Nile nie ma zamiaru wymyślać death metalu na nowo. Już nie. Na całe szczęście dla nas, słuchaczy, "egipski" kwartet robi swoje, od lat niszcząc nasze narządy słuchu podobnymi salwami blastów uzupełnianymi mitologicznymi opowieściami.
Tym razem, po najbardziej technicznej przygodzie w karierze, panowie nieco zwalniają, stawiając na czytelność kompozycji, dopracowany klimat i swoistą nośność, udowadniając przy tym, że nawet tak intensywna muzyka może nosić znamiona przebojowości i piosenkowego charakteru.
Pamiętajmy jednak, że to wciąż Nile - bezlitosna machina niszcząca wszystko co zastanie na swoje drodze. Czołg siedzący za bębnami w osobie greckiego perkusisty George'a Kolliasa wali salwami tak intensywnych blastów jak nigdy, a mimo to, w jego grze słychać groove i feeling. Nie wierzycie? To posłuchajcie "Age of Famine" a zrozumiecie, że Kollias to nie tylko facet od brudnej roboty. Ponadto, "What Should Not Be Unearthed" pokazuje jedną, zasadniczą rzecz. Mianowicie, nawet gdy panowie konkurują ze sobą w zabawie, kto jest posiadaczem szerszego spektrum umiejętności, brzmią bardzo kolektywnie. Koledzy po piórze zaznaczają, że bas został potraktowany po macoszemu. Nieprawda, po prostu nie jest tak wyeksponowany jak pozostałe instrumenty. To że nie słychać dołów tak dobrze jak na płytach młodego i zdobywającego rzesze fanów Archspire, albo, żeby daleko nie szukać, Decrepit Birth, nie oznacza, że ginie on w natłoku dźwięków dochodzących z głośników. Rzekłbym nawet, że kwestię basu dobitnie rozwiązuje sprzęt, na którym słuchamy tego materiału…
Na co warto zwrócić uwagę przy okazji ósmego studyjnego krążka Nile? W zasadzie na fakt, iż dobiegający pięćdziesiątki faceci nie muszą się z nikim ścigać, a tym bardziej, pokazywać młodym jak gra się brutalny death metal. Karl, George i Dallas robią swoje, trwając w samofascynacji ku uciesze hord fanów na całym świecie. Dopóki nagrywają takie sztosy jak "Evil To Cast Out Evil" mogą spać spokojnie. Ich pozycja na tronie tech death jest niezagrożona.
Grzegorz "Chain" Pindor