Neil Young

Hitchhiker

Gatunek: Folk

Pozostałe recenzje wykonawcy Neil Young
Recenzje
Grzegorz Bryk
2017-12-14
Neil Young - Hitchhiker Neil Young - Hitchhiker
Nasza ocena:
7 /10

Gdyby tak móc chociaż przez godzinę pomyszkować po przepastnych szufladach domu Neila Younga. Trudno sobie nawet wyobrazić, ile dobrodziejstw można by wywlec na światło dzienne.

Póki co możemy tylko na słowo wierzyć, że gdzieś tam sobie leżakują albumy "Oceanside/Countryside", "Chrome Dreams", "Homegrown" czy koncertowy "Odeon-Budokan" z lat 70. Youngowi można chyba zaufać, że rzeczywiście są, bo całkiem niedawno - 10 lat dla Neila to w końcu zupełnie niewiele - ukazał się pierwszy raz oficjalnie "Live at the Massey Hall", a teraz po 41 latach zbierania kurzu świat ujrzał "Hitchhiker".

"Autostopowicza" nagrano nocą 11 sierpnia 1976 roku w Indigo Ranch Studio w Malibu. W studiu byli wtedy tylko Neil Young, producent David Briggs i przyjaciel muzyka Dean Stockwell. Wszyscy na ostrym rauszu, naładowani kokainą i przypalający marihuanę. Dziesięć piosenek nagranych na setkę, miksowanych na żywo przez Briggsa. Kiedy Young zaniósł ten materiał do wytwórni Reprise, jej włodarze kazali zabrać mu to demo i wrócić jak nagra to z zespołem, dając mu delikatnie do zrozumienia, że powinien już sobie pójść, bo są rzeczy ważniejsze - na przykład zarabianie pieniędzy na muzyce, a na "Hitchhiker" zarobić się nie da.

Materiał nie poszedł w zapomnienie. Większość utworów z "Hitchhiker" pojawiło się na późniejszych płytach Younga w innych wersjach. "Powderfinger", "Ride My Llama" i "Pocahontas" ukazały się na "Rust Never Sleeps" (1979) nagranym wraz z Crazy Horse. Z tym samym zespołem słyszeliśmy już "The Old Country Waltz" na "American Stars 'n Bars" (1977). "Captain Kennedy" wybrzmiał przy okazji "Hawks & Doves" (1980). Tytułowy "Hitchhiker" opowiadający o narkotykowych flirtach Younga można usłyszeć w wersji na elektryczną gitarę na "Le Noise" (2010) - wersja z "Autostopowicza" to akustyczna ballada z harmonijką. Przy okazji kompilacyjnego "Decade" można było usłyszeć uzupełniony o jedną zwrotkę "Campaigner". Z zespołem Young zagrał "Human Highway" na "Comes a Time" (1978). Są też utwory wcześniej nie wydane, czyli największe rarytasy wydawnictwa: znany jedynie z koncertów "Give Me Strength" i odkopany z grobu "Hawaii".

"Hitchhiker" prezentuje ich pierwotne wersje, są to ballady zagrane na gitarze akustycznej, czasem z dodatkiem harmonijki. Chropowate, intymne i nagrane najprostszym sposobem, zupełnie jakby dano Youngowi gitarę i kazano śpiewać przy ognisku. Od tej muzyki bije szczerość. Czterdzieści lat temu ludzie z Reprise sądzili, że to demo, jednak nagrania brzmią wyjątkowo dobrze. Na obronę przedstawicieli wytwórni powiedzmy sobie, że w taki sposób zarówno wtedy jak i teraz już się płyt nie nagrywa. Zresztą nie przypominam sobie, może poza Johnem Frusciante, by ktokolwiek w XXI wieku przebił się z tak zrealizowanym materiałem. No ale to jest Neil Young i na ten album czekała cała rzesza fanów jego twórczości. Legendarny krążek stał się materialny. Można go wreszcie przesłuchać. I dobrze.