Patti Yang Group

War on Love

Gatunek: Pop

Pozostałe recenzje wykonawcy Patti Yang Group
Recenzje
Grzegorz Bryk
2020-02-27
Patti Yang Group - War on Love Patti Yang Group - War on Love
Nasza ocena:
8 /10

Patrycja Hilton jeszcze przed premierą jej piątego krążka „War on Love” mówiła, że to zarazem ostatni album podpisany jako Pati Yang (czasem również Patti Yang): „pseudonim stracił siłę i po prostu przestał być potrzebny. Zdejmując go zrzuciłam zbroję”.

Nie oznacza to jednak pożegnania z muzyką, byłoby to zresztą nierozsądne biorąc pod uwagę, że Pati poświęciła jej ponad dwadzieścia lat życia i pokonała olbrzymią drogę od gdańskiego Red Studio, gdzie nagrywany był jak na Polskie warunki wyprzedzający epokę album „Jaszczurka” (1998), a kończąc w studiach londyńskich i nowojorskich, w których powstawały kolejne krążki. Sama Hilton również podróżowała, z Polski wyjechała do Londynu, a później osiadła w Kalifornii.

Na najnowszej płycie próżno szukać polskich nazwisk, choć na dobrą sprawę Pati Yang chyba już dawno temu stała się artystką formatu światowego, zamiast tego pojawiają się tam znani producenci i muzycy, w tym Nicolas Vernhes, Martin Craft czy Jagz Kooner. Z tego powodu „War on Love” został wydany jako Patti Yang Group: „Miałam zaszczyt pracować z wyśmienitymi muzykami, których chciałam uwzględnić w projekcie pod każdym względem” – tłumaczy Hilton.

Trudno ocenić na ile był to wpływ osób mających realny wpływ na ostateczny kształt płyty, a ile samej zmiany w Patti Yang, ale muzyka znacznie różni się od choćby poprzedniego „Wires and Sparks” (2011), który był albumem mocniej elektronicznym, przebojowym, popowym i tanecznym. Tymczasem „War on Love” to krążek poetycki i prywatny, niejako kontemplacyjny, osnuty oniryzmem ale i zmysłowy, melancholijny i rozmarzony.

Artystka nie zrezygnowała z ukochanej elektroniki, trip-hopu i drum’n’bassu, ale krążek jako całość jest mniej cyfrowy, a znacznie bardziej żywy, rozkręcony żywym instrumentarium. Wciąż są tu elektronika i bity, ale ubarwiają je akustyczne gitary, perkusja i przeróżne perkusjonalia czy pianino. Dzięki temu brzmienie muzyki jest głębsze, dosadniejsze i wielowymiarowe, same zaś kompozycje buszują gdzieś pomiędzy estetyką trip-hopowców, dream popem a popową alternatywą zbliżając się zarówno do dokonań Massive Attack, Portishead czy wczesnego Archive, ale również Bjork, Cocteau Twins, Kate Bush, a nawet Depeche Mode.

W tej poetyce i melancholii Patti Yang wciąż jest przede wszystkim doskonała, chwytająca za serce melodia i przepiękne interpretacje świetnym głosem artystki. To muzyka bogata i wrażliwa, idealnie skomponowana, o klimacie gęstym i soczystym. „War on Love” to krążek artystycznie dojrzały, dzieło błyskotliwego twórcy, który wieloletnie doświadczenie w posługiwaniu się dźwiękiem przekuł w niespełna czterdziestominutowy materiał. Patti Yang pożegnała się z pseudonimem prawdopodobnie najlepszym w karierze krążkiem. Pytanie, co dalej? Bez wątpienia warto czekać na nową porcję muzyki od Patrycji Hilton, a póki co sięgnijcie po wysmakowany „War on Love”.