Heavy metal dawno nie miał się tak dobrze, głównie dzięki młodym zespołom, ale to, co od kilku lat prezentuje „stara gwardia” świadczy o wyjątkowej kondycji tego gatunku.
Ojcowie chrzestni power metalu, pochodząca z Niemiec formacja Helloween to prawdziwi tytani, wielokrotnie pokazujący inne, a jednak wciąż mocne oblicza. Dzisiejsze, będące istniejącym od kilku lat projektem pod szyldem Pumpkins United – czyli Helloween w zestawieniu ze wszystkimi wokalistami w historii grupy to prawdziwa uczta dla fanów melodyjnego grania, od której naprawdę ciężko się uwolnić.
Zjednoczone Helloween ma w sobie wszystkie najlepsze elementy z dorobku i nie mam tutaj na myśli samego udziału wokalistów, o których poniżej. „Helloween”, szesnasty album w dorobku łączy w sobie epickość trzeciego, bardzo nowoczesnego Keepera, z ciężarem i nośnością mrocznej, a następnie radosnej „The Dark Ride” I „Rabbit Don’tComeEasy”. Czysto technicznie panowie weszli na wyżyny niczym na „7 Sinners”, bodaj najbardziej złożonym pod tym względem albumem, a dzięki udziałowi legendarnych członków, w ramach wycieczki po krainie wspomnień, jak refren w „Fear of The Fallen”, zerkają do katalogu z okresu lat 90. Dla fanów Helloween nie ma tutaj żadnego dźwięku, który nie budziłby wyraźnego uśmiechu na twarzy. Cała, bo trwająca aż 68 minut przygoda z nowym krążkiem Niemców ma w sobie wszystkie elementy, za które kochamy zespół. Luz jak w „Best of Time”, thrash/heavy metalowy pazur “Cyanide” (zamiennie z „Down in the dumps”), rozmach w singlowym gigancie „Skyfall”, czy wreszcie podnoszący na duchu nastrój, wyczuwalny przez całą długość płyty (vide: „Rise WithoutChains” ze świetnymi wstawkami klawiszy Matthiasa Ulmera).
Nie chciałbym umniejszać obecności Kaia Hansena w składzie, choć aż trzy utwory na płycie są jego, ale wokalnie udziela się najmniej, za to jeśli chodzi o solówki, pojedynki Weikath – Hansen to drugi, tuż za głosem Michaela Kiske, dosłownie najjaśniejszy punkt tej płyty. Szczerze jako fan Dyniogłowych jedyne, na co tak naprawdę czekałem, to aby móc jeszcze raz usłyszeć na albumie niezwykle charakterystyczny głos muzyka z okresu pierwszych dwóch Keeperów. Uważam wręcz, że pomimo ogromnej sympatii do AndiegoDerisa, wszystkie nagrody za ten album powinny trafić w ręce frontmana z Hamburga. Wystarczy posłuchać niemal stadionowego „Indestructible” czy przejmującego „Angels”, a dokładniej wersy od „Will I remember (…)”, aby zrozumieć, o czym piszę.
Przyszłość tego zespołu maluje się w naprawdę jasnych barwach i z niecierpliwością czekam na przyszłoroczny koncert w Katowicach. Jeśli zabrzmią tak dobrze jak na tym krążku, a za bębnami nadal będzie siedział tytan gry na podwójnej stopie Dani" Löble, będzie to jedno z najlepszych heavy metalowych wydarzeń ostatnich lat.
Recenzował: Grzegorz Pindor
Wytwórnia: Nuclear blast