Dwanaście lat to w muzyce rozrywkowej zazwyczaj wieczność. Tom Tom Club mają szczęście, że w XXI wieku nic się nie dzieje.
Odpowiedzmy sobie na pytanie: co nowego pojawiło się w muzyce od czasu zawieszenia działalności przez zespół dwójki byłych członków Talking Heads, perkusisty Chrisa Frantza i basistki Tiny Weymouth, które nastąpiło w 2000 roku? Przykra prawda każe z bólem serca przyznać: nic. Tak więc Tom Tom Club wracając z nowym wydawnictwem wcale nie są z tyłu, a raczej obok - jak zawsze w przypadku ludzi związanych z TH. Grają chłodno, mechanicznie, alternatywnie, taka muza zawsze, w jakichś kręgach, będzie na czasie.
Powrót zespołu nie jest jednak tak okazały, jak mógłby być - to raptem epka, przynosząca pięć nowych kawałków i cztery remiksy niezbyt wysokich lotów. Zaczynamy od nudnego utworu tytułowego "Downtown Rockers" - to wyliczanka wychwalająca ulubione kapele Chrisa i Tiny, zaśpiewana z werwą przypominającą hit "Ghostbusters". W warstwie dźwiękowej też nie dzieje się zbyt wiele - wybrzmiewająca we zwrotkach gitara, zapętlony bas to wszystko, co można dobrego o tym numerze powiedzieć. Równie mizerne są miksy - Ed Stasium po prostu wydłużył numer i podbił brzmienie perkusji, a Arthur Baker postanowił zabić słuchaczy monotonną elektroniką. Innymi słowy - wybór tego numeru do promocji nie był zbyt szczęśliwy.
Na szczęście, im dalej las, tym lepiej. "Won't Give You Up" to spokojny numer funky, z delikatną rytmizacją, jęczącą gitarą i klimatyczną partią saksofonu. "You Make Me Rock And Roll", to wbrew tytułowi, ponury newwave'owy kawałek, mający w sobie coś z mroku wczesnej twórczości Nicka Cave'a. "Sweets To Sweet" to kolejna piosenka wyróżniająca się sympatycznymi dźwiękami saksofonu, ciętą funkową gitarą i chłodnymi klawiszami. Jest też frapujący "Kissin' Antonio", osadzony w latynoskim rytmie i z organowymi partiami, a la późne The Doors.
"Downtown Rockers" to niby 44 minuty muzyki, ale tak naprawdę połowę materiału stanowią miksy. Tak więc traktuję tę płytę z dystansem, być może jako zapowiedź jakiegoś dużego wydawnictwa. Tom Tom Club nie zapomnieli jak robi się dobre numery (no, może poza tytułowym), tak więc nic nie stoi na przeszkodzie, by poczęstowali nas solidnym krążkiem. David Byrne chce to usłyszeć.
Jurek Gibadło