Dawid Podsiadło wraca na łono ukochanego zespołu. Powinniście się cieszyć.
Młody wokalista, zwycięzca programu "X Factor", w niektórych kręgach stał się znany jeszcze zanim wziął udział w popularnym talent show. Wraz z kolegami z zespołu Curly Heads zaistniał na festiwalu w Jarocinie, zebrał sporo pozytywnych opinii po czym… zniknął.
Odnalazł się we wspomnianym "X Factor", gdzie szturmem podbił serca słuchaczy. Po sukcesie przysiadł w studio z Bogdanem Kondrackim, czołowym polskim producentem, i wyczarował wspaniałą płytę "Comfort and Happiness". Zamiast jednak konsumować solowy sukces, chłopak wrócił do macierzystej kapeli. Jak tłumaczy - w telewizyjnym show wziął udział tylko po to, by pomóc grupie. Brawa! Taka Ewelina Lisowska olała swój zespół po tym, gdy zaproponowano jej solowy kontrakt…
Czy "Ruby Dress Skinny Dog" spodoba się fanom Dawida? Jestem pewien, że tak. Co prawda w porównaniu z jego autorskim dziełem, muzyka Curly Heads nie jest tak jednoznacznie radiowa, nie tak gładko wpadająca w ucho. Twórczość załogi ma w sobie sporo garażowego brudu, gitarowego nerwu (patrz choćby "Diadre"), których próżno szukać na albumie sygnowanym nazwiskiem Podsiadło. Jednak zespołowi w żadnej mierze nie brakuje przebojowości. Panowie chcą grać rockowo, raczą nas indie drivem, ale czynią to w sposób chwytliwy. Dowodem niech będzie singlowy numer "Reconcile", którego refren przyczepia się do głowy niczym rzep i za nic w świecie nie może się odczepić.
Zresztą takich kawałków jest zdecydowanie więcej. Ot, choćby "Noadvice", z powodu spokojnego zaśpiewu Dawida, nieco zbliża ten numer do solowych dokonań wokalisty. Jednak już jego refren lokuje go obok Kings Of Leon z okresu najwyższej formy ("Because Of The Times" czy "Only By The Night"). Albo "Synthlove", w którym wokalista uroczo się wydziera.
Jeśli Curly Heads utrzymają ten poziom, to przy okazji następnej płyty nie trzeba będzie o nich pisać jako o zespole Dawida Podsiadły. Ich muzyka obroni się sama, bez pomocy znanego nazwiska.
Jurek Gibadło