Akompaniament
Złożoność i wielorakość spraw związanych z wykonywaniem muzyki jazzowej na gitarze sprawiła, że gdy tylko rozpoczynam omawianie jakiegoś problemu,
to natychmiast w głębi duszy rodzi się przekonanie, iż trzeba jak najszybciej poruszyć kolejne, niecierpiące zwłoki zagadnienia.
Tak więc, jak zauważyliście, regularnie co kilka miesięcy zmieniam tematykę, mając tę świadomość, że to, co staram się zmieścić w tej comiesięcznej, dwustronicowej pigułce, jest tylko "zamoczeniem kostek" w naszym jazzowym oceanie. Pozostaje więc tylko wierzyć w Waszą zdolność do samodzielnego i w miarę bezbłędnego poruszania się w tym kolejnym, sygnalizowanym przeze mnie kierunku. Piszę o tym dlatego, że dzisiaj znowu zmieniamy temat. Cztery miesiące ogrywania techniką "single note" wszelkiego rodzaju modulacji sprawiło, że zatęskniłem znowu za grą akordową.
Przejrzyjcie zeszłoroczne wydania "Gitarzysty" - ostatnie cztery numery poświęcone były technice akordowej. Omawialiśmy je raczej pod kątem gry solowej, nadszedł więc czas, by teraz porozmawiać o akompaniamencie. Temat ten jest na tyle ważny, na ile ważna jest umiejętność akompaniowania soliście - i to nie tylko w zespole zastępując fortepian, ale także we wszelkiego rodzaju duetach, kiedy to gitara zastępuje całą sekcję rytmiczną! Nie można przecież zapominać, że gitara jest również (a może przede wszystkim) instrumentem harmonicznym.
Spróbujmy więc zastosować nabyte wcześniej umiejętności do akompaniamentu. Na początek popatrzymy, jak wraz z rozwojem stylistycznym jazzu zmieniał się sposób gry. W epoce swingowych orkiestr gitara spełniała rolę przede wszystkim rytmiczną. Od samego początku należy więc postawić jasno jedną sprawę: nie możemy konkurować z fortepianem pod względem bogactwa brzmieniowego i możliwości harmoniczno-melodycznych. Przewagą gitary od samego początku była jej zdecydowana wyrazistość rytmiczna, i to zarówno podczas grania w bigbandowej sekcji równych ćwierćnut, jak i w pulsującej rytmem bossa novie. Wyeliminowanie z gry gitary powoduje natychmiastowe zubożenie muzyki. Wiedział o tym wielki Count Basie, w którego orkiestrze podstawą brzmienia i kilkudziesięcioletnią wizytówką (nawet po śmierci leadera) był słynny gitarzysta Freddie Green.
Mając świadomość roli naszego instrumentu, przystąpmy do nauki podstawowych rodzajów akompaniamentów. Przykład 1 to najprostszy akompaniament ćwierćnutowy. Najprostszy, ale wcale nie najłatwiejszy. Umiejętność gry w równy swingujący sposób, tak żeby swoją grą "napędzać" zarówno sekcję rytmiczną, jak i solistę - wymaga wielu, wielu godzin ćwiczenia. Bardzo pomocne może być jakiekolwiek urządzenie nagrywające, ponieważ różnice między tym, co nam się wydaje, że słyszymy (jeśli chodzi o naszą grę), a tym, co rzeczywiście wychodzi ze wzmacniacza, są czasami znaczne. Dobrze jest więc nagrywać się regularnie, a potem analitycznie tego posłuchać.
Jak osiągnąć dobry puls ćwierćnutowy?
Składa się na to kilka elementów:
1. Początek akordu.
2. Zakończenie akordu.
3. Zróżnicowanie artykulacji i dynamiki.
Zacznijmy od samego początku. Jak wydobywać akordy? Są na to cztery sposoby:
1. Uderzając kostką jednostajnym ruchem z góry do dołu.
2. Ten sam ruch kciukiem.
3. Struny szarpiemy palcami, jak podczas gry na gitarze klasycznej.
4. Struny szarpiemy kostką trzymaną przez kciuk i palec wskazujący oraz pozostałymi palcami.
Który sposób jest najlepszy? Tu nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Uderzając ruchem całego przedramienia, uzyskujemy na pewno zdecydowanie lepsze osadzenie rytmiczne, ponieważ - jak wiadomo z fizyki-im większa masa i długość wahadła (a takim staje się właśnie nasza prawa ręka), tym ruch jest bardziej stabilny i równy. Sęk w tym, że gitara ma 6 strun, a my wykorzystujemy zazwyczaj akordy składające się z czterech, a nawet trzech dźwięków. Trzeba więc nauczyć się tłumić te nieużywane w danym momencie - co leży już w gestii ręki lewej. Szarpanie strun palcami jest zdecydowanie bardziej precyzyjne, ale ze względu na to, że do gry angażujemy tylko palce, to bardzo często występują problemy (zwłaszcza na początku) z uzyskaniem rozkołysanego, dobrze osadzonego pulsu.
Następna sprawa to właściwe wybrzmiewanie akordów. Mam tu na myśli zarówno czas, jak i sposób kończenia dźwięku. Nie da się tego zbyt precyzyjnie określić słowami, trzeba raczej posłuchać, jak realizują to zawodowi gitarzyści na nagraniach płytowych. Podstawowe zasady to:
1. Akordy muszą być od siebie oddzielone.
2. Nie wolno grać je zbytnio staccato. Jako że długością wybrzmiewania steruje ręka lewa, napięcie i rozluźnianie dłoni powinno przypominać jednostajne, spokojne ściskanie miękkiej piłeczki czy gąbki. I to by było na tyle, jeśli chodzi o samą technikę gry. Przejdźmy już teraz do samej muzyki.
Na początek powróćmy do przykładu 1, w którym to popracujemy nad prawidłową realizacją ćwierćnutowego akompaniamentu. Jako że podczas ćwiczenia należy zawsze koncentrować się tylko na jednej rzeczy, w lewej ręce zachowujemy tylko po jednym przewrocie akordu w każdym takcie. Grając, pilnujemy właściwego pulsu i artykulacji, starając się lekko podkreślać "2" i "4", całą uwagę kierując na rękę prawą i jej współdziałanie z perkusją. Mam nadzieję, że szybko doszliście do zadowalającego Was rezultatu - pora więc teraz na próbę sprawdzenia się na konkretnym utworze. Ogólnie rzecz ujmując, praktykuje się, że grając ćwierćnutowy rytm, zmieniamy przeważnie dwa razy na takt układ akordu. Daje to nam półnutowy jednostajny ruch, który realizowany jest według zasad podobnych do gry walkingowej na kontrabasie. Podstawą do swobodnego akompaniamentu jest opanowanie akordów ze wszystkimi dźwiękami w górnym głosie (sopranie). Mam tu na myśli nie tylko dźwięki akordowe, ale i pozostałe dźwięki przynależnej do akordu skali. Omawiałem to już w artykułach z końca 2007 roku, więc nie będę się powtarzał.
Przykład 2 to ilustracja właśnie takiego sposobu gry w oparciu o harmonię 12-taktowego bluesa w tonacji F-dur. Zwróćcie uwagę, że ruch górnego głosu odbywa się spokojnymi małymi krokami (sekundy, tercje), raz tylko skacząc o kwartę (takt 9/10). Być może dla niektórych swobodna realizacja takiego akompaniamentu może wydawać się początkowo trochę trudna. Pomocne może okazać się tutaj kolejne ćwiczenie (przykład 3), doskonale ilustrujące ideę sekundowego ruchu w górnym głosie akordu. Na całej używanej zazwyczaj do akompaniamentu przestrzeni instrumentu, czyli od dźwięku "c" na strunie H2 do "f" na strunie E1, poruszamy się małymi pół- lub całotonowymi krokami. F7 i Bb7 to dwa pierwsze akordy z granego wcześniej bluesa. Jeśli więc w ten sposób wyćwiczycie pozostałe połączenia akordowe (tylko osiem), to co jak co, ale ćwierćnutowy akompaniament w takim utworze jak blues przestanie być problemem raz na zawsze. I tego Wam na początek życzę.
(Piotr Lemański)