CORNFORD Harlequin

Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz

Pozostałe testy marki CORNFORD
Testy
2011-06-03
CORNFORD - Harlequin

Dziś, kiedy nazwa Cornford stała się synonimem high-endowego, boutique’owego wzmacniacza, trudno uwierzyć, że kariera marki rozpoczęła się zaledwie 12 lat temu od małego, kilkuwatowego combo o nazwie Harlequin.

W katalogu tej brytyjskiej firmy znajdziemy obecnie dziewięć modeli, które zaspokoją gusta najbardziej wybrednych muzyków. Wśród zdeklarowanych fanów wzmacniaczy Cornforda znajdziemy gitarzystów, takich jak: Guthrie Govan, Greg Howe, Richie Kotzen, Jan Cyrka i Dweezil Zappa. Inni znani użytkownicy tego sprzętu to Gary Moore, Joe Satriani i Yngwie Malmsteen. Tym razem mamy przyjemność zapoznać się bliżej z konstrukcją, od której to wszystko się zaczęło - z modelem Harlequin.

Budowa


Cornford Harlequin to w pełni lampowe, jednokanałowe combo klasy A oparte na lampach EL84 i 12AX7. Moc wzmacniacza wynosi zaledwie 6W, a dźwięk przenosi jeden głośnik - Celestion Vintage 30 - ukryty za czarnym grillem z logo firmy. Pomimo niewielkiej mocy sosnowa obudowa Harlequina jest dość konkretna - jej wymiary wynoszą: 600mm (szer.), 450mm (wys.) i 250mm (głęb.). Waga wzmacniacza to 21kg.

Jest to więc pełnowymiarowe combo będące przeciwieństwem niewielkich konstrukcji typu Fender Champ czy Roland Cube. Zobaczmy, co znajdziemy na panelu umieszczonym w górnej części obudowy. Idąc od lewej, natkniemy się na dwa wejścia - LO i HI - pierwsze z nich ma czułość -6dB. Jeśli zdecydujemy się wykorzystać oba naraz, to wejścia będą pracować wyłącznie w trybie obniżonej czułości. Dalej na prawo widzimy samotną gałkę VOLUME, która kontroluje jednocześnie stopnie Gain 1 i Gain 2. Obok niej zamontowano dwupozycyjny przełącznik VOICE wpływający na zakres częstotliwości, w którym pracują gałki korekcji przedwzmacniacza: BASS i TREBLE.

Na końcu znajdziemy potencjometr MASTER, włącznik ON oraz lampkę sygnalizującą pracę wzmacniacza. Warto wspomnieć, że wzmacniacz stworzony został w całości ręcznie, a elementy połączone zostały metodą point-topoint. Nie ma tutaj najmniejszego nawet fragmentu płytki PCB.

Gramy


Pierwsze dźwięki zagrane na Harlequinie sprawiają, że powód zastosowania pełnowymiarowej obudowy staje się oczywisty. Combo brzmi jak czystej krwi, rasowy wzmacniacz, a nie jak treningowa zabawka. Sound jest mocny, czytelny i bezpośredni. Trudno uwierzyć, że ma zaledwie 6W mocy, bo przy śmielszym rozkręceniu VOLUME i MASTER jest zbyt głośny jak na mieszkanie.

Najciekawsze barwy na Stratocasterze uzyskałem w pierwszym zakresie gałki VOLUME. Wzmacniacz jest bardzo bezpośredni (co podkreśla jeszcze brak pogłosu) i każdy niuans artykulacji jest tu doskonale przenoszony, przez co mniej doświadczeni gitarzyści mogą się poczuć niepewnie. Ale przecież marka Cornford adresowana jest do bardziej doświadczonych muzyków, którzy docenią jego reakcję na atak i dynamikę. Przydałby się może większy headroom, którego może brakować przy bardziej agresywnej pracy prawej ręki. Na szczęście da się to zrekompensować zmianą charakterystyki środkowego pasma za pomocą switcha VOICE - po jego odpaleniu brzmienie staje się szersze i grubsze, zmieniając też nieco reakcję Harlequina na dynamikę gry.

W miarę rozkręcania potencjometru VOLUME uzyskujemy coraz większe przesterowanie, które gładko przechodzi od charakterystyki crunch do distortion. Oczywiście rośnie też głośność, więc zastosowanie pota MASTER jest tutaj strzałem w dziesiątkę. Pozwala to na odpowiednie wysterowanie wzmacniacza i ustawienie dowolnej proporcji pomiędzy sygnałem czystym i przesterowanym.

Przy większych poziomach gainu wzmacniacz prawidłowo reaguje na gałkę VOLUME w gitarze, dzięki czemu możemy ją potraktować jako kontroler przesterowania. Potencjometry korekcji - BASS i TREBLE - stanowią niejako wisienkę na torcie, którym jest nasycona szlachetnym środkiem barwa Harlequina. Pozwolą na delikatne dodanie lub obcięcie skrajnych pasm, ale nie zmienią w sposób dramatyczny charakterystyki brzmieniowej tego combo.

Podsumowanie


Ascetyczna wręcz budowa wewnętrzna, z wykorzystaniem drogiego łączenia point-to-point. Brak pokładowej pętli efektów, wyjścia LINE OUT i pogłosu. Do tego trzy razy "D": duża obudowa, duży głośnik i duża waga. Z pewnością nie jest to mobilny piecyk do ćwiczeń, z jakimi kojarzą się konstrukcje tej mocy.

Do czego więc stworzono Harlequina? Ten model Cornforda ma jedno zadanie - dawać bezkompromisowej jakości brzmienie przy niskiej mocy bez potrzeby rozkręcania wzmacniacza do nielegalnych poziomów głośności. Sprawdzi się więc przede wszystkim do nagrywania zarówno w warunkach domowych, jak i studyjnych. Wszędzie tam, gdzie ważny jest rasowy sound zbierany z głośnika mikrofonem i poddawany dalszej obróbce na pokładzie komputera lub recordera.

Wystarczy postawić z przodu mikrofony Shure SM57 lub Sennheiser MD421 i dostajemy to, co w procesie nagrywania gitary najważniejsze - wysokiej jakości input, nieskażony zbędnymi w tej sytuacji wodotryskami. A przecież jeśli na starcie mamy do dyspozycji dobre ścieżki, to droga do uzyskania świetnego miksu stoi przed nami otworem. I jak mi się zdaje, do tego właśnie Paul Cornford powołał combo Harlequin.

moc: 6W
lampy: 2×12AX7 (przedwzmacniacz), 1×EL84 (stopień mocy)
przyłącza: INPUT HI, INPUT LO, SPEAKER OUT
głośnik: 12" Celestion Vintage 30
wymiary: 600×450×250mm (S×W×G)
waga: 21kg


Krzysztof Inglik

Wynik testu
Funkcjonalność:
4
Wykonanie:
6
Brzmienie:
6
Jakość / Cena:
5