Zbrodnia, jaką latem 1945 roku dokonali Amerykanie na Japończykach, przez kolejne dziesięciolecia była przedmiotem różnych odniesień w szeroko rozumianej sztuce, również w muzyce. Dziedzictwo koszmaru nuklearnego znalazło się także w twórczości War-Saw.
Po Hiroszimie i Nagasaki wyobrażenia o zagładzie nuklearnej przybrały realną formę. O jej nośność zadbały światowe mocarstwa i ich rozgrywki polityczne w okresie Zimnej Wojny. Tu i teraz, na progu drugiej dekady XXI wieku, zagrożenie nuklearne wciąż towarzyszy obawom społecznym, o czym najdobitniej świadczy debiutancki album długogrający War-Saw zatytułowany "Nuclear Nightmare". Mierząc się bowiem z wizją postnuklearnego świata, trudno nie dostrzec demonów historii. Thrash metalowcy z Warszawy w tym zakresie wcale ukojenia nie przynoszą, a światu wystawiają czerwoną kartkę. Jest coś hedonistycznego w tym debiutanckim krążku, jakby muzycy War-Saw z rozkoszą tańczyli na kościach postnuklearnych trupów. Tym dzikim tańcom towarzyszy oprawa najwyższej próby.
Duży debiut zespołu to wydarzenie w polskim metalu. Muzycy poukrywani pod pseudonimami Taz, Agnostic, Lucas, Kamiel i Steel Habit przeszło dwa lata pracowali nad "Nuclear Nightmare", ale było warto. Rezultat końcowy powinien zadowolić najbardziej kapryśnych fanów thrash metalu. Otrzymaliśmy wszak - kłaniając się klasykowi polskiego komentarza sportowego - dzieło kompletne. Album dopracowany w szczegółach, idealnie trafiający w agresywną konwencję gatunku, jednocześnie też ilustrujący harmonijną strukturę "Nuclear Nightmare", opartą na odseparowanych intro i outro, spinających osiem prawdziwych strzałów. Na krążku nie brakuje organiczności. Słychać, że thrash metal w wydaniu War-Saw funkcjonuje na swojej własnej krawędzi życia i śmierci. Wstawki przywołujące skojarzenia z filmami grozy sprawnie przygotowały do solidnego ładunku ostrych gitar i perkusji. Album zadaje więcej zniszczeń i jest o wiele cięższy niż radziecka car bomba czyli kolejne narzędzie masowej zagłady wymyślone przez współczesnego człowieka.
Po starciu z "Nuclear Nightmare", po tej dawce zniszczenia, ciężaru i zagłady, trzeba się odnaleźć. Nie chodzi mi tylko o przesłanie, ale sposób gry zaproponowany przez warszawski zespół. Pod wpływem tego krążka uginają się nogi. To thrash metal w najbardziej agresywnym wydaniu. To nowoczesny czołg wjeżdżający niespodziewanie na polski rynek. Materiał wypełniony niezliczoną ilością riffów i potężnych partii perkusji, nakręcony na wściekłe solówki, popędzany porażającymi wokalami. Pomimo maksymalnej dawki agresji, twórczość War-Saw nie brzmi jak bezmyślny rzeźnicki materiał. Muzycy formacji naprawdę mają coś do powiedzenia. Zatem mówią, krzyczą, wrzeszczą, niszczą instrumenty, ale nadają też temu sens społeczny i muzyczny, który nawiązuje do złotego okresu thrashu z Bay Area. Do czasów, gdy w metalu o coś naprawdę chodziło.
Chciałbym też zwrócić uwagę na produkcję płyty. Najpierw przy nagraniach w Progresja Studio, następnie w Hertz Studio, zadbano o soczysty sound materiału. Nie ma zatem wrażliwości. Jest zagłada. Koszmary o zagładzie nuklearnej będą nieodzowną częścią społeczeństwa, dopóki ludzkość nie podzieli losu dinozaurów. Debiutancki album War-Saw zdaje się wychodzić losowi naprzeciw. Znakomity album.
Konrad Sebastian Morawski