Vestal Claret to projekt niestrudzonego Phila Swansona (Hour of 13, Seamount, Briton Rites i wiele, wiele innych.), powstały przed jego przyjściem do Hour of 13.
Nakładem polskiej wytwórni Nine Records ukazał się właśnie album "Bloodbath", gromadzący ponownie nagrane ich starsze utwory. Okultystyczny heavy/doom metal Vestal Claret ma wielu zwolenników, ale czy rzeczywiście po latach się broni?
"Bloodbath" to 12 dość długich, klasycznie doom/heavy metalowych utworów. Już otwierający, trwający prawie 9,5 minuty "Hex of Harm" jest dobrą wizytówka Vestal Claret. Mroczne, doomowe preludium i bardziej tradycyjny hard rock, które pokochają fani Black Sabbath, Candlemass czy nawet Danzig - symbioza tych stylistyk to coś, na co wielu czekało. Specjalnie dla Vestal Claret ukuto zresztą termin "occult heavy metal", dobrze opisujący charakter ich twórczości.
Nie znajdziemy na tej płycie nic odkrywczego. Wielbiciele Sabbathowo - Danzigowego grania nie tego jednak oczekują. Podstawowy problem jednak z tego typu grupami i albumami "dla wyznawców" jest taki, że zazwyczaj dla całej reszty odbiorców są zbyt hermetyczne. Trochę tak jest też i w przypadku Vestal Claret. Trzeba być bowiem oddanym fanem domowego hard rocka, by wysłuchać za jednym razem wszystkie 12 piosenek, z których niektóre trwają niemal 7 minut. Nie musi to być wada, zwłaszcza, że w tej konwencji trudno sobie wyobrazić trzyminutowe single, ale jednak zamiast geniuszu często w ponure kompozycje zakrada się nuda. W rezultacie, choć Vestal Claret to dobry zespół, odsłuchanie całego ich wydawnictwa jest nie lada wyzwaniem.
"Bloodbath" to płyta solidna, ale przeznaczona przede wszystkim dla fanów rockowej tradycji. Inna sprawa czy to rzeczywiście źle. Vestal Claret to typ kapeli, która dobrze wie, co kochają ich fani i im to daje. I taki jest też ten krążek. Dla oddanych wielbicieli doom metalu i hard rocka. Cała reszta wpuści go jednym, a wypuści drugim uchem.
Krzysztof Kołacki