Death metalowa legenda z Yonkers powraca z dziewiątym albumem w swojej dwudziestopięcioletniej karierze.
Immolation to zespół, który nigdy nie poddawał się trendom. Od czasów przełomowego "Close To A World Below" muzycy regularnie nagrywają płyty, które zawsze trzymają określony, wysoki poziom. Dawno już przestali zaskakiwać, ale nigdy nie zawiedli. Z każdym wydawnictwem dostarczają wysokiej jakości death metal. Podobnie jest z najnowszym "Kingdom Of Conspiracy".
W moim odczuciu "Kingdom Of Conspiracy" nieco rozczarowuje. W przypadku Immolation można jednak powiedzieć, że chciałoby się, żeby inni sprawiali podobny zawód. Kompozycyjnie wciąż jest bardzo dobrze. Mam wrażenie, że zespół wraz z piątym członkiem, producentem Paulem Orofino (produkuje ich płyty od czasu "Failure For Gods") nieco się zagapili w studiu. Nie oczekiwałem chaosu i brudu "Close To A World Below", ani ostrego jak brzytwa "Unholy Cult". Liczyłem na równie potężne brzmienie jak w przypadku "Majesty And Decay" oraz kilka niespodzianek, których dostarczyło ostatnie wydawnictwo Amerykanów epka "Providence" (np. brzmienie smyków wplecione w "Illumination" i wyraźnie bardziej surowy sound całości). Tymczasem "Kingdom Of Conspiracy" zawiera nieco mniej mocy, a brzmienie bębnów jest trochę zbyt plastikowe. Zwykle brzmienie Immolation to żywioł, teraz - podobnie jak w przypadku ostatniego Suffocation - jest moim zdaniem zbyt klarowne, zbyt wypolerowane.
Pisanie o kolejnych tytułach Immolation w zasadzie można rozpocząć i zakończyć w jednym zdaniu "Immolation nagrało nowy album". Takie wyrażenie tłumaczy się samo. Tak jest też w przypadku Meshuggah, The Dillinger Escape Plan i paru innych. Mają swój unikalny styl, można go naśladować ale to nigdy nie będzie to, co oryginał. Jedynym zmartwieniem jest wena, ale dobrych tematów ponownie muzykom z Yonkers nie zabrakło.
Także i tym razem otrzymujemy wszystkie znane i lubiane elementy, typowe dla twórczości tej formacji. "Kingdom Of Conspiracy" to dźwiękowa apokalipsa. Duszna, gęsta okraszona zdołowanym brzmieniem, głębokim growlem Dolana i zagęszczonymi połamanymi partiami Shalaty'ego muzyka. Charakterystyczne, rwane, zapętlone i transowe tematy przeplatane są blastami oraz miażdżącymi zwolnieniami. Wszystko jak zwykle precyzyjne i doskonałe technicznie. Świdrujące riffy i szalone solówki dopełniają obrazu całości. Gdyby jeszcze podkręcić brzmienie, rzucić trochę błota, byłaby pełnia szczęścia. A tak pozostaje delikatny niedosyt, choć nie mam wątpliwości, że na żywo te numery będą siały zniszczenie. Wystarczy posłuchać utworu tytułowego, "Bound To Order", "Indoctrinate", "A Spectacle Of Lies" czy "The Great Sleep" i wyobrazić sobie je w wersji live. Jak wspomniałem znakomitych tematów na "Kingdom Of Conspiracy" nie trzeba długo wypatrywać.
"Kingdom Of Conspiracy" jest kolejnym albumem znakomitego zespołu, na którego wydawnictwa zawsze czekam z wypiekami na twarzy i to się nie zmieni. Nie zajmuje medalowej pozycji, jest lepszy niż "Shadows In The Light", ale nieco słabszy od "Majesty And Decay", który w moim odczuciu wraz z "Close To A World Below" i "Unholy Cult" znajdują się na podium. Dla fanów pozycja obowiązkowa, gdyż dostaną wszystko to, za co kochają ten band. Jak ktoś jest ciekaw, jak brzmi wykonany z zegarmistrzowska precyzją death metal, w którym królują połamane partie perkusji i i zapętlone szaleńcze rwane riffy powinien szybko zaopatrzyć się w ten i pozostałe płyty ekipy ze stanu Nowy Jork.
Sebastian Urbańczyk