“Women and rhythm-section first!" skandował nieodżałowany Jaco Pastorius. Nie od dziś wiadomo, że podstawą każdego zespołu powinna być dobrze pracująca sekcja rytmiczna. Dino Coccia, perkusista i fan tego instrumentu, wziął sobie chyba zbyt dosłownie do serca przesłanie Pastoriusa.
Dino Coccia powinien być już znany stałym czytelnikom jazzowych recenzji. Wystąpił wszak razem z Bob'em Haddrell'em na płycie "A Shaded Spot". Trzon zespołu Dino Cocci stanowią tu jednak Nigel Price i Pete Whittaker. Tak, ci sami, którzy grają również w projekcie Nigel Price Ogran Trio recenzowanym przeze mnie jakiś czas temu, za sprawą albumu "Live!". Tym razem panowie odnajdują się w swingu. Gościnnie występują tu także Art Theman (saksofon tenorowy), Robin Jones (instrumenty perkusyjne) oraz Alan Glen (harmonijka).
Trudno omawiać płytę "Swung Drawn & Altered" bez odniesienia się do dwóch wcześniej wymienionych wydawnictw. Szczególnie, że nie wniosła ona nic do tego, co już słyszeliśmy. Przede wszystkim, brzmi tak, jakby stanowiła jeno podkład pod popisy jakiegoś utalentowanego solisty, którego tu ewidentnie brakuje. Jak na podkład - super. Tylko gdzie ten lider? Na zmianę słyszymy popisy raz to gitary, innym razem saksofonu i organów. Wszystko pięknie, łącznie ze szlachetnym perkusyjnym rytmem Dino Cocci. Tylko gdzie jakaś myśl przewodnia? Z tym dosłownym rozumieniem przesłania Pastoriusa to też tak nie do końca, bo na płycie nie występuje bas. Jego rolę mają wypełnić organy. Wydaje mi się, że czynią to bardziej dokładnie niż na albumie Nigela Price'a, gdzie pełniły tę samą funkcję. Perkusja jest wysunięta na dość bliski plan, co dodatkowo uwypukla wrażenie, jakby czegoś tu brakowało. Przez to materiał brzmi jak bardzo ambitne jazzowe jam-session, ale wciąż nie do końca będące zwartym ciągiem utworów, nadającym się na płytę.
Komu w takim razie warto byłoby polecić album "Swung Drawn & Altered"? Z pewnością stanowi on dobry instruktaż dla perkusistów, wiele dobrego wyniosą oni z nauk wyśmienitego - podkreślmy to - perkusisty, jakim bez wątpienia jest Dino Coccia. Fani Nigela Price’a i Pete’a Whittakera powinni jednak sięgnąć po wydawnictwo "Live!", bowiem w moim odczuciu jest ono znacznie lepsze.
Kuba Chmiel