Bruce Dickinson

Do czego służy ten przycisk? Autobiografia

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Bruce Dickinson
Recenzje
Grzegorz Bryk
2018-01-05
Bruce Dickinson - Do czego służy ten przycisk? Autobiografia Bruce Dickinson - Do czego służy ten przycisk? Autobiografia
Nasza ocena:
7 /10

Gratka dla wielbicieli wszystkiego, na czym swoje plugawe łapska położył Eddie. Kto wie, czy dla sporej rzeszy nie istotniejsza niż nowe krążki Iron Maiden.

Dobijający sześćdziesiątki Bruce Dickinson nareszcie postanowił wydać autobiografię. To była kwestia czasu, biorąc pod uwagę, że Dickinson tak dobrze jak z mikrofonem radzi sobie też z piórem. To człowiek literatury, nie tylko oczytany w klasyce, ale również piszący. "Przygody Lorda Ślizgacza" czy "Pozycja na misjonarza" wprawdzie do wielkiej literatury raczej nie pretendują, podobnie jak scenariusze ("Chemiczne zaręczyny"), ale są dość istotną składową obrazu człowieka renesansu, jakim bez wątpienia jest wokalista Iron Maiden.

Bo czego się Bruce nie imał? Czego Bruce w trakcie swojego życia nie zrobił? Zaliczył pisarstwo, aktorstwo, podbijanie świata muzyką, szermierkę, lotnictwo, dziennikarstwo radiowe, obrzygał nawet Iana Gillana, gdy ten pochwalił jego warunki głosowe. Tak, o tym dowiecie się z tej autobiografii, choć przyznajmy, że pikanterii jednak nie ma. Fanów brukowców na pewno książka Dickinsona lekko rozczaruje. Ani słowa o rozwodach, rodzinie, skokach w bok. W przeciwieństwie do większości gwiazd rocka nie ma też nic o uzależnieniach narkotykowych czy alkoholowych, bo jeśli wierzyć w to co Dickinson napisał, ten problem nigdy go nie dotyczył. "Do czego służy ten przycisk?" uderza w zupełnie inne, mniej plotkarskie tony. Jest pełna swady, świetnego humoru i dość lekkiego podejścia do życia. Pióro też zresztą jest tu lekkie, bo kolejne anegdotki wyfruwają spod niego jak asy z rękawa wyjątkowo zręcznego szulera. Jak przyznaje sam autor, tych opowiastek miał dużo więcej, ale sporo musiał po prostu wykreślić, bo jego historia coraz mniej trzymała się kupy.

W swoim tonie autobiografia Bruce'a przypomina nieco publikacje innej gwiazdy ciężkiego grania, Ozzy'ego Osbourne'a ("Ja, Ozzy" wydany przez In Rock). Dickinson na pewno mniej przeklina, a jego pasje są dużo rozleglejsze niż przetestowanie każdego narkotyku świata. To zarówno wada jak i zaleta pozycji wokalisty Iron Maiden. Potrafi się on w swoich pasjach tak zatracić, że będzie nimi męczył czytelnika aż do znudzenia. Chociażby szermierstwo. Z jednej strony jest fantastyczny rozdział poświęcony szermierce jako takiej i dobitne objaśnienie dlaczego ona tak Dickinsona uwiodła. Z drugiej przez następną część książki będziemy zmuszeni czytać o każdej kolejnej sali szermierczej w każdym mieście, w którym artysta akurat grał. Podobnie rzecz się ma z lotnictwem. Wiadomo, że Dickinson latać lubi nie tylko po scenie, ale nieco przesadne było omawianie każdego kolejnego symulatora, każdego kolejnego egzaminu na każdy kolejny model samolotu, tylko mimochodem wspominając, że od informacji gdzie i kiedy Bruce poleciał może głowa rozboleć.

Gdzie indziej jest za to fantastyczny fragment tekstu poświęcony koncertowi w pogrążonym w wojnie Sarajewie. Dickinson nie zapomniał oczywiście o muzyce. Początkach kariery, o tym jak nazwano go Ludzką Syreną Alarmową, o zespołach: Speed, Shots, Samson; o tym jak dołączył do Iron Maiden i z niego odszedł, a później znów dołączył. O samym procesie twórczym jest niewiele, tak jak i samym Iron Maiden. Nie ma cyferek, słupków sprzedaży i jakiegoś głębszego drążenia tematów kolejnych krążków Żelaznej Dziewicy. O płytach solowych też dowiemy się zupełnie mimochodem, w biegu. Bo ta książka to rzeczywiście raczej zbiór anegdotek poukładanych tak, że wynurza się z nich autobiografia. Ale temat na pewno nie został wyczerpany. Nie pominięto jednak jednego z ważniejszych etapów życia artysty, czyli walki z rakiem.

"Do czego służy ten przycisk? Autobiografia" to fajna pozycja na chwilę relaksu przy niezobowiązującej lekturze. Na pewno się trochę pośmiejecie, trochę zaciekawicie. Dowiecie się wprawdzie tylko tyle ile powie wam Dickinson, czyli w sumie niewiele, ale na pewno nie będzie to czas stracony. Nie traktowałbym jednak też książki jako biografistyki wyższego szczebla.