Po przedbiegach związanych z EP-ką "The Brightest Void" Tarja Turunen zaprezentowała album długogrający, będący rzeczywistą ilustracją jej obecnej formy.
Krążek zatytułowany "The Shadow Self" zawiera w sumie jedenaście utworów, w tym cover "Supremacy" z repertuaru Muse. Całość jest kolejnym krokiem naprzód w rozwoju solowej twórczości fińskiej wokalistki, choć nie jest to album, który pozwoli na ominięcie w recenzji słów "Nightwish" i "przeszłość". Można bowiem odnieść wrażenie, że Tarja Turunen wciąż znajduje się na etapie poszukiwań swojej muzycznej tożsamości po odejściu z kapeli, w której się wypromowała. Nowy album artystki odkrywa kolejne karty w szerokim wachlarzu jej muzycznych zainteresowań. Ex wokalistka Nightwish, świadoma przecież swojej potężnej skali głosu, sprawia dziś wrażenie, jakby rock i metal były dla niej tylko niezobowiązującą przygodą pomiędzy poważnymi nagraniami operowymi. Taki też jest "The Shadow Self". To dobry materiał, proponujący jedną perłę, kilka niezłych kawałków i grupę numerów do szybkiego zapomnienia.
Wśród wyróżniających się utworów warto wymienić przede wszystkim otwarcie albumu pod postacią perły "Innocence", czyli pięknej kompozycji o nieoczywistej strukturze, wypełnionej fascynującymi improwizacjami klawiszowymi Christiana Kretschmara i ujmującymi popisami wokalnymi Tarji. Tymczasem o wiele mniej subtelny jest "Demons in You", choć to dobre metalowe rzemiosło, które w duecie z Tarją wykrzyczała Alissa White-Gluz z Arch Enemy. Zajmująco prezentuje się "Love To Hate", utrzymany w bardzo podniosłym klimacie i dramatycznej strukturze, gdzie fińska wokalistka ewidentnie nawiązała do swojej symfoniczno-metalowej przeszłości u boku Tuomasa Holopainena i Marco Hietali. Świadczy o tym nie tylko atmosfera utworu, ale też seria urozmaiceń w nim zawartych i efekty wokalne Tarji. Wśród niezłych tegorocznych nagrań fińskiej wokalistki trzeba też wymienić znaną z EP-ki "The Brightest Void" kompozycję "Eagle Eye", klimatycznego "Undertakera" z rewelacyjnym solo gitarowym w wykonaniu Alexa Scholppa oraz niezwykle urozmaicony i bardzo niesubtelnie zamknięty "Too Many".
Tymczasem po stronie utworów do zapomnienia bez mrugnięcia powieką znalazł się nudny singiel "No Bitter End", który jest w zasadzie odcięciem kuponu od albumu "Colours in the Dark" Tarji z 2013 roku, niewyróżniająca się ballada "The Living End" i groteskowo brzmiący utwór "Diva", może też nieco przeładowany treścią "Calling From The Wild". Zdecydowanie nie przemówił do mnie również wcześniej wspominany cover "Supremacy" Muse, sprawiający wrażenie zamulonego i topornego, nieprzystającego do możliwości i talentu wspaniałej Tarji. Taki obrót spraw przypomina w zasadzie każdy solowy album artystki utrzymany w świecie rocka i metalu, w którym zawsze można było znaleźć kompozycje wyróżniające się, czasem nawet jakąś perłę (vide "Innocence"), ale także utwory zapychające tracklistę do jakiejś godnej liczby numerów.
"The Shadow Self" to kolejny dobry krążek w dorobku fińskiej wokalistki. Nie jest to dzieło, które będzie pamiętane przez lata, tylko kolejny akt solowej przygody ex frontwoman Nightwish w świecie rocka i metalu okraszonego dźwiękami symfonii. Tarja Turunen zachwyca dziś przede wszystkim w operze, czy też nagraniach w stylu "Ave Maria En Plein Air", które akcentują wyłącznie skalę i emocję głosu wokalistki. Do stworzenia epokowego materiału Tarji potrzeba dziś wybijających się ponad przeciętność, zgranych i doświadczonych instrumentalistów, a nie muzyków sesyjnych. Otwarta pozostaje jednak wątpliwość, czy Tarja o epokowość musi się jeszcze ubiegać.
Konrad Sebastian Morawski