Cztery lata po premierze "Gap Var Ginnunga", Wardruna powraca z drugą częścią trylogii Runaljod, zatytułowaną "Yggdrasil".
O tym, że wiele norweskich black metalowych kapel niejednokrotnie nawiązywało do kulturowego dziedzictwa swego kraju, wie każdy zainteresowany tematem. Folkowe wstawki często przemycano między metalowe dźwięki, a najbardziej znane postaci sceny, jak Satyr czy Fenriz mają za sobą epizody w tego typu projektach. Na pierwszy rzut oka nie jest więc niczym niezwykłym, że Kvitrafn, kojarzony przede wszystkim jako były bębniarz Gorgoroth (a także świetnego Sahg), zakładając Wardrunę i zapraszając do współpracy Gaahla (frontmana God Seed i byłego gardłowego wspomnianego Gorgoroth), wziął się za folkowe (i czysto folkowe, z pominięciem jakichkolwiek metalowych elementów) klimaty. "Runaljod - Gap Var Ginnunga", doskonały pierwszy album kapeli, przyniósł jednak zupełnie nową jakość i z miejsca ustawił Wardrunę na pozycji najlepszego (być może obok fińskiego Nest) folkowego zespołu, który kiedykolwiek założony został przez muzyka, wywodzącego się z metalowej sceny. Jego następca, "Yggdrasil", który ukazał się kilka dni temu, kontynuuje kierunek obrany na debiucie i ponownie zapewnia dawkę wspaniałych dźwięków, od których trudno się oderwać.
Zgodnie z zapowiedziami, "Yggdrasil", jako środkowa część trylogii, koncentruje się na kolejnych ośmiu runach alfabetu, znanego jako starszy futhark. Zespół ponownie sięgnął po liryki w języku norweskim oraz staronordyjskim, i raz jeszcze absolutnie wyjątkowy klimat swych kompozycji osiągnął przy użyciu dawnych, pamiętających czasy Wikingów instrumentów perkusyjnych, strunowych jak tagelharpa czy Kraviklyra, a także rogów, lury czy drumli. Za grę na nich wszystkich odpowiada zresztą lider Wardruny, dzieląc się z Gaahlem oraz Lindy-Fay Hellą jedynie partiami wokalnymi.
Muzycznie "Yggdrasil" nie przynosi zaskoczeń, chyba, że za takie uznamy utrzymanie wyśrubowanego poziomu, osiągniętego przez Wardrunę na debiucie. Nowe dzieło zespołu można rozpoznać już po pierwszych dźwiękach, gdyż Kvitrafn ponownie w sposób mistrzowski, przy użyciu bardzo ascetycznego instrumentarium, tak zwanych odgłosów natury, świetnych partii wokalnych i środków chwilami ocierających się o ambient, kreuje niesamowitą, mistyczną i skrajnie pogańską atmosferę. Kto spodziewa się przaśnej ludowości, biesiady, żwawo przygrywających skrzypiec i swojskich przyśpiewek, musi poszukać czegoś innego. Transowa, minimalistyczna muzyka Wardruny jest bowiem nasycona mroczną obrzędowością i rzadko spotykaną siłą przywoływania niemal namacalnego przedchrześcijańskiego ducha. Wizja kapeli jest wyrazista, bardzo plastyczna i z ogromną łatwością oddziałuje na wyobraźnię słuchacza. Norwegowie, w przeciwieństwie do wielu innych nacji, nie wypierają się własnego kulturowego dziedzictwa, które poprzedzało czasy chrześcijaństwa. Co więcej, są z niego dumni, nic więc dziwnego, że Wardruna ma na koncie między innymi koncert w Muzeum Łodzi Wikingów w Oslo.
"Yggdrasil" to doskonały album, potwierdzający fenomen Wardruny, a przy okazji - silny kandydat do płyty roku. Dawno nie słuchałem tak wciągających i absolutnie absorbujących dźwięków. Majstersztyk.
Szymon Kubicki