IBANEZ ValBee VBG

Rodzaj sprzętu: Wzmacniacz

Pozostałe testy marki IBANEZ
Testy
2009-10-07
IBANEZ - ValBee VBG

Kto z naszych Czytelników nie oglądał w dzieciństwie bajki "Pszczółka Maja"? W tym miesiącu mamy okazję poznać jej gitarowe wcielenie, czyli ValBee.

Pod tą nazwą ValBee (czyli valve bee - lampowa pszczółka) kryje się najmniejszy wzmacniacz high gain w odświeżonej ofercie Ibaneza. Sprawdźmy, czy to maleństwo sprawdzi się jako piecyk shreddera ćwiczącego "Lot trzmiela"...

BUDOWA

Combo ma konstrukcję zamkniętą z otworem stratnym w tylnej ściance, przez który można zobaczyć lampę końcówki mocy 6L6. Takie usytuowanie nie jest przypadkowe, ponieważ ułatwia chłodzenie wzmacniacza. Lampa przedwzmacniacza 12AX7 jest widoczna dopiero po odkręceniu tylnej ścianki wykonanej, jak cała obudowa, z płyty MDF oklejonej barwnym tworzywem. Korpus stanowiący jednocześnie panel sterowania zamontowano w górnej ściance. Przyłącza ograniczono do minimum - wzmacniacz posiada jedno wejście instrumentalne, szeregową pętlę efektów i gniazdo zasilania. Polerowany panel zdobi podwójny wyłącznik i gałki potencjometrów w klasycznym stylu "kurzych główek" (chicken head). Brzmienie można ustawić za pomocą sześciu potencjometrów (GAIN, BASS, MIDDLE, TREBLE, PRESENCE, VOLUME) oraz przełącznika czułości. Głośnik Power Jam produkcji Ibaneza o średnicy 6,5" chroni mocna, perforowana blacha. Uchwyt do przenoszenia piecyka zgrabnie wkomponowano w niezbyt głębokie wyfrezowanie górnej ścianki.

WRAŻENIA

Przy pierwszym kontakcie uwagę zwraca oryginalna stylistyka i wykończenie urządzenia. Panel sterowania nawiązuje do klasycznych wzorców - kształt i kolor obudowy są jak najbardziej współczesne. Jednak uwagę najbardziej zwraca wielkość tego piecyka. Na pierwszy rzut oka bliżej mu do tranzystorowych zabaweczek (często nawet na baterie) niż do wzmacniacza dla miłośników głośnego wymiatania. Jeśli skonfrontujemy wielkość głośnika i moc 5W z napisem "high gain", który widnieje na panelu, uśmiech sam pojawia się nam na twarzy. Gdyby nie logo poważnego producenta, można by pomyśleć, że to jakiś dowcip albo tani chwyt reklamowy. Testując tak niecodzienną konstrukcję, nie mogłem nie zajrzeć do środka. W ruch szybko poszedł wkrętak i po zdjęciu tylnej ścianki dokonałem oględzin wnętrza - wszystko jak należy: dwie lampy i dwa transformatory (zasilania oraz głośnikowy) rzeczywiście się tam znajdują! Korpus wykonany jest tradycyjnie, czyli z giętej blachy, niczym w dużym combo. W środku czysto i schludnie - bez śladów kleju, farby czy wiórów.

Obsługa wzmacniacza jest dziecinnie prosta - wyraźnie opisanych potencjometrów nie sposób pomylić. Trzeba tylko pamiętać o sekwencji włączania i wyłączania wzmacniacza, by przed przekręceniem gałek "cała w prawo", lampy zdążyły się rozgrzać. Tu miła niespodzianka - regulacja czułości działa nie tylko na przesterze, ale również na kanale czystym - tej cechy mogą pozazdrościć niektóre duże wzmacniacze.

BRZMIENIE

Kanał czysty brzmi słodko i śpiewnie, podkreślając cechy brzmienia gitar typu Stratocaster ("szklanka" czy jak kto woli "dzwoneczek"). Z gitarą typu Les Paul brzmi nieco cieplej, jednak dźwięczna góra pasma wciąż pozostaje. Przy tak niewielkich wymiarach obawiałem się, że piecyk zabrzmi bardzo wąskim pasmem, by nie powiedzieć "telefonicznie". Okazuje się jednak, że 3-punktowa korekcja ma nie tylko szeroki zakres regulacji, ale umożliwia uzyskanie całkiem - jak na gabaryty wzmacniacza - szerokiego pasma. Potencjometr TREBLE w tym przypadku jest raczej wyższym środkiem, a za górę odpowiada regulacja PRESENCE, w większości wzmacniaczy odpowiedzialna za najwyższą górę.

Przy mocnym rozkręceniu czułości na kanale czystym pojawia się overdrive przechodzący w crunch, gdy gitara ma mocne przetworniki. Zapewne nie wszystkim przypadnie on do gustu, ale - wykorzystując korektor i potencjometr barwy w gitarze - można przyciąć najostrzej brzmiące częstotliwości, uzyskując brzmienie godne głośnika większego kalibru. W przypadku dużych wzmacniaczy uzyskanie tego typu brzmienia przy niskiej głośności jest praktycznie niemożliwe - albo mają pojedynczą regulację głośności (bez rozdzielenia na GAIN i MASTER VOLUME), albo moc rozkręconego 12-calowego głośnika zaczyna dawać się we znaki. Możliwości tego kanału są dość zaskakujące - stopniowo rozkręcając czułość zauważyłem, że zakres jej regulacji sięga dalej niż w innych małych piecykach, które miałem okazję testować nie tylko dla "Gitarzysty", ale i w zakresie badań własnych (by użyć terminologii naukowej).

Grając na przesterze, bardzo przydaje się pętla efektów. Dołączenie chociażby lekkiego delaya czy cyfrowego pogłosu sprawia, że ćwiczenie na tym piecyku staje niezwykle przyjemne. Przy naprawdę niewielkiej głośności można osiągnąć brzmienie przypominające dźwięk mocno rozkręconego dużego pieca. Podobnie, jeśli chodzi o reakcję wzmacniacza, który - jak na swoje gabaryty - jest stosunkowo wolny i pod tym względem zachowuje się jak duże konstrukcje, a nie małe tranzystorowe pudełka. Oczywiście osiągnięcie satysfakcjonującego brzmienia wymaga chwili pracy nad ustawieniem korekcji, ponieważ gdy wszystkie gałki wskazują "godz. 12.00", to pasmo jest wąskie, a brzmienie pudełkowate. Piecyk jest na tyle inspirujący, że po kilku próbach można uzyskać brzmienie, którego słuchacze nie spodziewaliby się z tak małych gabarytów. ValBee brzmi mniej więcej tak, jakby ktoś nagrał duży piec i odtworzył to nagranie kilka razy ciszej na niewielkim zestawie hi-fi. Z kolei, kiedy po nagraniu prezentacji wyłączyłem "pszczółkę" i uruchomiłem swoje lampowe combo 1×12", pomyślałem tylko: "ależ to hałasuje...".

PODSUMOWANIE

Małe lampowe piecyki mają swój urok, a na rynku jest ich coraz więcej. Jednak poza - nieżyjącym już, niestety - Rorym Gallagherem, którego wizytówką było domowe brzmienie małego Fendera, niewielu gitarzystów wykorzystywało je do innych celów niż ćwiczenia. Według starego powiedzenia lampowy piec brzmi najlepiej, gdy jest mocno rozkręcony. W przypadku "lampowej pszczółki" następuje to przy zaskakująco małej głośności. Wzmacniacz można mocno rozkręcić, uzyskując rasowe brzmienie i nie narażając się na uszkodzenia słuchu. Ta konstrukcja znakomicie sprawdzi się jako wzmacniacz do ćwiczeń, a przy umiejętnym operowaniu korekcją i mikrofonem można dzięki niemu uzyskać nagranie sprytnie udające większy piec typu high gain. Choć wzmacniacz ValBee kosztuje tyle, co dwa tranzystorowe piecyki o podobnej mocy i gabarytach, to z pewnością wart jest swojej ceny. Przede wszystkim ma w sobie coś, czego nie będą mieć nawet cztery piecyki tranzystorowe razem wzięte, a więc: magię i dynamikę brzmienia lampowego.

Wojciech Wytrążek

obudowa: zamknięta
z otworem stratnym w tylnej ściance
moc: 5W
lampy: 12AX7 (przedwzmacniacz), 6L6GC (końcówka mocy)
głośnik: 6,5", 4Ohm
regulatory: GAIN, BASS, MIDDLE, TREBLE, PRESENCE, VOLUME, przycisk BOOST
pętla efektów: szeregowa
wymiary: 300×280×240mm (S×W×G)
waga: 7,8kg


    

Wynik testu
Funkcjonalność:
4
Wykonanie:
5
Brzmienie:
5
Jakość / Cena:
5
Dystrybutor