Amorphis

Circle

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Amorphis
Recenzje
2013-05-17
Amorphis - Circle Amorphis - Circle
Nasza ocena:
8 /10

Znam takich, którzy uważają, że Amorphis skończył się na "Elegy", a Natalia Kukulska na "Kill 'Em All". Moim zdaniem, poza średnim "Eclipse", Finowie nie nagrali słabej płyty. "Circle" rewolucji nie przynosi, wciąż jest dobrze, wciąż jest to Amorphis, jaki znamy.

Pierwsze notowania okazały się pomyślne, numer jeden na liście w Finlandii, trzynaste miejsce w Niemczech, podobnie na Węgrzech... Nie dziwi to specjalnie, zważywszy na to, że rzeczony longplay jest równie chwytliwy jak "Am Universum" czy "Skyforger". Z małymi wyjątkami ("Mission", "The Wanderer" czy "Narrow Path") nie ma tu oczywistych przebojów, których mnóstwo było na wspomnianych albumach, ale swoistej chwytliwości temu krążkowi nie sposób odmówić. Warto odnotować, że "Circle" jest również pierwszym materiałem od "Far From The Sun" nie produkowanym przez Marco Hietalę. Zespół oddał tym razem swoje kompozycje w ręce Petera Tagtgrena. Listę zmian dopełnia odejście od lirycznego konceptu opartego na "Kalevali". Pekka Kainulainen, który od czasów "Silent Waters" pisał teksty oparte o "Kalevalę", tym razem stworzył oryginalny koncept opowiadający o walce człowieka z własnym przeznaczeniem, które kieruje go ku zgubie. Wciąż w tekstach znaleźć można jednak odniesienia do dziedzictwa kulturowego Finlandii, podobnie jak w warstwie muzycznej, nie zrezygnowano z folkowych inspiracji.

Wspomniałem, że "Circle", rewolucji nie przynosi i tak jest. To album z wieloma autocytatami, słychać wyraźne echa wcześniejszych dokonań Finów. To również w prostej linii kontynuacja drogi obranej na "Eclipse". Połączenie 'starego' Amorphis z bardziej rockowym, prostszym graniem ze środkowego okresu ich twórczości. Tym razem jedynie jest trochę ciężej i mroczniej.

Podział ról wygląda podobnie, jak to miało miejsce na przestrzeni ostatnich lat. Pisaniem materiału zajęli się do spółki Esa Holopainen z Santerim Kallio. Koivusaari przygotował tylko jeden numer ("Nightbird's Song" ), chyba na dobre oddając inicjatywę wspomnianym wcześniej muzykom. Tagtgren w procesie produkcyjnym dał pierwszeństwo gitarom, które ostatnio równoważone były przez brzmienie klawiszy. Tym razem klawisze są bardziej schowane, przez co album jest bardziej gitarowy od kilku wcześniejszych, a co za tym idzie, nieco cięższy.


"Circle" stoi znakomitymi, bezpośrednimi melodiami i łatwymi do zapamiętania refrenami. To jest Amorphis jaki znamy i lubimy. Krążek wypełniony jest chwytliwymi partiami. Dopracowane linie melodyczne wokali uwypuklają pracę gitarzystów. Każdy utwór oparty jest na temacie, który bardzo szybko ląduje w pamięci i nie zamierza jej opuszczać. Jeśli idzie o wokale, owszem, pojawiają się growle (w czterech utworach), ale przeważa czysty, mocny wokal Joutsena. Takie warunki głosowe predystynują go do śpiewania rock/metalowych przebojów. O dawnych czasach panowie przypominają w otwierającym "Shades Of Gray", który spokojnie mógłby znaleźć się na "Elegy". Nawet Joutsen w refrenie śpiewa z manierą podobną do Pasi Koskinena, którego swego czasu zastąpił na stałe. Również wstęp do "Hopeless Days" to jeden z cięższych riffów, jakie Finowie napisali. "Nightbird's Song" przywołuje erę "The Karelian Isthmus/Tales From A Thousand Lakes". Zwłaszcza majestatyczny refren z potężnym growlem. Nie dziwi, że jego autorem jest właśnie Koivusaari. "Mission", zgrabny, rockowy numer, z kolei pasowałby do "Far From The Sun". Jest też folkujący "Narrow Path". "Into The Abyss" z kolei swoją rytmiką i refrenem sprawia, że jest to jeden z najbardziej przebojowych kawałków w ich karierze, klawiszowe solo, które przejmuje w dalszej części gitara, tworzy niepowtarzalny klimat. Mamy jeszcze epicki "Enchanted By The Moon" (znakomity, masywny utwór). Album wieńczy klimatyczny "A New Day" (świetny temat gitarowy w refrenie), przynajmniej podstawową jego wersję. Limitowana edycja zawiera aż pięć dodatkowych tracków.

"Circle" to znamienny tytuł. Z jednej strony można zespołowi zarzucić, że kręci się w kółko. Z drugiej, korzystając z własnej spuścizny, dodając kilka nowych elementów, ponownie nagrali mocna płytę, która broni się sama za sprawą bardzo dobrych kompozycji. "Circle" można porównać do "Dead End Kings" Katatonii (oczywiście, nie pod względem muzycznym) - bez odkrywania nowych lądów, bazując na własnym doświadczeniu obu zespołom udało się nagrać bardzo dobre, zanurzone w specyficznym klimacie, krążki. Zamknięcie się na odludziu i skupienie na muzyce dało pożądany efekt. "Circle" można słuchać w pętli.

Sebastian Urbańczyk

Powiązane artykuły