Natura, dzikość, agresja, folk, metal, rock i progresja. Z tej mikstury powstał album "Under The Red Cloud", czyli dwunaste już dzieło fińskiej kapeli Amorphis.
Materiał składa się z dziesięciu utworów (w wersji rozszerzonej z dwunastu) napisanych przez regularnych kompozytorów Amorphis, czyli gitarzystę Esę Holopainena i klawiszowca Santeriego Kallio. Zmienił się za to producent, którym na "Under The Red Cloud" został Jens Bogren. Trudno jednak powiedzieć, że ta zmiana wywarła istotny wpływ na muzykę Amorphis, ponieważ najnowszy album utrzymuje bardzo wysoki poziom choćby ostatniego dzieła kapeli, "Circle" z 2013 roku, które wyprodukował przecież Peter Tägtgren. Najwyraźniej siła Finów tkwi w ich ograniu, a "Under The Red Cloud" stanowi pewną formę podsumowania pięknego ostatniego dziesięciolecia kapeli.
Odkąd bowiem dekadę temu do Amorphis dołączył charyzmatyczny wokalista Tomi Joutsen, w twórczości zespołu zmienił się nieco kurs. Kapela bez zahamowań nastawiła się na czerpanie z darów natury proponując w swojej muzyce serię patentów, które można wpisać w folkową stylistykę. Właśnie do tego idealnie pasuje elastyczny i zarazem mocny wokal Joutsena. Na "Under The Red Cloud" Amorphis przemierza więc różne mistyczne szlaki dźwięku, staje się zespołem schowanym pod czerwoną chmurą i celebrującym zachodzące, czerwone słońce.
Tym razem najbardziej wyraziste folkowe inklinacje Finów zostały osadzone w pięknych kompozycjach "The Four Wise Ones", "Bad Blood" i "Tree of Ages", które poza metalową sekcją instrumentalną, zawierają też ujmujące orkiestracje, smyczki i grupę nietypowych instrumentów. W okolice orientu zabierają za to absolutnie porywające "Death of a King" i "Enemy At The Gates", będące moim zdaniem najmocniejszymi punktami dwunastego materiału grupy. Te wszystkie momenty na krążku sprawiają, że Amorphis zdecydowanie wyróżnia się na rynku rockowym i metalowym tworząc muzykę z ważną refleksją do opowiedzenia i przekazania słuchaczom.
Poza tym, Amorphis to wciąż zespół na swój drapieżny sposób doniosły, który, jak niewiele innych, potrafi doskonale połączyć agresywne brzmienie instrumentów z wręcz homerycką narracją Tomiego Joutsena. Idąc za śpiewanymi przez niego historiami, to jak zatracać się w kolejnych wierszach epickiej epopei. Instrumentaliści stworzyli swojemu wokaliście głęboką przestrzeń do kreowania owych historii - potrafią być wściekli niczym sztorm (wypuszczenia gitarowo-perkusyjne), potrafią też stać się uwodzącą śpiewem syreną (autonomiczne partie instrumentów klawiszowych). Najlepiej odzwierciedlają to niepozbawione folku kompozycje "Under The Red Cloud", "The Skull" i "Dark Path", a także zaprezentowany przed premierą albumu singiel "Sacrifice", będący równocześnie reprezentatywnym przykładem tego, jak w wykonaniu Amorphis prezentuje się płomienna ballada.
W związku z singlem, szczególną uwagę zwracam na wyśmienitą solówkę gitarową Esy Holopainena, który zresztą na "Under The Red Cloud" zaprezentował cały zestaw tego typu zagrywek - wystarczy tylko wspomnieć orientalne solo w "Enemy At The Gates", aby każdy fan gitary bez zastanowienia potrząsnął sakwą i nabył dwunasty krążek Amorphis. Jeszcze jednym argumentem za tym przemawiającym niech będzie obecność południowoafrykańskiej wokalistki Aleah Stanbridge, która na "Under The Red Cloud" pojawiła się w kilku niezwykle klimatycznych momentach.
Finowie znajdują się dziś w wybornej kondycji. Do perfekcji opanowali łączenie różnych gatunków muzyki (rocka, metalu i folku), a przy tym nie obawiają się wypuścić swoich kompozycji na progresywne przestrzenie, choć robią to nieco ostrożniej, niż to bywało przed laty. Siłą Amorphis zaprezentowaną na płycie jest więc doświadczona i nieschematyczna sekcja instrumentalna, a także niebanalny i wciąż nieograny pomysł na tworzenie muzyki. Natomiast za prawdziwy klejnot w fińskiej koronie należy uznać Tomiego Joutsena, czyli wokalistę, który potrafi zarówno śpiewać, jak również krzyczeć i growlować. To dziś moim zdaniem najważniejszy atut Amorphis, choć na wielkość "Under The Red Cloud" składają się wszystkie wymienione elementy. Znakomity krążek.
Konrad Sebastian Morawski