Ave Maria En Plein Air
Gatunek: Klasyczna i filmowa
Myślę, że modlitwa to sprawa zupełnie intymna i indywidualna. Nie powinna być wskaźnikiem do porównań, ani tym bardziej do lansowania się pod balaskami. Modlitwą nie warto na siłę infekować, ale można ją w sobie odkryć, czego dowodzi Tarja Turunen.
Fińska wokalista, autorka tekstów i kompozytorka wydała właśnie album zatytułowany "Ave Maria En Plein Air", który powinien być najbardziej niezwykłym punktem w jej muzycznej karierze. To dzieło nadzwyczajne, zjawiskowe i na swój sposób szalenie trudne w odbiorze. Trudno bowiem wyobrazić sobie którąkolwiek rockową wokalistkę w modlitwie zarejestrowanej na płycie. Naprzeciw wyobrażeniom wyszła jednak Tarja Turunen, która na "Ave Maria En Plein Air" aż dwanaście razy pomodliła się za wstawiennictwem Maryi, matki Jezusa Chrystusa. Ex wokalistka Nightwish osiągnęła efekt mistyczny, dotknęła nie tylko opuszków palców Boga, ale też nadała religijności potrzebnego jej sensualizmu, zmysłowości i niewinności. Pod wpływem tego albumu łatwo stać się lepszym człowiekiem.
Zjawiskowa Tarja Turunen na wspominanym dziele zarejestrowała w sumie dwanaście wykonań utworu "Ave Maria", czyli znanej chrześcijańskiej modlitwy, będącej inspiracją dla wielu twórców muzyki klasycznej z różnych okresów. Tak oto na bazie kompozycji takich mistrzów jak Paolo Tosti, Jan Sebastian Bach, David Popper, Giulio Caccini, Pietro Mascagni czy Ferenc Farkas wokalistka urodzona w Kitee pomodliła się do jasnej panienki z nieboskłonu. W każdej z owych z modlitw, tych dość upowszechnionych jak Paolo Tostiego, Giulio Cacciniego czy Jana Sebastiana Bacha, albo mniej rozsławionych, jak Axela Von Kothena, Astora Piazzolli czy Michaela Hoppe, znakomita wokalistka zaprezentowała fragmenty swojego operowego geniuszu. Warto przy tym dodać, że kompozycja wieńcząca dzieło jest wyłącznym pomysłem Tarji. Artystka skomponowała swoje własne "Ave Maria" w 2009 roku na potrzeby jednej ze swoich tras koncertowych, a nieco mroczny klimat jej wykonania pioniersko przenosi modlitwę na grunt współczesnych czasów, będących przecież łatwą areną do wyłaniania się mroków życia.
W przypadku każdej modlitwy na krążku, wokal Tarji lśni niczym najpiękniejszy z diamentów. Temu lśnieniu dodatkowej wymowy nadają organy kościelne w wykonaniu słynnego fińskiego organisty Kalevi Kiviniemiego, harfa Kirsi Kiviharju oraz wiolonczela Mariusa Jarviego, a także ogólny anielski klimat albumu. Zagadką pozostaje więc reakcja fanów Turunen z okresu jej działalności w Nightwish i dotychczasowej solowej twórczości na "Ave Maria En Plein Air". Jak wspomniałem, nie jest to bowiem dzieło łatwe w odbiorze. Spirytualny wymiar płyty, dźwięki przekuwane w iskrę życiodajnego ognia oraz słowa oczyszczające z grzechu zawierają w sobie tyle naturalnego piękna i dobroci, że cały etos leżący u podstaw rocka i metalu wydaje się igraszką, niewinną rozrywką wobec sztuki, którą napełnia prawda. Czy więc modlitwa w wykonaniu Tarji Turunen może być dobrą odskocznią dla rockowego i metalowego społeczeństwa? Tego nie wiem. Sądzę jednak, że pewne fragmenty odpowiedzi zawarłem w pierwszym zdaniu tej recenzji, ponieważ tylko na poziomie intymnych oraz indywidualnych doznań można rozpatrywać "Ave Maria En Plein Air".
Dla mnie ten krążek to jedno z najważniejszych katharsis, jakie przeżyłem w swoim prawie trzydziestoletnim życiu. Dodam tylko, że mnie i moją mamę na gruncie muzyki łączy w zasadzie niewiele, tj. kilka starych kawałków Turbo, jakieś odjazdy Lombardu i spowiedź Perfectu. W sumie więc tym bardziej było mi miło odsłuchać z nią album, który pozwolił nam pomodlić się razem, choć przecież dzieli nas całe pokolenie. Myślę więc, że modlitwa nigdy nie była tak piękna i dawno już nie miała w sobie tyle prawdy, co w wykonaniu Tarji Turunen. Tego typu wrażeń życzę też wszystkim słuchaczom "Ave Maria En Plein Air".
Konrad Sebastian Morawski