, ma okazję pokazać pełen zakres swoich możliwości, do czego jak mniemam zmuszają go równie doskonale sprawdzający się w swej roli koledzy.
Chylę czoła za doskonałą produkcję (Malta i Henrich), ale obawiam się, że kontakt z tak perfekcyjnie (niemal matematycznie) dopracowanym materiałem na dłuższą metę może nużyć. Dodatkowo, to nie jest najlepsza polska płyta roku, a zbliżająca się trasa zespołu jest metalową trasą roku tylko z nazwy. Podkreślam jednak że, tych kilkanaście złotych to niewygórowana cena za możliwość zobaczenia, jak Lostbone masakruje na żywo. Z płyty może być ciężko przyjąć te dźwięki na przysłowiową klatę w dodatku "na raz", ale kto wie, jeśliś wytrwały i cenisz sobie zawodowstwo nad odrobinę brudu i rock’n’rolla - "Ominous" bierz w ciemno.
Grzegorz "Chain" Pindor