ASHDOWN AAR1

Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz

Pozostałe testy marki ASHDOWN
Testy
2010-05-17
ASHDOWN - AAR1

Firma Ashdown kojarzy się przede wszystkim ze wzmacniaczami do gitar basowych i elektrycznych. Posiada jednak także w swojej ofercie combo do nagłaśniania instrumentów akustycznych.

AAR1 (Ashdown Acoustic Radiator 1), bo o nim mowa, jest kontynuacją dążeń konstruktorów do miniaturyzacji przy jednoczesnym zachowaniu pełnej funkcjonalności. Mamy więc małe gabaryty i wagę oraz 100W mocy. Ciekawe, co z tego wyniknie...

BUDOWA


Wzmacniacz jest naprawdę niewielki, a co najważniejsze - stosunkowo lekki (11kg), więc bez problemu można go wnieść samemu na każdą scenę i do każdego klubu, a także sprytnie zamaskować, żeby podczas koncertu nie zasłaniał gitarzysty... W odróżnieniu od konstrukcji konkurencyjnych firm wykorzystujących sztuczne tworzywa obudowa AAR1 zrobiona została z tradycyjnej sklejki. Być może, decydując się na "plastik", można było jeszcze zmniejszyć docelową wagę o 1-2kg, ale to już chyba szukanie dziury w całym. Faktem jest, że czarna (dostępna także wiśniowa), pokryta materiałem skóropodobnym obudowa prezentuje się bardzo dobrze, a wzmocnione narożniki gwarantują wytrzymałość konstrukcji.

Zarówno głośniki, jak i panel regulacyjny znajdują się z przodu, przy czym wszelkie potencjometry zostały przeniesione na prawą część frontu i zgrupowane w układzie pionowym z góry do dołu. To rozwiązanie może wygląda dość atrakcyjnie, ale pod względem użyteczności jest raczej dyskusyjne. Jeśli postawimy wzmacniacz na ziemi, to trzeba będzie się nieźle naschylać, chcąc cokolwiek wyregulować. Wejście na kabel, np. wraz z regulacją poziomu, wypadnie niemal przy samej podłodze... Dla tak małych konstrukcji lepszym wydaje się więc rozwiązanie tradycyjne, polegające na umieszczeniu panelu regulacyjnego na górze obudowy.

Głośniki są porządnie chronione za pomocą metalowego grilla. Dlaczego piszę głośniki w liczbie mnogiej? Otóż AAR1 posiada jeden głośnik 8" oraz dwa drivery wysokotonowe, co ma zapewnić szerokie pasmo przenoszonego dźwięku z naturalną górą. Jak to wygląda w praktyce, przekonamy się już niebawem, tymczasem zobaczmy, co kryje tył wzmacniacza. Piecyk ma konstrukcję zamkniętą, która przy tak niewielkiej pojemności obudowy powinna poprawić przenoszenie niskich częstotliwości. Oprócz włącznika zasilania i gniazda na przewód nie znajdziemy tu wielu przyłączy - jednak z drugiej strony jest wszystko, co najpotrzebniejsze.

Do dyspozycji mamy typowe wyjście liniowe, z którego wychodzi czysty sygnał gitary (bez korekcji barwy). Możemy go wykorzystać do podłączenia tunera, ale także do przekazania sygnału gitary do drugiego wzmacniacza. Jeśli chcemy podpiąć wzmacniacz do miksera, to umożliwi nam to wyjście symetryczne XLR (POST EQ D.I.). Tym razem wychodzący sygnał przechodzi najpierw przez cały układ przedwzmacniacza AAR1. Szkoda, że nie pomyślano o przełączniku usuwającym pętle masy - przy połączeniu z konsoletą możemy dotkliwie odczuć ten brak. Bardzo przydatnymi za to gniazdami są FX SEND i FX RETURN - czyli klasyczna pętla efektów. Po co w piecu do gitary akustycznej pętla efektów? Choćby po to, żeby wpiąć procesor pogłosowy (mimo że AAR1 jest w niego wyposażony) lub chorus.

Testowany piec posiada dwa kanały, co właściwie jest już standardem dla tego typu urządzeń. Pierwszy kanał służy do nagłaśniania instrumentu - wejście to typowy duży jack. Uzupełnieniem jest przełącznik pozwalający dopasować czułość wejścia do instrumentów z aktywną bądź pasywną elektroniką. O poziomie wejściowym informuje nas dioda świecąca na zielono, a w razie przesterowania - na czerwono. Regulacja barwy tego kanału składa się z potencjometru kontrolującego wysokie (TREBLE) i niskie (BASS) częstotliwości. Niestety nie ma regulacji środka, ale w zamian mamy przycisk SHAPE, który wycina częstotliwości środka. Uzupełnieniem jest filtr antysprzężeniowy (Notch) zbudowany w oparciu o potencjometr, którym wybieramy problematyczną częstotliwość na słuch. Nie zapomniano także o przełączniku pozwalającym odwrócić fazę.

Kanał drugi jest nieco uproszczony i przeznaczony przede wszystkim do nagłaśniania mikrofonu. Z tego względu mamy - oprócz tradycyjnego gniazda jack - wejście XLR, a także włącznik zasilania Fantom. Oprócz regulacji poziomu wejściowego kanał drugi dysponuje regulatorami barwy dźwięku TREBLE, BASS i... to wszystko.

Acoustic Radiator dysponuje wbudowanym reverbem, który dostępny jest dla obydwu kanałów. Oprócz potencjometru odpowiedzialnego za nasycenie efektu mamy dwa rodzaje pogłosu do wyboru: krótki (Short) i długi (Long). Dodatkowo możemy wybrać jego rodzaj: Plate albo Hall. Zmian dokonujemy za pomocą dwóch przełączników. Ostatnim potencjometrem jest sumaryczna regulacja głośności OUTPUT (maksymalna moc wzmacniacza to 100W).

BRZMIENIE


Charakteryzowanie brzmienia wzmacniacza akustycznego jest zadaniem dość trudnym. O ile przy gitarze elektrycznej to właśnie wzmacniacz kształtuje ostateczną barwę, o tyle od akustycznego wzmacniacza oczekuje się jak najwierniejszego odtworzenia brzmienia instrumentu. Ponieważ jednak zanim dźwięk strun trafi do wzmacniacza, musi przejść przez przetwornik, tak więc już na tym etapie pojawiają się zniekształcenia i przekłamania. Mówiąc krótko: pluzyskanie wzmocnionego brzmienia gitary akustycznej o takich samych walorach jak brzmienie akustyczne jest fikcją. Dobierając więc wzmacniacz akustyczny, należy kierować się raczej subiektywnym odczuciem - czy brzmienie mi się podoba, czy nie, oraz czy urządzenie poradzi sobie na scenie zarówno pod względem mocy, jak i spektrum emitowanych częstotliwości.

Pomimo że Acoustic Radiator jest stosunkowo mały, dysponuje wystarczającą mocą. Oczywiście wiele firm potrafi w równie małej obudowie ukryć 200, 400, a nawet 800W, ale wydaje się, że 100W bez problemu powinno wystarczyć na scenie. Co ważne, testowany wzmacniacz doskonale radził sobie przy maksymalnym rozkręceniu. Świetna wydajność gwarantowała czyste brzmienie, bez zniekształceń, nawet przy mocnym wysterowaniu basu. Urządzenie emituje bardzo mało szumów własnych, a przy prawidłowym wyregulowaniu poziomu wejściowego są one niesłyszalne.

Barwowo mamy efektywną regulację basu i góry, lecz niestety niewiele da się zrobić ze środkiem. Jakimś ratunkiem może być przycisk wycinający średnie tony (SHAPE). Niestety przed jego aktywacją środka jest trochę za dużo, a po aktywacji - za mało. Brak płynnie regulowanego środka we wzmacniaczu do instrumentów akustycznych to spore przeoczenie. Oczywiście jeśli dysponujemy rozbudowaną korekcją w elektronice gitary lub zewnętrznym preampem, to nie ma sprawy, w innym jednak wypadku możemy napotkać na problem. Może właśnie z tej przyczyny ogólne brzmienie wzmacniacza jest nieco surowe. I to właściwie jedyna uwaga, ponieważ nie sposób nie zauważyć doskonałej dynamiki i klarowności, jaka pojawia się podczas gry.

 

Brzmienie potrafi być ostre jak żyleta, co przy świeżo założonych strunach robi wrażenie. Basu jest wystarczająco i chyba nawet za dużo. W praktyce nie ma potrzeby ustawiania potencjometru BASS dalej niż na "godz. 10.00". Podwójny tweeter sprawia, że góra pasma brzmi wyjątkowo przestrzennie. W żadnym wypadku nie pojawiają się twarde, "kartonowe" częstotliwości wysokie dobrze znane ze wzmacniaczy zamkniętych w równie małych obudowach. Przy mocniejszym podkręceniu basu robi się go naprawdę dużo, w dalszym jednak ciągu wzmacniacz nie przesterowuje, oferując krystalicznie czyste brzmienie. Dużą zaletą testowanego pieca jest fakt, że już po włączeniu i ustawieniu wszystkich potencjometrów na połowę zakresu otrzymujemy poprawną barwę. Spektrum brzmieniowe produkowane przez AAR1 jest dość naturalne z przewagą niskich częstotliwości. Jedyny mankament to wspomniany wcześniej brak regulacji środka.

O ile po wycięciu średnich częstotliwości przełącznikiem SHAPE uzyskujemy surowe brzmienie sprawdzające się podczas gry podkładowej, o tyle w przypadku gry solowej powinniśmy ten przełącznik wyłączyć. Oczywiście zabieg taki podczas gry jest absurdalny i gdyby tylko była możliwość płynnej ingerencji w problematyczną częstotliwość, można by ustawić kompromisową barwę pasującą do każdego stylu gry. Natomiast dużo dobrego należy powiedzieć o wbudowanym pogłosie. Zazwyczaj jest to najsłabszy element wielu podobnych urządzeń, ale nie tym razem. Ponieważ możemy tu sterować nie tylko nasyceniem efektu, ale także jego rodzajem i długością, znalezienie satysfakcjonującego ustawienia nie stanowi problemu. W każdym przypadku reverb brzmi bardzo naturalnie i naprawdę może być przydatny podczas gry.

PODSUMOWANIE


Ashdown AAR1 to bardzo udany wzmacniacz do instrumentów akustycznych, który łączy w sobie mobilność i odpowiednio dużą moc. Nie bez znaczenia pozostaje także jego cena - jest to jedno z lepiej brzmiących urządzeń, na jakich grałem w tym przedziale cenowym. Jedynym mankamentem może być problematyczna regulacja częstotliwości środka, która, jeśli dysponujemy rozbudowaną korekcją w gitarze, nie powinna nam istotnie przeszkadzać.

Zaletą za to jest świetny reverb, dzięki któremu właściwie nie musimy inwestować w zewnętrzne urządzenia. Jeśli jednak naszłaby nas taka ochota, to możemy skorzystać z wbudowanej pętli efektów - kolejnej przydatnej funkcji, jaką znajdziemy w testowanym piecu. Biorąc pod uwagę wady i zalety przedstawionego wzmacniacza, trzeba przyznać, że firma Ashdown doskonale wywiązała się z zadania skonstruowania akustycznego pieca, który może śmiało konkurować z droższymi wzmacniaczami. Jednocześnie udało jej się osiągnąć doskonały stosunek jakości do ceny, co umożliwia samodzielne przekonanie się o walorach AAR1 bez potrzeby organizowania napadu na bank...

moc: 100W
kanały: 2
regulatory: INPUT LEVEL, TREBLE, BASS, NOTCH FREQUENCY,REVERB LEVEL, OUTPUT
przyłącza: CHAN1 (jack), CHAN2 (jack, XLR), LINK/LINE OUT, FX SEND, FX RETURN, POST EQ D.I.
głośniki: 1×8", 2×tweeter
wymiary: 440×490×325mm (W×S×G)
waga: 11kg


 

Krzysztof Błaś

Wynik testu
Funkcjonalność:
5
Wykonanie:
6
Brzmienie:
5
Jakość / Cena:
6
Dystrybutor