Metallica

Quebec Magnetic

Gatunek: Metal

Pozostałe recenzje wykonawcy Metallica
Recenzje
2012-12-24
Metallica - Quebec Magnetic Metallica - Quebec Magnetic
Nasza ocena:
9 /10

"Quebec Magnetic" jest jak amerykański blockbuster z najwyższej półki. Od pierwszych chwil rzuca się na widza, na koniec pozostawiając go w stanie oszołomienia, bez szans na jakąkolwiek głębszą refleksję.

Choć pierwsze płyty Metalliki znam na pamięć, programowo nie sięgam po ich twórczość od lat. Poza zakresem mojej percepcji pozostaje kwestia, jakim cudem zespół, który od przeszło 20 lat balansuje ze swą twórczością na granicy przeciętności i całkowitej mizerii, wciąż utrzymuje pozycję niekwestionowanej megagwiazdy i to ponad muzycznymi gatunkami. Dominacji tej nie powstrzymał ani przydługi romans z komercją ("Load", "Reload"), ani całkiem chybione pomysły ("S&M"), ani niewątpliwy dowód na całkowite twórcze wypalenie ("St. Anger"), ewidentny koniunkturalizm ("Death Magnetic"), czy wreszcie niezrozumiała i zupełnie nieudana kolaboracja ("Lulu"). Na tle wszystkich tych grzeszków, koniunkturalny powrót do starszych kompozytorskich schematów wydaje się być najłatwiejszy do wybaczenia i przełknięcia. Nie zmienia to faktu, że na DVD "Quebec Magnetic", zarejestrowanym podczas dwu wyprzedanych koncertów, zagranych w Quebecu na przełomie października i listopada 2009 roku podczas trasy promującej "Death Magnetic", czekałem bez większej ekscytacji. Okazało się, że był to spory błąd.

"Quebec Magnetic" nie rozpoczyna się wprawdzie trzęsieniem ziemi, czy tym bardziej odpowiednikiem kultowych bondowskich scen, otwierających kolejne filmy z cyklu. Pierwszemu w setliście "That Was Just Your Life", odegranemu w niemal całkowitej ciemności, towarzyszą bowiem jedynie wymyślne laserowe efekty. Później jednak rozbłyskują się światła, naszym oczom ukazuje się gigantyczna scena, otoczona z każdej strony mrowiem ludzi, i BUM! - następuje przeszło dwugodzinny spektakl, który można porównać do przejażdżki rollercoasterem. Wszystko to za sprawą absolutnie mistrzowskiej realizacji DVD.


Tak doskonale nakręconego koncertu nie widziałem od lat. Wszystko jest tu najwyższej jakości, począwszy od ostrego jak żyleta obrazu, poprzez doskonały montaż i fenomenalny dźwięk. Pal licho, czy zespół rzeczywiście brzmiał wtedy tak perfekcyjnie i potężnie, a Hetfield śpiewał tak czysto. Wszystko pasuje do siebie tak jak świetne efekty specjalne w dobrym filmie - nikt nie zastanawia się, jak to się dzieje, że Keanu Reeves potrafi tak fajnie zawisnąć w powietrzu. To część spektaklu, nawet jeśli została podrasowana w studio. Dodając do tego smaczki, takie jak doskonale zsynchronizowane wybuchy i eleganckie światła (część z nich umieszczono pod czterema ruchomymi trumnami podwieszanymi nad sceną - całkiem efektowny patent), otrzymujemy koncertowy produkt idealny, który nawet na chwilę nie pozwala oderwać oczu od ekranu.

Co z wrażeniami słuchowymi? Metallica promowała wówczas "Death Magnetic", nic więc dziwnego, że album ten został odegrany tu niemal w całości (bez dwóch kawałków). Najświeższy materiał zespół uzupełnił hitami z wcześniejszego okresu, z wyraźnym wskazaniem na "Master of Puppets" oraz czarny album, plus covery. Przed wydaniem DVD, kapela zaproponowała fanom zabawę w wybór setlisty, która stanie się daniem głównym "Quebec Magnetic". Głosami słuchaczy wygrał zestaw z drugiego koncertu (z 1 listopada), natomiast niepowtarzające się utwory z występu z ostatniego dnia października trafiły na krążek numer dwa, do sekcji bonusowej. Tym sposobem, zawarto tu wszystkie kawałki, które Metallica zagrała podczas obydwu gigów, choć wydaje się, że fani nie mieliby nic przeciw, gdyby "Quebec Magnetic" ostatecznie składał się z obydwu pełnych koncertów.

Nie ulega wątpliwości, że po latach najstarsze kompozycje Amerykanów wciąż brzmią wściekle, a takie "Damage, Inc." czy "Battery" nie straciły niczego ze swojej mocy. Na tym tle kawałki z "Death Magnetic" zachowują wprawdzie ciężar, ale pozostają kwadratowe i grubo ciosane, co zresztą nie powinno dziwić - Metallica całą kompozytorską finezję i lekkość utraciła lata temu. Co ciekawe, dzięki stronie wizualnej, nie przeszkadza to szczególnie w odbiorze samego DVD; pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, że koncertowe wersje najnowszych utworów zyskują blasku i nadspodziewanie gładko wpisują się w setlistę. Warto podkreślić również pasję i zaangażowanie zespołu oraz dobry kontakt z publiką. Oczywiście, Amerykanie zdawali sobie sprawę, że uczestniczą w rejestracji DVD, ale wszystko to wyglądało bardzo naturalnie.


Być może właśnie tu kryje się zagadka statusu Metalliki. To formacja wybitnie koncertowa, a przy tym, dzięki swym ponadczasowym pierwszym albumom, już dziś zaliczana do klasyków. Od klasyków nie wymaga się zaś studyjnych arcydzieł. Ich zadaniem jest co jakiś czas wydać nową płytę, która podtrzyma zainteresowanie. Cała reszta dzieje się na koncertach, na których publiczność zawsze będzie oczekiwać tych samych, starych i dobrze osłuchanych przebojów. Dopóki Metallica będzie mogła odgrywać je na odpowiednim poziomie, jej pozycja pozostanie niezagrożona. Najlepiej dowodzi tego "Quebec Magnetic", wydawnictwo, które bez trudu przekona nawet nie-fanów Metalliki. To coś znaczy.

Szymon Kubicki