Warszawskie wydawnictwo Requiem Records znane jest przede wszystkim z tego, że przywraca do życia zapomniany, nowofalowy świat polskiej muzyki i robi to w sposób spektakularny, bo to co oddaje słuchaczom zawsze wygląda przecudnie, można powiedzieć, że jak milion dolarów.
Ale to nie jest tak, że Requiem Records Łukasza Pawlaka szuka tylko w bliższej bądź dalszej przeszłości rodzimej sceny. Oni szukają w ogóle. Stąd pod ich egidą wyszły szalone „Trypolis” od Trypa, dostojne „War on Love” Patti Yang Group czy ociekające seksem „Dead” Das Moon. Wydawnictwo nie zamyka się na różne brzmienia, aczkolwiek mnie kojarzy się przede wszystkim z nową falą, post-punkiem i eksperymentem - z Garażem w Leeds, Pornografią czy Nowym Horyzontem. Album „Płonie” od debiutującego nim duetu (Maciej Jurga i Cezary Zieliński) Blokowisko wpisywałby się właśnie w te klimaty.
Ktoś napisał, że „Płonie” jest idealną ścieżką dźwiękową do spaceru po blokowisku, dodałbym, że takim typowo PRLowskim, z tynkiem odpadającym od ścian, przepełnionymi koszami na śmieci i chodnikami ułożonymi ze zmurszałych latami betonowych płyt, wokół których można taplać się w błocku. Zdaje się, że na tym blokowisku (opakowanie sugeruje, że chodzi o warszawskie osiedle Stegny) z przykrytego stalowymi chmurami nieba zawsze mży i ogólnie panuje tu atmosfera jak z Warszawy Zachodniej lat '90, na której można było zjeść knysze nie pierwszej świeżości. Tu nikt się do nikogo nie uśmiecha, a każdy przemyka bez słowa z kapturem naciągniętym na głowę do najbliższego kiosku po fajki.
Tylko na „Płonie” z tej przechadzki pomiędzy blokami Blokowisko robi podróż nieomal egzystencjalną. Na tle ambientowych, ciągnących się w nieskończoność syntezatorów, gitarowych, mantrycznych fraz i banalnego, dubowego rytmu mechanicznie wystukiwanych przez perkusyjny automat recytowane bądź melorecytowane są ciężkie i duszne impresje na temat otaczającej, ponurej rzeczywistości i pesymistycznej strony życia bez wyraźnego celu. Jest w tym klimat post-punka i zimnej fali tworzony przez ambient i industrial, to specyficzne brzmienie alternatywy lat '80 i początku '90 – sami twórcy nawet przez sposób ubioru na zdjęciu z tyłu okładki wprost sugerują inspiracje z „Ulicą miasta” AyA RL na czele, a ja tu dostrzegam nawet obraz świata pomiędzy betonowymi płytami z czasów „Skandalu” Molesty, choć Blokowisko w żadnym momencie nie zbliża się do estetyki hip hopu. Brzmienia alternatywne pełną gębą.
I można zarzucić Blokowisku, że ponad piętnastominutowa „Ulica” opierająca się w głównej mierze na trasowych, wygrywanych w kółko tych samych frazach gitary na tle rozwleczonych, ambietnowych klawiszy ciągnie się niemiłosiernie, ale i tu można dostrzec pewne walory „ilustratorskie”. Bo i po prawdzie jest to impresja, która przy odpowiednich warunkach buduje duszny, ciężki klimat osnutego mgłą, brudnego miasta. Ma to swój urok.
Dla poszukiwaczy undergroundowych brzmień z korzeniami w nowofalowych latach 80 „Płonie” od Blokowiska będzie łakomym kąskiem. Ponuraki co lubią Joy Division powinni się tu poczuć jak na własnym podwórku.